Setki tysięcy martwych ryb. Strach ludzi, którzy nad Odrą od lat rozwijali swoje firmy. Kolejne teorie i coraz więcej pytań i niewiadomych. Oto krajobraz po katastrofie.
Parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej przeprowadzili 40 kontroli w instytucjach zaangażowanych w katastrofę na Odrze. Politycy zarzucają im spóźnioną reakcję, brak komunikacji i współdziałania.
„Wody Polskie – chaos u podstaw” – tak swój raport o tej instytucji zatytułowała w 2020 r. NIK.
Śmiercionośna fala na Odrze wywołała szok u naszych sąsiadów – zarówno w sensie ekologicznym, jak i kulturowym. Niemcy skarżą się przede wszystkim na brak informacji z polskiej strony.
W Odrze stwierdzono gatunek glona, który może produkować toksyny powodujące masowe śnięcie ryb. Biada jednak temu, kto z góry założy, że przyczyna katastrofy ekologicznej jest naturalna.
Zawiódł system zarządzania Odrą. Rzeka jest jedna, długa, płynie przez cztery województwa, a jej środowiskiem zajmuje się wianuszek fatalnie skoordynowanych, nieporadnych instytucji.
Nie ma w słowniku wystarczająco mocnego przekleństwa – mówi ratownik z Nowej Soli. Odra jest tu piękna, ludzie wściekli i rozżaleni, przygnębieni i bezsilni. Podobnie we Wrocławiu, Kostrzynie czy maleńkich Cigacicach, gdzie zorganizowali nad rzeką chyba pierwszą w kraju manifestację.
Bezpośredniej przyczyny katastrofy ekologicznej w drugiej co do wielkości polskiej rzece możemy nie poznać nigdy. Ale wiemy, co robić, żeby nie dopuszczać do podobnych nieszczęść w przyszłości. Rozmowa z prof. Tomaszem Kowalczykiem z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Złote glony dotychczas nie były spotykane w Polsce, ale to była tylko kwestia czasu. Zwłaszcza w Odrze, której wody są stale zasolone i która wciąż jest wykorzystywana żeglugowo.
Skażenie Odry to przede wszystkim klęska ekologiczna, z której rzeka i jej otoczenie będą podnosić się latami. Wydarzenie to ma jednak również wymiar ekonomiczny – z rzeki korzystali turyści, rolnicy i przedsiębiorcy.