Ułatwienia w uznawaniu kwalifikacji lekarzy spoza Unii nie wejdą w życie tak szybko, jak chciałby minister zdrowia. Proponująca rozwiązania „potencjalnie niebezpieczne dla pacjentów” i źle oceniona przez samorząd lekarski nowelizacja ustawy o zawodzie lekarza wróciła do dalszych prac w podkomisji.
Ministerstwo Zdrowia zniesie od marca limity na wizyty u kardiologów, neurologów, ortopedów i endokrynologów, czyli lekarzy, do których są najdłuższe kolejki. Z 2 mln oczekujących na dostanie się do specjalisty aż 700 tys. potrzebujących ustawia się właśnie do tych czterech specjalności.
Opinie biegłych, w oparciu o które sąd decyduje o pobycie w ośrodku dla osób „stwarzających zagrożenie” w Gostyninie, często nie spełniają standardów diagnozy psychologicznej, psychiatrycznej i seksuologicznej. A decydują o życiu więźniów kończących odbywanie kary.
Trudno zrozumieć decyzję ministra zdrowia, który obsadza w roli doradcy w jednej z najbardziej wrażliwych dziedzin medycznych naukowca o tak jednoznacznych poglądach. Prof. Kochański to m.in. ekspert episkopatu ds. bioetycznych i przeciwnik in vitro.
System lecznictwa publicznego, zamiast leczyć, nastawiony jest na to, by się pacjenta pozbyć. Odesłać do kolegi. Zwłaszcza gdy pacjent jest ciężko chory i generuje najwięcej kosztów.
Reforma finansowania szpitali publicznych w wydaniu PiS, czyli hucznie wprowadzony w 2017 r. system podstawowego zabezpieczenia świadczeń zdrowotnych w postaci tzw. sieci, nie wyciągnął ich z długów ani nie poprawił warunków leczenia.
Publiczna służba zdrowia pogrąża się w coraz większej zapaści, drastycznie brakuje leków. Potwierdzał to Andrzej Jacyna, zapowiadając bardzo ciężki rok. Słowa ministra Szumowskiego kłócą się ze słowami szefa NFZ, więc jeden z nich musiał odejść.
Oprócz tego, że oburza, „czarna lista pacjentów” wskazuje na groźną i przewlekłą chorobę polskiego systemu opieki zdrowotnej, chorobę, której MZ i NFZ leczyć nie chcą lub nie umieją. Mimo że mogłyby.
Na onkologii świetnie zbija się kapitał polityczny, zapowiadany więc w exposé premiera Narodowy Instytut Onkologii mógł zadziałać jak woda z Lourdes. Nie zadziała – bo nie powstanie.
Co z tego wynika dla pacjentów? Obawiam się, że niewiele. Nawet jeśli rezydenci posłuchają apelu i z powrotem zgodzą się na pracę dłuższą niż 48 godzin w tygodniu.