Czy to Anna Jarucka grała, czy nią zagrano? Czy to spisek, którego celem było rozstrzygnięcie wyborów prezydenckich nie w powszechnym głosowaniu, ale przy pomocy służb specjalnych i prowokacji? Czy raczej zemsta urzędniczki, która nie wyprosiła posady dla męża? A może to urok polskiej polityki, której ton nadają orlenowska komisja śledcza i korzystające z niej media?
W świetle telewizyjnych kamer politycy żądają jawności majątkowej w życiu publicznym. W zaciszach gabinetów jednak wymyślają, jak tu z ujawniania swych dóbr się wywinąć. Przejawiają w tym dużo inwencji.
Ustawodawstwo antykorupcyjne trzeba przestawić z głowy na nogi.
Deklaracje majątkowe – pierwszy krok do podatku od fortun?
Jerzy Szmajdziński, poseł i minister obrony narodowej, wpisał w swym oświadczeniu majątkowym, że pożyczył 300 tys. zł od osób fizycznych na spłatę kredytu mieszkaniowego. Pytany przez dziennikarzy od kogo pożyczył, uparcie odmawiał podania nazwisk, uznając, że jest to jego prywatna sprawa. Teraz, aby uniknąć dalszych pytań, Jerzy Szmajdziński oznajmił, że sprzedał mieszkanie – miał do oświadczenia majątkowego wpisane dwa – i pożyczkę spłacił. Ale pytania pozostały.
Na parlamentarnym rynku nieruchomości okazja goni okazję
Bogaczami, jak na polskie warunki, są posłowie Platformy Obywatelskiej i SLD, średniakami – parlamentarzyści z UP, SKL, PSL i PiS. Parlamentarna biedota, z małymi wyjątkami, zasiada w ławach LPR i Samoobrony. Taki obraz Sejmu wyłania się z lektury 460 oświadczeń o stanie majątkowym posłów, dostępnych na internetowych stronach Sejmu www.sejm.gov.pl.