Klasyki Polityki

Klub zamkniętych poetów

Wyjazdowe spotkanie autorskie więźniów-poetów w Centrum Kultury Katolickiej na bydgoskim Fordonie. Wyjazdowe spotkanie autorskie więźniów-poetów w Centrum Kultury Katolickiej na bydgoskim Fordonie. Stanisław Ciok / Polityka
Poeta Piotrek zastrzelił trzech ludzi, Sławek pomagał w zabiciu dwóch, Sylwek ma na koncie śmierć jednej osoby, podobnie drugi Piotrek. Poeci spotykają się w bibliotece przy ulicy Bartnickiej we Włocławku. Bartnicka 10 to adres więzienia i zarazem nazwa Więziennego Klubu Literackiego.

Poeci są zamknięci, bo życie im się pokomplikowało. Tylko Rysiek nie uczynił nic złego, dał się zamknąć dobrowolnie. Kiedyś był nauczycielem, teraz pracuje jako wychowawca. Wychowuje poetów. Kiedy przedstawia ich na wieczorkach autorskich, jak zawsze błyskotliwie dowcipny, mówi: moi bandyci. To wcale nie przenośnia poetycka, ale dosłowność określająca stopień życiowych komplikacji.

Rysiek, czyli Ryszard Seroczyński, poeta i wychowawca więzienny, zorganizował Klub Literacki Bartnicka 10 sześć lat temu. Początki trudne, bo skazani mieli do poezji niechętny stosunek, a poetów uważali za słabeuszy. Niektórzy po kryjomu urywali się do lirycznej oazy, czyli więziennej biblioteki. Stawali się na krótko ludźmi sztuki, aby po powrocie do celi znów odgrywać twardzieli.

Sam Rysiek krępował się wyznać kolegom z pracy, że ma poetycką pasję: – Przez lata jako klawisz pisywałem i publikowałem pod pseudonimem, bo przecież porucznikowi nie wypadało tworzyć wierszy.

Kiedyś jeden z jego podopiecznych dostał nagrodę w konkursie poezji więziennej. Podpisał się pseudonimem Jan Musiał. Gdy przyszło zaproszenie na rozdanie nagród, gwałtownie poszukiwano laureata. Na liście skazanych był faktycznie jakiś Jan Musiał. Wezwano go, aby powiadomić, że wygrał konkurs. Więzień zbladł i począł gwałtownie zaprzeczać: żadnych wierszy nie pisał, nigdzie ich nie wysyłał. W ogóle to jest prawie analfabetą (co było zgodne z prawdą). Wpadł w przerażenie, bo gdyby chłopaki pod celą dowiedzieli się, jakie padło na niego podejrzenie, byłby skończony, autorytet diabli wzięli.

Ale z upływem czasu osadzeni we Włocławku przyzwyczaili się do swoich poetów. Być może kryminaliści zaakceptowali rymotwórców, bo uznali, że ci wpadli na sprytny sposób urozmaicenia sobie pobytu za kratami, a taka chytrość budzi szacunek. Seroczyński wraz ze „swoimi bandytami” coraz częściej bowiem wyruszał w Polskę, najczęściej na spotkania z młodzieżą albo z twórcami z wolnego świata. Wiązało się z tym pewne ryzyko, należało przełamać opór przełożonych, udowodnić im, że taka forma resocjalizacji przynosi efekt. Seroczyńskiego po każdym wypadzie rozliczano. – Przyjęto proste zasady – mówi. – Jeżeli wyprowadzam za bramę dwudziestu skazanych, to z dwudziestoma muszę wrócić. Jak do tej pory bilans zawsze mi się zgadza.

Współczucie dla poetów

Piwnica pod Gwiazdami dla niepoznaki mieści się na drugim piętrze Wiatraka, czyli Centrum Kultury Katolickiej przy kościele na bydgoskim Fordonie. Na spotkanie ze studentami Seroczyński przywiózł dwóch swoich „bandytów”: Sławka Sikorę i Piotra Bogdanowicza. Przyjechała też opiekunka Bractwa Więziennego, zakonnica Karolina Łyskawka. Młódź studencka początkowo sprawiała wrażenie skonsternowanej faktem, że skazanym za zabójstwa towarzyszyła siostra zakonna i dowcipkujący wychowawca, a nigdzie nie było widać uzbrojonych strażników więziennych. Rysiek rozładował atmosferę opowiadając o jednej z poprzednich wypraw. Na pielgrzymkę do Lichenia zabrał 20 skazanych, siostrę Karolinę i kilkanaście osób z instytucji współpracujących z więzieniem we Włocławku. Jechali wielką więźniarką i przy leśnym parkingu zatrzymali się na – jak mówi Rysiek – sikundę. Traf chciał, że stał tam też radiowóz z policjantami. – Wyglądali na zdziwionych, kiedy z wnętrza zakratowanej ciężarówki wysiadła najpierw zakonnica, potem jeszcze kilka kobiet, a na końcu więźniowie – opowiadał Seroczyński. – I wszyscy w jak najlepszej komitywie.

