W latach 80. serca polskich telewidzów podbił brazylijski serial „Niewolnica Isaura”. Teraz serialowym hitem okazuje się meksykańska „Esmeralda”. Historia zdaje się powtarzać.
Breaking News, tak telewizja CNN sygnuje relacje z wydarzeń nadzwyczajnych, które łamią zaplanowany porządek informacji. W sobotę, 19 grudnia 1998 r., złamany był nie tylko porządek informacji. Złamany na pół był także telewizyjny ekran. Po lewej stronie obrazek z noktowizora, jakby nierealnych pocisków zrzucanych na Irak. Po prawej debata w Izbie Reprezentantów nad usunięciem Billa Clintona z urzędu. Sam techniczny zabieg nie szokował. Jednak sąsiedztwo obrazów nie wynikało tylko z wagi informacji, ale także z ich związku. Czy prezydent, który od kilku lat mimo wielu powodów nie użył siły wobec Iraku, tylko przez przypadek zrobił to akurat w przeddzień głosowania, mogącego wpłynąć na usunięcie go z urzędu?
Za pośrednictwem telewizora można już kupić suszarkę do grzybów, aparat do odchudzania bez ćwiczeń, politurę samochodową oraz kawałek jaskini w Jerozolimie, w której urodził się Chrystus. W grudniu telesklepy zarabiają na następne pół roku działania.
Gust publiczności upadł tak nisko, że zagraża kulturze, oświadczył niedawno w wywiadzie jeden z dyrektorów Programu I TVP Radosław Piwowarski. Ale czy rzeczywiście widzom nie zależy na poziomie, czy też może telewizja nie potrafi dostarczyć spektakli, które miałyby znaczenie dla abonentów i były jednocześnie wartościowe? Tak czy inaczej, w odbiorze TV nastąpił kryzys.
W Polsce od września nadaje swój pakiet programów cyfrowych Wizja TV (kapitał amerykański). Teraz rusza jej konkurent - Polska Platforma Cyfrowa, której najważniejszymi udziałowcami są TVP, Canal+ i Polsat. Konkurencji mediów towarzyszy inna - polityczna.
Sezon piłkarski w tym roku rozpoczął się od wyrwania kasety z kamery Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego przez ekipę Canal Plus przed meczem stołecznej Polonii ze szczecińską Pogonią. A zakończy procesem przed szwajcarskim sądem między krakowską Wisłą i niemiecką agencją UFA, handlującą prawami do transmisji futbolowych.
Na pewno wiemy, czego chcemy. Chcemy oddzielić funkcję nadawcy od producenta, a jednocześnie zapobiec wypływowi gotówki z firmy, co groziłoby, gdyby produkcje programów oddać wyłącznie w ręce producentów zewnętrznych. Chcemy wprowadzić mechanizm konkurencji i rynku do wewnątrz firmy.
Zdołaliśmy się już przyzwyczaić, że publiczna Dwójka w zabieganiu o widownię telewizyjną musi przegrywać z Polsatem. I oto okazało się, że nadawane tego lata dwójkowe "Pikniki" w Pułtusku i Gnieźnie były oglądane chętniej niż polsatowskie telezabawy, a koncert piosenek lwowskich skupił więcej widzów niż retransmisja występu Rolling Stonesów. Dwójka rozbiła swój autostereotyp, zaś frekwencyjny sukces jej programów każe raz jeszcze zapytać, kim właściwie jest dzisiejszy widz telewizji publicznej.
Angielski serial telewizyjny "Ja, Klaudiusz", wznowiony po przeszło 20 latach, jest jednym z najwybitniejszych osiągnięć w tym gatunku. Jego tematem jest degeneracja władzy autorytarnej, pokazana na przykładzie losu pierwszych cesarzy rzymskich.
Jak co roku otwarcie nowego sezonu telewizyjnego wiąże się z nadzieją, że może właśnie teraz telewidz polski, zwykle traktowany statystycznie, otrzyma coś, na co czekał od zawsze: godziwą rozrywkę, rzetelną informację i filmy o standardzie wyższym niż ten B-klasowy. Stacje komercyjne chcą utrzymać przynajmniej dotychczasowy stan posiadania, telewizja publiczna zapowiada kontynuację najlepszych swoich tradycji i ponoć wie już na pewno, jak skutecznie wygrywać z konkurencją. Jak wynika z głośno wyrażanych deklaracji, walka o uwagę telewidza będzie jeszcze ostrzejsza.