Dodatkowe 870 mln zł, które wraz z podwyższeniem składki o 0,25 proc. wpłyną w przyszłym roku na konto Narodowego Funduszu Zdrowia, nie uratuje ochrony zdrowia przed finansową zapaścią. W sytuacji przewlekłego chaosu organizacyjnego wyciąganie pieniędzy z kieszeni podatników można uznać za nieuczciwość.
Szkoda, że dobre samopoczucie ministra zdrowia nie jest zaraźliwe
Minister zdrowia Mariusz Łapiński zażądał usunięcia ze szpitali fundacji, które wykorzystują publiczny sprzęt i przyjmują pacjentów za pieniądze. W ten sposób minister chce z siermiężnej ochrony zdrowia wyprowadzić świadczone na komercyjnych zasadach usługi. Ale co w zamian? Fundacje pozwalają dorobić szpitalom, personelowi medycznemu, zamożnym chorym ułatwiają omijanie kolejek. Może warto pomyśleć o wprowadzeniu prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych? Ale politycy cały czas są im przeciwni.
Polskie lecznictwo uzdrowiskowe jest ciężko chore. Sanatoria niszczeją. Rośnie liczba nieczynnych obiektów podobnie jak kolejka pacjentów kas chorych czekających na skierowanie. Co gorsza, nie ma pomysłu na sensowne zmiany. Nie wiadomo też, kto miałby się tym zająć. W ramach reformy w Ministerstwie Zdrowia zlikwidowano nawet departament ds. uzdrowisk.
„Chory potrzebuje zastrzyku… gotówki” – to diagnoza stawiana od lat słabującej służbie zdrowia w Wielkiej Brytanii. Bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich była szczytowym osiągnięciem powojennych rządów laburzystowskich. Stopniowo jednak przestała być chlubą i zamieniła się w bolączkę dla każdej opcji politycznej u steru rządów. Pomimo coraz głośniejszego nawoływania do radykalnej reformy, rząd Tony’ego Blaira zamiast zmian zaproponował wstrzyknięcie kolejnych miliardów funtów w umierający system opieki zdrowotnej.
Minister zdrowia oszczędza na szczepieniach przeciwko żółtaczce, szpitale – na środkach dezynfekcyjnych. W sumie jednak kupują ich ogromne ilości, więc jest to poważny interes. Nie wygląda on w Polsce na sterylnie czysty.
Przykre i pełne goryczy jest życie wypełnione chorobą i cierpieniem. Ale jeszcze gorzej jest być chorym, a jednocześnie mieć świadomość całkowitej bezradności, opuszczenia i niemocy. Taka jest właśnie sytuacja wielu Polaków. System opieki zdrowotnej stał się u nas przedmiotem manipulacji i targów politycznych, kiedy to doraźne zyski, układy, interesy finansowe i polityczne nabierają większego znaczenia niż dobro pacjenta. Zdrowie jest zbyt cennym dobrem, by powierzać go jedynie politykom lub lekarzom. Czy jesteśmy jednak jako społeczeństwo wystarczająco przygotowani do tego, by poważnie rozmawiać o tym, co się komu należy, kto ma za kogo płacić, jak zorganizować sprawiedliwy i moralny system opieki zdrowotnej?
Dopiero w tym tygodniu Ministerstwo Zdrowia zdecyduje, które leki ostatecznie umieścić na listach refundacyjnych i jaką wyznaczyć im cenę. Przepustką do wejścia na listy ma być obniżenie przez producentów cen o 5 do 30 proc. Z naszych informacji wynika, że firmy są skłonne przystać na ofertę ministra, choć wcale nie są pewne, czy rzeczywiście któryś z 370 już wykreślonych specyfików trafi na listę z powrotem. Lista jest warta kilka miliardów dolarów, więc łatwo zrozumieć, jakie żywioły rozpętał min. Mariusz Łapiński.