Jedna niedziela – 11 lutego – i oto mamy dwa światowej rangi rekordy. Pierwszy, Guinnessa, w ilości zupy pomidorowej ugotowanej na wolnym powietrzu (3500 litrów) ustanowiono w Wiśle. Drugi, seksualny rekord Polski, Europy, a może nawet świata, padł w Warszawie (167 kontaktów w cztery godziny).
Pierwszy seksualny rekord świata został ustanowiony w Stanach Zjednoczonych. Inny padł nad Wisłą.
Od chwili, gdy do powszechnej świadomości dotarło, że agencje towarzyskie to zwykłe domy publiczne, prawnicy zaczęli prześcigać się w wymyślaniu kruczków, jak legalnie działającym agencjom udowodnić, że są nielegalne. To znaczy wykazać, że świadczone tam usługi są zwykłym nierządem, z którego czerpią zabronione korzyści materialne właściciele, czyli osoby trzecie. Dyskusja powracała zwykle w sezonie ogórkowym. Teraz jednak nad działalnością agencji pochylili się dwaj najważniejsi dziś polscy prawnicy: rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll i minister sprawiedliwości Lech Kaczyński.
Seksuolodzy utwierdzili Polaków w poglądzie, że z erotyką jest u nas marnie, bo nie umiemy o tym rozmawiać, nie jesteśmy dobrze wyedukowani, skuwa nas rygorystyczna obyczajowość, antykoncepcja jest sprawą upolitycznioną, a tak w ogóle, jeśli się mieszka pod jednym dachem z teściową, to jak może być dobrze.
W Ameryce zdobywa powodzenie „Historia celibatu” Elizabeth Abbott. Jeśli wierzyć pisarce, wszelki postęp człowieka – od kultury po politykę – dokonuje się dzięki tym, którzy zrezygnowali z uciech cielesnych na rzecz wyższych celów. Kiedyś celibat był wyrzeczeniem godnym litości, dziś zwolennicy tej formy abstynencji są dumni ze swej czystości i twierdzą, że w „czystym ciele zdrowy duch”.
Smukła blondynka Swietłana Piesocka zrywa z siebie spódniczkę. Poprawia czarne, koronkowe majteczki, wsuwa palce pod paski frywolnego staniczka. – Czy podciągnąć wyżej pończochy? – wypytuje reżysera, który przygląda się jej krytycznie.
Scena w amerykańskim Kongresie przypominała rozprawę sądową. W roli oskarżycieli wystąpili członkowie Senatu, w roli oskarżonego Hollywood, konkretnie przedstawiciele ośmiu największych wytwórni filmowych.
Reklama często odwołuje się do seksu, żeby skłonić konsumenta do wydania pieniędzy na towar, który zachwala. Działa więc jak elegancka kurtyzana, która nie od razu sięgając do kieszeni klienta, najpierw demonstruje swoje wdzięki.
– Chcesz seks czy laskę? – Rosica, którą przed rokiem przywiózł do Polski bułgarski handlarz żywym towarem, uśmiecha się rutynowo, jakby pytała: kawę czy herbatę? Wygląda na 18–19 lat. A ma ich zapewne o dwa, trzy mniej. Trykotowa bluzka z głębokim dekoltem, mini, buty na grubej podeszwie i wyzywający makijaż. Kiedy po kilku godzinach pracy w upale wsuwa spoconą głowę przez okno do zatrzymanego Fiata, bije od niej kwaśnym potem: – Daj sto, to zrobię ci laskę bez gumy i do końca – zachęca wyuczonym zdaniem i łamaną polszczyzną.
Od lat trwa dyskusja, jak karać przestępców seksualnych. Sprawców zbrodni na tle lubieżnym nie odstrasza nieuchronność ani wysokość kary. W ich duszy tkwi choroba, której nie uleczy nawet najdłuższy pobyt w kryminale. Przypadek Szczepana W. jest tego najlepszym przykładem.