Jest wiele powodów, dla których ceny w dyskontach u nas i za Odrą coraz mniej się różnią. Część z nich zawdzięczamy polskim politykom.
132 strony, dziesiątki pomysłów i średnio 65 mld zł kosztów dla finansów publicznych rocznie. Największe zainteresowanie w Polskim Ładzie budzą zmiany w podatkach i składkach, które odczują wszyscy pracujący.
Tempo wzrostu cen staje się coraz szybsze. W kwietniu były już o 4,3 proc. wyższe niż rok wcześniej. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca podskoczyły o 0,8 proc. Są powody do niepokoju, że maj będzie jeszcze droższy. Polacy trzymają się za kieszeń, ale rząd się cieszy. Na razie.
Premier i jego ludzie próbują zakrzyczeć fakty. A mówią one, że rząd nieskutecznie odzyskuje pieniądze od aferzystów, luka w podatku VAT od 2019 r. znowu rośnie, a rząd łata budżet nowymi obciążeniami, które nie są podatkami tylko z nazwy.
Nie tylko „estoński” CIT, opłata cukrowa i od „małpek” – w 2021 r. wzrosną m.in. stawki podatku od nieruchomości i psa, akcyza na samochody używane czy opłaty za wywóz śmieci. Czeka nas kumulacja zmian podatkowych.
Spadek wpływów z VAT oznacza, że skończyły się możliwości łatwego uszczelniania systemu podatkowego, a obietnica budżetu bez deficytu w 2020 r. staje się jeszcze mniej realna. Urzędnicy cieszą się więc z rosnącej inflacji.
Inflacja, rosnące ceny energii i paliw, podwyżka płacy minimalnej, słabnąca koniunktura, nowe stawki VAT. Wszystko to złoży się na wyższe koszty życia w Polsce A.D. 2020.
1 stycznia 2020 r. nastąpi mała rewolucja w rozliczeniach VAT, CIT i PIT. Wszystkie płatności do urzędu skarbowego będą dokonywane na specjalny indywidualny rachunek, tzw. mikrorachunek podatkowy.
Rząd planuje dodatkowe podatki od napojów słodzonych, „małpek” oraz suplementów diety. Z dbałości o nasze zdrowie czy raczej z chęci podreperowania budżetu NFZ?
Z powodu częstych zmian w przepisach, zwłaszcza podatkowych, przedsiębiorcy i ich księgowi ze stresu mogą osiwieć. I to mimo że część zmian ma im ułatwić prowadzenie biznesu.