Zdrajcy, szpiedzy i tajni agenci to wielki temat w dziejach kultury. Ostatnio jednak nastały dla nich gorsze czasy, czego dowody mamy w literaturze i kinie.
Rozmowa z amerykańską dziennikarką Sharon Weinberger o tym, jakie tajemnice naprawdę kryją amerykańskie laboratoria wojskowe
O życiu z podwójną tożsamością, werbowaniu szpiegów i manipulowaniu ludźmi - mówi Vincent V. Severski.
Najprostszą metodą zdobycia kosztownej technologii jest jej kradzież. Chiński wywiad robi to zupełnie inaczej niż inne tajne służby świata. Działa coraz lepiej i na coraz większą skalę.
Żyjemy w mroku tajemnic, w gąszczu klauzul „poufne”, „tajne”, „ściśle tajne”. Mania tajemniczości powoduje skutek odwrotny do zamierzonego – nawet prawdziwe tajemnice są bezustannie ujawniane, a to, co powinno być jawne, jest przed opinią publiczną skrzętnie skrywane.
Schwytanie szpiega to sukces. Publiczne o tym ględzenie to klęska, albo propagandowe piciu-miciu, które z grą wywiadów nie ma nic wspólnego.
Władze amerykańskie stworzyły tak rozległy aparat wywiadowczy, że same go już nie ogarniają. Z pomocą przyszli dziennikarze śledczy „The Washington Post”.
FBI rozbiło rosyjską siatkę szpiegowską, aresztując kilkunastu agentów. Były sceny i sytuacje jak z Jamesa Bonda. Ale kto napisał scenariusz?
Parę dni po wizycie prezydenta Rosji Miedwiediewa w USA pewien amerykański tajny agent FBI spotkał się z kobietą, którą FBI podejrzewa o przynależność do rosyjskiej siatki szpiegowskiej.
Po co właściwie ujawniono dawno rozpoznaną siatkę dość nieudolnych rosyjskich szpiegów zaraz po wizycie Miedwiediewa w USA? Czy ktoś nie chciał zbytniego ocieplenia w stosunkach z Moskwa? A może chciano utrudnić ratyfikację nowego układu rozbrojeniowego przez amerykański Senat? Autor, doświadczony indyjski dyplomata, sugeruje jeszcze inną hipotezę…