Takich spotkań jak w Wiatraku poeci i pisarze z Więziennego Klubu Literackiego odbyli w 2003 r. ponad trzydzieści. Za każdym razem podobny rytuał. Najpierw trochę sztywno. Potem opowieści, za co te wyroki. I o życiu w kryminale, o udrękach codziennych, o tęsknocie za wolnością. Kiedy więźniowie zaczynają recytować wiersze, sala słucha w skupieniu. Stereotypy już są złamane – skazani za straszne czyny nie przypominają budzących grozę przestępców, okazują się wrażliwymi, często ujmującymi ludźmi, którzy tylko z powodu złego przypadku trafili za kraty.

Kiedy Piotr Bogdanowicz, który zastrzelił trzech ludzi, opowiada o więziennej celi – cztery metry na dwa – i o bezmiarze czasu: 23 godziny na dobę spędzone w klatce, sala mu współczuje. A kiedy mówi, że więzienie działa na człowieka jak wsteczny bieg, zapomina się zapachu wolności, a nawet znaczenia znanych słów, sala tym bardziej docenia kunszt jego wierszy.

Sławek Sikora (wyrok za udział w podwójnym morderstwie) mówi, że w wieku 29 lat przestał być człowiekiem sukcesu i został człowiekiem klęski, trafił do więzienia, siedzi w nim już dokładnie 3963 dni – sala przelicza klęskę Sławka na godziny i minuty.

Złośliwi twierdzą, że Seroczyński stworzył ze swoich podopiecznych wędrowną trupę artystyczną, jeżdżą po kraju z występami, a to przecież zaprzecza idei kary, na jaką ich skazano. Ryszard broni się, że to po prostu jego metoda pracy resocjalizacyjnej. – Obcowanie ze sztuką, z pięknem jest potrzebne każdemu człowiekowi, a skazanemu na odosobnienie tym bardziej – tłumaczy.

Sławek Sikora, który przez 9 lat swojej odsiadki zmienił kilka zakładów karnych, dopiero we Włocławku zrozumiał, że resocjalizacja nie musi być pustym hasłem. – Wcześniej wiedziałem jedno, system penitencjarny nas, skazanych, nie naprawia, on nas ściera – mówi.

Dużo czasu na pisanie

Piotrek był żołnierzem zawodowym. Służył w jednostce specjalnej. Mieszkał w Gdyni. W 1990 r. na jego mieszkanie napadło trzech mężczyzn. Piotrek, to kwestia odpowiedniego wyszkolenia, odparł atak, chwycił za broń i ich zastrzelił. Dostał 25 lat więzienia. Proces trwał rekordowo długo, 7,5 roku. – W ostatniej instancji już nie wypadało sądowi obniżać mi kary, skoro tyle odsiedziałem – mówi Piotrek. Mówi też, że ciężko żyć z takim grzechem – trzy śmierci na sumieniu, ale ma w sobie żal do sądu, że był niesprawiedliwy, skazując go aż na ćwierć wieku. – Nie wzięto pod uwagę, że dokonałem tego czynu w obronie koniecznej, inaczej sam bym zginął. W więzieniu pisze wiersze i aforyzmy, ale tak naprawdę już znacznie wcześniej parał się poezją. Od 13 roku życia tworzył, na szkolnych akademiach deklamował swoje utwory.

