Rząd na tajnym posiedzeniu przyjął trzyletni program modernizacji uzbrojenia policji i Straży Granicznej. Do 2003 r. obie formacje mają otrzymać prawie 54 tys. nowych pistoletów. Broń ma ułatwić funkcjonariuszom służbę, a przede wszystkim kontrakt na jej produkcję pozwoli uchronić radomskiego Łucznika przed bankructwem.
Szefowie zakładów byłego Centralnego Okręgu Przemysłowego są zgodni w ocenach: pogorszenie stanu ochrony mienia i tajemnic to plon fatalnej sytuacji ekonomicznej zbrojeniówki. W branży zapanował chaos, wynikający z braku decyzji rządowych i odpowiedzi na pytanie: co dalej.
Przed wojną Fabryka Karabinów w Warszawie produkowała maszyny do pisania ef-ka. Po wojnie fabryka maszyn do pisania Predom Łucznik w Radomiu produkowała karabiny AK-47. To nie jedyna ironia naszej historii gospodarczej. W efekcie przestawienie fabryk zbrojeniowych na produkcję cywilną okazuje się trudne, z cywilnych zamiarów wychodzi wojskowy rezultat. Przypomniała o tym niedawna uliczna bitwa robotników Łucznika z policją. O co jednak tak naprawdę gra Łucznik?
W naszym przystosowaniu technicznym do wymogów NATO uzbrojenie nie jest sprawą najważniejszą. Bruksela przykłada większą wagę do wyposażenia nowych członków Sojuszu w zgodne ze standardami Paktu systemy łączności i informatyki niż do kupowania przez nich nowych samolotów, dział i karabinów.
Gdy władzę sprawowała koalicja SLD-PSL, na ulice z drewnianymi karabinami wychodzili związkowcy z Solidarności, a ci z OPZZ w zakładach wieszali flagi i robili masówki. Dziś, gdy rządzi koalicja AWS-UW, flagi w zakładach wiesza Solidarność, a rządowe gmachy jajami obrzucają związkowcy z OPZZ. W Warszawie kolejny raz strajkowali związkowcy ze zbrojeniówki domagając się przyspieszenia restrukturyzacji branży i zwiększenia rządowych zamówień na broń z polskich fabryk.
Sejm rozpoczął podniosłą debatę nad ustawą o ratyfikacji Traktatu Północnoatlantyckiego. W tym samym tygodniu odbyła się demonstracja pracowników upadającej zbrojeniówki i pogrzeb lotników z rozbitego w Święto Niepodległości samolotu Iskra. Lotnicy jako pierwsi będą się integrować z NATO - spadną na nich zadania obrony wspólnego obszaru powietrznego. Tymczasem niektórzy domagają się całkowitego zakazu lotów na złym sprzęcie. Czy stan polskiego lotnictwa nie jest symbolem sytuacji całych sił zbrojnych, których głównym zadaniem wydaje się dziś dotrwać do kwietnia, kiedy to wreszcie przyjmą nas do NATO?
WSK Mielec była i wciąż pozostaje największą i najbardziej znaczącą fabryką lotniczą w Polsce. W czasach świetności zatrudniała 23 tys. osób, bywało, że wytwarzano tu 40 samolotów miesięcznie: AN 2 (zbudowano ich 12 tys.), Dromaderów, M 15, Iskier (zbudowano ich w Mielcu około 400), AN 28. Ale na początku lat 90. załamał się rynek wschodni i dziś w całym holdingu pozostało 8 tys. osób.
W minionym tygodniu, w cieniu obchodów Święta Lotnictwa, odbyła się pierwsza tura polsko-amerykańskich rozmów o finansowych wariantach dzierżawy przez polską armię samolotów F-16 Falcon (Sokół) lub F/A-18 Hornet. Dozbrojenie przez leasing ma jednak wielu przeciwników.
- Kilka zakładów nie płaci pensji, a większość podatków i składek ZUS. Kondycja przemysłu zbrojeniowego jest gorsza niż górnictwa - przyznaje Dariusz Klimek, wiceminister gospodarki. Na 24 sierpnia związkowcy z tej branży zapowiedzieli godzinny strajk. Do protestu wezwała Solidarność, a przyłączył się też OPZZ, który pogotowie strajkowe ogłosił już w lipcu. "S" zapowiada okupację bydynków administracji rządowej, a OPZZ strajk generalny.