Ludzie zawsze narzekali, że czas pędzi na złamanie karku, po „niegdysiejszych śniegach” prędko nie ma śladu, a całe życie jest tylko „jedną chwilką”.
Czy katastrofa na Odrze otworzy Polakom oczy na to, jak dużo pożytków można mieć z rzek, jeśli się o nie zadba? I klęsk – jeśli nie.
Nie imały się jej mity ani ideologie. Nie zawłaszczył jej też żaden naród. Dzieje Odry są równie zmienne, jak zmienny był jej nurt.
Sytuacja na Odrze ukazała tylko fragment stopnia degradacji natury. Nie lepiej mają się inne rzeki. Oraz pola, lasy, ziemia i powietrze.
PiS ma dużego farta, że ekokatastrofa nie wydarzyła się na Wiśle, bo wtedy nie byłoby z kim dzielić się problemem, a w przypadku Odry Czesi i Niemcy są na podorędziu. Pech dobrozmieńców polega na tym, że wiedza na temat katastrofy się poszerza.
Konflikt władzy z wędkarzami był widoczny już od pierwszych dni odrzańskiego kryzysu. Ale spór między Polskim Związkiem Wędkarskim a zarządem Wód Polskich jest głęboki i rozlał się na cały kraj.
Powietrze otacza wszystko, w tym zanieczyszczenia, które rozchodzą się w miarę równomiernie i niosą z wiatrem. Wody powierzchniowe płyną rzekami lub stoją w jeziorach. Wydawać by się mogło, że przez to łatwiej je monitorować, ale jest przeciwnie.
Dawniej mówiono: „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, a teraz chyba trzeba powiedzieć: „wojewoda w łodzi równy temu, co z wędką chodzi”.
Katastrofa ekologiczna na Odrze obnażyła zatrważającą słabość państwa w sytuacjach kryzysowych. Odpowiedź PiS była jak zawsze głównie propagandowa. Ale nawet na tym polu obóz rządzący nie radzi sobie już tak dobrze jak kiedyś.
Setki tysięcy martwych ryb. Strach ludzi, którzy nad Odrą od lat rozwijali swoje firmy. Kolejne teorie i coraz więcej pytań i niewiadomych. Oto krajobraz po katastrofie.