Marian wspomniał komuś, że w dniu 90. urodzin może go w Polsce nie być, dlatego ze strony redakcji pojawiła się prośba, żeby jednak był. – To ja się zastanowię – odpowiedział. Propozycję zorganizowania jubileuszu przyjął po męsku. – Wiem, że wymagacie ode mnie wiele, ale nie mogę odmówić – wyznał, nie kryjąc, że brać jest mu w życiu znacznie trudniej, niż dawać.
Jubileusz miał być okazją do zaproszenia wszystkich ludzi, których Marian zna. Z tym że pełnej listy osób, które zna Marian i które chciałyby przyjść na jego jubileusz, nie sposób stworzyć. – Tego się nie da ogarnąć – rozkłada ręce dyrektor wydawniczy tygodnika Piotr Zmelonek. Lista rozrastała się w takim tempie, że obchody, które miały się odbyć w redakcji POLITYKI, przeniesiono do mogącej pomieścić 500 osób sali widowiskowej Muzeum Historii Żydów Polskich. Chociaż mówiło się, że Marian zapełniłby gośćmi również Stadion Narodowy.
Utrzymanie wszystkiego, co dotyczyło jubileuszu, w tajemnicy przed jubilatem było niemożliwe, ale postanowiono, że zostaną przygotowane liczne niespodzianki. Problem polegał na tym, że Marian nie lubi niespodzianek, więc było jasne, że postara się przejrzeć knowania tych, których nazwał „juntą spiskową”. A w zdobywaniu informacji Marian potrafi być uparty i bezkompromisowy. Próbkę swoich możliwości dał kilka dni przed jubileuszem, gdy na redakcyjnym korytarzu spotkał Piotra Zmelonka i z palcem uniesionym wysoko do góry oraz chytrym uśmieszkiem na twarzy poinformował go, że wie, iż do numeru planuje się jakąś laurkę na jego temat. – I co, myśleliście, że się nie dowiem?