Sprawa Sławka stała się słynna na całą Polskę, od kiedy na ekrany wszedł film „Dług” – o jego historii. Sławek był w poprzednim życiu młodym biznesmenem i wpadł w szpony gangstera, który wymuszał od niego i jego wspólnika spłatę fikcyjnej pożyczki. Szukali obrony na policji, skarżyli się w prokuraturze, ale bezskutecznie. Więc postanowili szantażystę postraszyć, wywieźli go wraz z jego ochroniarzem do lasu, ale – jak mówi Sławek – wszystko wymknęło się spod kontroli. Dokonali podwójnego zabójstwa. Po śmierci odcięli ofiarom głowy, aby upozorować mafijne rozliczenia. Gazety pisały potem, że grali tymi głowami w piłkę, wykreowały ich na bestialskich, pozbawionych uczuć morderców. Sąd wiedział, jaki był prawdziwy powód tej zbrodni, wiedział też, że fakty opisywane w prasie w ogóle nie miały miejsca, ale nie znalazł dla oskarżonych wyrozumiałości. Sławek dostał 25 lat więzienia. Pisze opowiadania, krótkie formy prozatorskie, na przykład dziennik – relację z 35 dni za kratkami. Teraz przymierza się do trzytomowego dzieła. Dał mu już tytuł: „Dług”.

Sylwek ma 29 lat. W wojsku służył w komandosach. Wyszedł do cywila i zaraz trafił za kraty. Morderstwo, za które go osądzono, zostało popełnione przed siedmiu laty we Włocławku. – To było zabójstwo na zlecenie – mówi. – Ale nie ja go dokonałem. Na procesie też nie przyznał się do winy. Dzisiaj nie chce wracać do szczegółów tamtej sprawy. W więzieniu zrobił maturę. Przymierza się do podjęcia wyższych studiów. Waha się między informatyką, filozofią a religioznawstwem. Przygodę literacką w kryminale zaczął od wierszy, ale teraz steruje w stronę prozy. Pisze o więzieniu.

Drugi Piotrek służył w legii cudzoziemskiej. Jakoś tak wyszło, że on, syn dyrektora i urzędniczki z Warszawy, w wieku 19 lat (był 1989 r.) wybrał się na wycieczkę do Paryża i tam zgłosił się do punktu werbunkowego. W legii pracował (regularna pensja, sorty mundurowe, urlopy) przez dwa lata. Awansował na kaprala, zdążył nawet powojować w Afryce (– Więcej powiedzieć nie mogę, bo wiąże mnie tajemnica). Został ranny w nogę. Potem zdezerterował, wrócił do Polski i zatrudnił się jako barman. – Ale wciąż nie mogłem się w tym cywilu odnaleźć, zgłupiałem trochę – wyznaje. Spotkał kolegę z legii. Ten poprosił go o pomoc, bo miał kłopot z facetem, od którego pożyczył pieniądze. Poszli go postraszyć i, chociaż nie było takiego zamiaru, doszło do zabójstwa. – Ten koszmar wciąż od nowa przeżywam – mówi drugi Piotrek. Odsiedział już 12 lat z 25-letniego wyroku. Pisze opowiadania. Za „Afrykę” dostał główną nagrodę w konkursie literackim.

Tak się złożyło, że czwórka literatów z włocławskiego więzienia za popełnione czyny dostała takie same wyroki, po ćwierć wieku. Mają aż nadto czasu na tworzenie dzieł. Za wiele czasu na myślenie. Zbyt wolno ten czas upływa.

Wrażliwi na krzywdę

Ryszard Seroczyński łamie tabu, wedle którego o wszystkim, co się dzieje za murami kryminału, ma obowiązywać cisza. Przeciwnie, nieustannie rozsyła do mediów informacje o swoich nowych pomysłach. W wydawanej we włocławskim Zakładzie Karnym „Gazecie Więziennej” (redagowanej przez skazanych) ukazują się nie tylko wiersze i opowiadania więźniów, ale też porady prawne i wiadomości o życiu za kratami.

Chociaż mizeria finansowa ogranicza możliwości, Seroczyński wciąż ściąga na Bartnicką 10 tzw. ciekawych ludzi. Czasem wybuchają nawet skandale nie gorsze niż w wolnym świecie. Kiedy do więzienia przyjechał Michał Wiśniewski z zespołem Ich Troje, poeta Piotr Bogdanowicz „uciekł” na przepustkę. Nie chciał się spotkać z artystą, który ukradł mu – tak przynajmniej Bogdanowicz twierdzi – wiersze i na ich podstawie skonstruował tekst piosenki „Jenny of the story”. Kiedyś dał Wiśniewskiemu swoje utwory do przeczytania. Zdziwił się i oburzył, kiedy usłyszał je w radiu w wykonaniu Ich Troje. I ani słowa, że to on jest autorem. Doszło do sytuacji paradoksalnej – oto skazany na 25 lat więzienia zaskarżył do sądu znanego piosenkarza. Domaga się 90 tys. zł odszkodowania, proces w toku.

