„American Beauty”, najlepszy film ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych, pokazuje w gorzko-komiczny sposób konsekwencje zgody społecznej na wyścig szczurów jako model życia. Nieustanne pompowanie się energią i młyn rywalizacji wyczerpują zasoby głębszych uczuć i wysysają energię seksualną z jego uczestników. Ale szyderstwo tego filmu sięga głębiej. Sugeruje on, że wycofanie się z tego wyścigu i społecznych rytuałów, które mu towarzyszą, nie gwarantuje wyzwolenia.
Wasilij Aksionow spóźnił się ze swoją trylogią. Gdyby w Rosji trwał komunizm, jego dzieło czytano by w Moskwie z wypiekami na twarzy. Może wzbudzałoby opór, ale nie obojętne wzruszenia ramion. Kultowy pisarz z pokolenia nowego modernizmu lat 60. w ponad trzydzieści lat po debiucie wydał powieść, która miała przebić „Doktora Żywago”.
Nie mam prawa zachwycić się tym „Weselem”. Zakaz wydał osobiście Jerzy Grzegorzewski, obwieszczając publicznie przed premierą, iż ktoś, kto nie akceptował jego ostatnich dokonań, „Halki Spinozy” czy „Nowego Bloomusaleem”, także tę propozycję obowiązany jest odrzucić. Przeto zachwyty w niniejszym tekście czynione będą prawem kaduka. Następnym razem dopuszczalny poziom aprobaty zostanie mi wyznaczony przez teatr pewnie już wprost na zaproszeniu.
Biorąc się w Łodzi za ograną i poczciwą (na pozór tylko, na pozór!) krotochwilę najlepszego polskiego komediopisarza, Agnieszka Glińska (tegoroczna laureatka Paszportu „Polityki”) przyjęła, jak się zdaje, to samo założenie, które rok wcześniej przyświecało Grzegorzowi Jarzynie przy pracy nad „Magnetyzmem serca”. Oboje spostrzegli, że stary Fredro, gdy zeń zedrzeć cienką, fałszywą pozłotę błahej ramotki, okazuje się mądrym i bystrym, ani nie naiwnym, ani nie anachronicznym obserwatorem świata. Godnym lepszego losu niż zalegalizowane wagary, czyli granie dla szkolnej dziatwy. Szukanie współczesnych walorów w dziele hrabiego Aleksandra zaprowadziło jednak parę inscenizatorów na całkiem rozbieżne ścieżki.
„Esther”, najnowsza powieść Stefana Chwina, wyróżniona właśnie nagrodą Fundacji Kultury, to nie tylko książka do czytania: wysmakowana jak poprzednia powieść, czyli głośny „Hanemann”, pełna dygresji i rozważań jak jeszcze wcześniejsza „Krótka historia pewnego żartu”, wymaga lektury niespiesznej, nastawionej na rekonstrukcję misternie poukładanych wydarzeń i na konfrontację światopoglądową.
Film „Prawo ojca”, debiut reżyserski znanego aktora Marka Kondrata, reklamuje się na plakatach sloganem „Kto się boi jest niewolnikiem”. Kondrat gra ojca zgwałconej dziewczyny, który niewolnikiem być nie chce, dlatego na własną rękę wymierza sprawiedliwość.
„Pragnienie”, najnowszy tom wierszy Adama Zagajewskiego, łączy udanie wątki osobiste z subtelną refleksją obywatelską. Ale ponad wszystko zaprasza do zastanowienia się nad istotą poezji, czy szerzej – sztuki w ogóle.
„Obciach”, najnowsza powieść Kingi Dunin, to książka wymierzona w stereotypy rodzinne – w zbiorowe przeświadczenia, że rodzinę wystarczy założyć, a reszta, dzięki mądrości wpisanej w tradycję, ułoży się sama.
Władysław Kopaliński w „Słowniku wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” definiuje antyszambrowanie jako „długie wyczekiwanie w przedpokojach, poczekalniach na audiencję, posłuchanie, rozmowę z osobami ustosunkowanymi, wpływowymi” i stwierdza, że jest to pojęcie przestarzałe. Znakomity autor napisał to w końcu lat sześćdziesiątych i choć słowo było może w tym czasie już przestarzałe, to na pewno nie można tego odnieść do sytuacji, którą opisywało.
Po premierach – wrocławskiej i warszawskiej – „Czwartej siostry” dały się słyszeć głosy rozczarowania: Janusz Głowacki w swojej najnowszej sztuce nie zawarł żadnej oryginalnej syntezy przemian współczesnej Rosji. W samej rzeczy: nie zawarł. Podobnie jak nie udało się to paru innym, zacnym myślicielom. Czy jest to powód do pretensji?