Naszej gospodarce konflikt z Rosją ani wojna na Ukrainie zanadto nie zaszkodziły. Ostatni kwartał był nawet lepszy od prognoz.
To był niezły rok dla naszej gospodarki. A biorąc pod uwagę wojnę na Wschodzie i niekończące się kłopoty na Zachodzie, nawet całkiem dobry.
Nielegalna działalność to jednak tylko drobna część szarej strefy, która w sumie odpowiada za czwartą część naszej gospodarki i należy do najwyższych w Europie. O oszukiwaniu fiskusa opowiadają nam polscy przedsiębiorcy.
Szwedzi postanowili sprawdzić, czy pracując tylko przez 6 godzin dziennie, można być tak samo wydajnym jak w ciągu normalnego dnia pracy. W Polsce to by się nie udało.
Polska gospodarka jest europejskim wiceliderem wzrostów i na razie nie szkodzą jej rosyjskie embargo ani ukraiński kryzys.
Średnia płaca krajowa brutto przekroczyła cztery tysiące złotych, bezrobocie spada, a ekonomiści podnoszą prognozy naszego wzrostu PKB. Do euforii daleko, ale tak dobrze w naszej gospodarce dawno nie było.
W zalewie złych wiadomości ostatnich dni premier znalazł wreszcie i jedną dobrą. Polska gospodarka faktycznie szybciej się kręci. Na taki komunikat czekaliśmy od blisko dwóch lat.
W ostatnich dniach statystycy zalali nas potoczkiem optymistycznych informacji. W czerwcu wyraźnie w Polsce rosła produkcja sprzedana przemysłu, eksport, sprzedaż detaliczna (ta ostatnia ledwo, ledwo), a nawet płace w firmach, choć na pewno nie wszystkich.
Czasy są takie, że trzeba być gotowym na wszystko. Również na nagły wzrost dobrobytu.
Europejska biurokracja ciągle potrafi zadziwiać. Za rok do produktu narodowego poszczególnych krajów chce doliczać dochody osiągane z gospodarczej czarnej strefy, czyli m.in. z prostytucji, przemytu, handlu narkotykami, bimbrownictwa. A to wszystko w Polsce ma policzyć… GUS.