W listopadzie udało się Seroczyńskiemu namówić na przyjazd do więźniów wschodzącą gwiazdę polskiej literatury Dorotę Masłowską. W niedużej świetlicy zebrało się ponad 30 skazanych. Większość na sali stanowili wytatuowani, z wygolonymi czaszkami bywalcy ław oskarżonych, którzy o Masłowskiej i jej książce „Wojna polsko-ruska” nawet nie słyszeli (poza poetami i nobliwie wyglądającym panem w średnim wieku – ordynatorem skazanym za łapówki). Rozmowa nie kleiła się. Masłowskiej ktoś zarzucił, że nie jest rozmowna, więc dla podtrzymania konwersacji zapytała: – No jak tam, fajnie jest?

Zajebiście – padła odpowiedź. Natychmiast przyjęła tę konwencję. Opowiedziała o swoim koledze, który wyjął kiedyś zza pazuchy wiersze Miłosza. – Powiedział, że je zajebał w empiku – zacytowała. – Bo on, wiecie, miał taki delikatny sposób kradzenia.

Ale więźniom ta historyjka wcale nie zaimponowała. – Ja tu przyszedłem na spotkanie z literatką. Mądre słowa, ideały, zło i dobro. A tu siedzi panienka, która mówi do mnie moim językiem, rzuca chujami i chce być taka równa – na boku wyraził niezadowolenie jeden z więźniów.

Kiedy dwa lata temu do Ryszarda Seroczyńskiego zgłosili się trzej skazani (Mariusz Dybizbański oraz Sławek Sikora i Piotr Konca) z pomysłem zorganizowania wystawy poświęconej Holocaustowi, obawiał się, że to nie może się udać. Jak w więzieniu zdobyć eksponaty, jak stworzyć odpowiednią scenografię, jak wreszcie przełamać stereotypy? Ale wystawa odniosła sukces. Zwiedzający ją więźniowie zachowywali się jak stali bywalcy podobnych ekspozycji. Nie ukrywali wzruszenia wywołanego przez dramatyczne fotografie przekazane przez Jana Jagielskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego. – Skazani, wbrew opiniom, mają potrzebę przeżywania uniesień, są wrażliwi na sztukę, porusza ich dramat innych ludzi – ocenia Seroczyński.

Sławek od „Długu”

Poeci z Klubu Literackiego Bartnicka 10 założyli grupę nazwaną Twórcy zza Krat. Wspólne fascynacje literaturą, redagowanie gazety, praca w bibliotece i radiowęźle więziennym, wypady na spotkania autorskie poza mury kryminału – wszystko to razem obudziło w nich nadzieję, że nawet w czyśćcu można znaleźć jakiś sens życia.

Piotrek Konca, były legionista, autor nagradzanej „Afryki”, niebawem weźmie ślub z Joanną, studentką resocjalizacji. Poznali się podczas jednego z wyjazdowych wieczorów autorskich.

Sylwek Kurowski, były komandos, pracuje nad książką, pisuje też artykuły do włocławskich gazet. Układa sobie życie, jakby od wolności nie oddzielał go mur i kraty.

Piotrek Bogdanowicz, były żołnierz sił specjalnych, co dwa miesiące wychodzi na tygodniową przepustkę. Jedzie wtedy do domu, sprząta, remontuje, pomaga żonie wychowywać córkę. Potem wraca do kryminału i pisze wiersze.

Sławek Sikora, były biznesmen, od niedawna też korzysta już z przepustek. Jeździ wtedy nie do Warszawy, gdzie wcześniej mieszkał, ale do Gdańska, do pewnej dziewczyny. To ona odnalazła go w więzieniu. Obejrzała wcześniej film „Dług”, przeczytała reportaże w gazetach. Postanowiła mu pomóc. Założyła stronę internetową (www.dlug.org.pl) i zbiera podpisy tych, którzy są za ułaskawieniem Sławka. Na liście figuruje już ponad 6 tys. nazwisk.

Rysiek Seroczyński, porucznik służby więziennej z duszą wrażliwą na wiersze, z kryminału prawie nie wychodzi. Ma tu dużo do roboty, bo we włocławskim zakładzie karnym od kilku lat panuje urodzaj na zamkniętych poetów.

Polityka 4.2004 (2436) z dnia 24.01.2004; Na własne oczy; s. 92
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną