Fala buntu przeciw paliwowej drożyźnie rozlała się po Europie i dotarła do Polski. Jako pierwsi zaprotestowali kierowcy wielkich ciężarówek należący do Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD). Choć ich protest miał niewielki zasięg, zachęcił innych do naśladownictwa. Swe niezadowolenie zamierzają demonstrować kolejne grupy zawodowe – rolnicy, rybacy, taksówkarze. Paliwowa rewolta zmusiła większość europejskich rządów do zastanowienia się nad polityką fiskalną. To zadanie czeka również polski rząd.
Cena ropy naftowej uparcie pnie się w górę. W ubiegłym tygodniu osiągnęła kolejny rekord – 37 dolarów za baryłkę. Świat zaczyna ogarniać naftowa panika, Francuzom jako pierwszym puściły już nerwy. Strajk kierowców protestujących przeciwko paliwowej drożyźnie przez tydzień paraliżował Francję i zaczął rozprzestrzeniać się po Europie. Czy nadciąga kryzys naftowy podobny do tego z lat siedemdziesiątych?
Warszawską giełdę zelektryzowała wieść o zainteresowaniu rosyjskiej firmy Łukoil Polskim Koncernem Naftowym Orlen SA. Inwestorzy uznali ją za prawdopodobną i zaczęli kupować akcje płockiej spółki, co spowodowało nagły wzrost kursu. Władze Orlenu uspokajają – firma nie utrzymuje kontaktów z Łukoilem, nie ma go też wśród dużych inwestorów posiadających akcje koncernu. Czy scenariusz wrogiego przejęcia polskiego monopolisty paliwowego przez rosyjskiego giganta to wymysł giełdowych spekulantów? Czy rzeczywiście Orlenowi nic nie grozi?
Chociaż premier Buzek i prezydent Kwaśniewski lubią sobie sprawiać drobne złośliwości, tym razem ten pierwszy wyposażył drugiego w świetny prezent na wizytę w Moskwie. Była nią podpisana tydzień wcześniej z norweskim premierem deklaracja o budowie gazociągu i imporcie 5 mld m sześc. gazu rocznie. Dzięki temu Polska zyska alternatywne źródło energii, a Rosja straci monopol na dostawy. Do tej pory spędzało to sen z powiek wielu polskim politykom.
Od kilku tygodni Polski Koncern Naftowy intensywnie reklamuje znak ORLEN – symbol swej nowej tożsamości. Jednocześnie do lamusa odejdzie wkrótce jedna z najsłynniejszych polskich marek, która dla wielu kierowców stanowi synonim stacji paliwowej – CPN. Eksperci nie mogą się nadziwić, że PKN tak łatwo pozbywa się tego znaku wartego zapewne kilkaset milionów dolarów i rezygnuje z tradycji, która w handlu ma wartość bezcenną. Jednocześnie wydaje masę pieniędzy, by reklamować coś, czego nie ma. Ani stacji, ani wyrobów marki ORLEN nikt jeszcze nie widział.
Dla producenta nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż monopol, zwłaszcza w dziedzinie, w której zbyt jest zagwarantowany. Dlatego nie ustają naciski, aby do Polskiego Koncernu Naftowego (który powstał z połączenia CPN i Petrochemii płockiej) włączać kolejne firmy. Chodzi zwłaszcza o wciąż samodzielną Rafinerię Gdańską.
1 marca, już piąty raz w tym roku, wzrosły ceny paliw. Tym razem stało się tak za sprawą podwyżki podatku akcyzowego (drugiej w tym roku). Kilka dni wcześniej Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe, tłumacząc to koniecznością zapobieżenia rosnącej inflacji. Jej źródłem – zdaniem RPP – obok drożejącej żywności są podwyżki cen paliw i podatków pośrednich. Wygląda na to, że znaleźliśmy się między młotem a kowadłem: musimy zaspokajać rosnące apetyty naftowych szejków i polskiego fiskusa. Czy polska gospodarka to wytrzyma?