Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Policyjna fala

Mobbing i przemoc w policji

Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Wyzwiska, poniżanie, a nawet bicie to codzienność na komisariatach. Ale tym razem rzecz nie dotyczy łamania praw obywateli przez funkcjonariuszy, ale relacji między samymi policjantami.

Tekst został opublikowany w POLITYCE 20 stycznia 2010 roku.

Grudzień 2009 r. – 32 funkcjonariuszy olsztyńskiej policji drogowej domaga się dymisji przełożonego. Wrzesień 2009 r. – stu policjantów z Gniezna manifestuje na ulicy przeciwko komendantowi powiatowemu. Powody takie same: mobbing.

Coś w szeregach policyjnych pękło, przerwano zmowę milczenia. Z lękiem, że za bunt będą kary, z niewiarą w skuteczność, ale i z poczuciem, że tak dalej już się nie da, policjanci ogłosili publicznie, że są przeciwko przemocy. Przynajmniej tej, jaką stosują wobec nich przełożeni. Ruszyła fala przeciw fali.

Szef to nerwus. Źle stanąłem, wrzask. Położyłem teczkę na biurku, opierdziel. Raz powiedziałem coś nie po jego myśli, zdzielił mnie po pysku – opowiada policjant z małej miejscowości. Poszedł na skargę do związkowców, rozłożyli ręce, my tu nic nie możemy. Napisał do redakcji. A potem się przeraził. – Niech pan tego nie rusza – poprosił. – Jak szef się dowie, będzie piekło. Nie wytrzymam tego, palnę sobie w łeb.

W Gnieźnie bunt policjantów wybuchł po samobójczej próbie jednego z funkcjonariuszy, 49-letniego Andrzeja S. W policji pracował 24 lata, uważano go za dobrego gliniarza. Ale inspektor Paweł N., komendant powiatowy, naciskał, by doświadczony funkcjonariusz odszedł na emeryturę. Nie wiemy, jak przebiegała ich ostatnia rozmowa, jakich argumentów, a może gróźb, użył przełożony. Andrzej S. wziął potem służbową broń, poszedł do ubikacji i strzelił sobie w głowę. Przeżył, w ciężkim stanie trafił do szpitala. Po głośnej ulicznej manifestacji gnieźnieńskich policjantów komendanta odwołano, został służbowo przeniesiony do Poznania. W sprawie samobójczej próby trwa prokuratorskie śledztwo.

Co roku kilkunastu policjantów pozbawia się życia (często korzystając ze służbowej broni). Oficjalne dane mówią o kolejnych kilkunastu nieudanych próbach samobójczych, ale prawdziwa liczba desperatów nie jest znana, bo statystyki nie odnotowują wszystkich takich zdarzeń. Ile z tych udanych i nieudanych prób samobójczych miało związek ze stresem i frustracją w miejscu pracy?

Mobbing statystyczny

W Olsztynie prawie cała drogówka (32 policjantów na 34 zatrudnionych) stanęła murem przeciwko naczelnikowi sekcji. „Gazeta Olsztyńska” zacytowała jednego z buntowników: „Zastrasza nas i stosuje mobbing. Liczą się tylko statystyki, a nie ludzie”. Podobne zarzuty przeciwko przełożonym zgłosili policjanci ruchu drogowego w Augustowie. Tam też liczyły się tylko statystyki. Sprawę bada prokuratura.

Gdyby prześledzić ujawnione przypadki przemocy psychicznej i fizycznej w polskiej policji, okazałoby się, że jednym z istotniejszych powodów mobbingu wobec podwładnych są właśnie statystyki. Przełożeni domagają się pracy ponad siły z powodu słupków i wyliczeń. Ma być większa wykrywalność i basta. Ci z drogówki nie mogą zejść poniżej założonej liczby mandatów, nawet jeżeli kierowcy nie łamią przepisów. Za przekraczanie szybkości trzeba ukarać tylu i tylu, schwytać tylu i tylu nietrzeźwych za kółkiem. Nie piją – wasza wina, polecimy po premii.

Przełożeni, którym policjanci zarzucają mobbing, sami też są jego ofiarami. Policja to instytucja hierarchiczna. Każdy szef ma swojego szefa, a najwyższy szef, czyli komendant główny, kiedy wykrywalność słabnie, musi się meldować na dywaniku u ministra. Każdy na każdego naciska. Im niżej w hierarchii, tym brutalniej.

Co pewien czas wybuchają afery z fałszowaniem statystyk. Z tego powodu wymieniono prawie cały skład grójeckiej komendy powiatowej. Zarzuty usłyszeli szefowie kilku komend rejonowych, również z Warszawy. – Statystki to prawdziwa zmora – uważa emerytowany policjant, przed laty komendant wojewódzki. Na ich podstawie ocenia się pracę jednostek, a to daje fałszywy obraz. Jak porównać komisariat pracujący w rejonie przygranicznym, gdzie przestępstw zawsze jest więcej, z wiejską placówką, gdzie cisza i spokój. Policjanci zawsze naciągali i będą naciągać swoje wyliczanki. Stosują sprawdzone sposoby.

Śmierć w komendzie

Według rodziny i przyjaciół policjantów, 33-letni Arkadiusz M., kierownik referatu V (zwalczanie przestępczości przeciwko mieniu) Komendy Rejonowej Warszawa Śródmieście, padł właśnie ofiarą wyścigu o statystykę. 14 sierpnia 2007 r. nad ranem znaleziono go martwego w pokoju w komendzie. Lekarz stwierdził, że przyczyną zgonu był zawał serca. Prawdopodobnie była szansa na uratowanie Arkadiusza M. – czas zgonu określono na godziny między 20.30 a 1.30 w nocy, ciało znaleziono kilka godzin później – gdyby przełożeni w porę zainteresowali się, dlaczego młody policjant nie zakończył służby o godz. 16, jak wynikało z grafiku. Dzisiaj to już wiadomo, Arkadiusz, obezwładniony przez zawał, siedział samotnie za biurkiem, a do pokoju przez wiele godzin nikt nie zajrzał, chociaż obowiązkiem przełożonych było przyjąć od kończącego pracę raport i klucze.

To był dobry, uczciwy gliniarz – mówi starszy kolega Arkadiusza ze śródmiejskiej komendy Andrzej Pigan, który krótko po tym wydarzeniu odszedł na emeryturę. – Może tylko za wrażliwy na tę robotę.

Krótko przed śmiercią poprosił komendanta o zgodę na przenosiny do innej jednostki. Szef odmówił. Przed warszawskim sądem pracy toczy się sprawa z powództwa jego żony o uznanie, że śmierć Arkadiusza M. miała związek ze służbą. W gruncie rzeczy to proces o uznanie, że miał miejsce mobbing. Stroną pozwaną jest Komenda Rejonowa ze Śródmieścia. Dopiero wyrok sądowy zgodny z oczekiwaniami wdowy umożliwi wypłatę pełnego odszkodowania, jakie należy się jej po śmierci małżonka. Wdowę wspiera grupa przyjaciół zmarłego, z Andrzejem Piganem na czele. Przychodzą na rozprawy, są gotowi świadczyć, jak naprawdę wyglądało życie na komendzie.

Takich świadków złych relacji przełożonych z podwładnymi w większości polskich jednostek policyjnych można by zapewne znaleźć wielu. Wystarczy wejść na Internetowe Forum Policyjne, aby dowiedzieć się, jakie nastroje panują wśród funkcjonariuszy. Sporo informacji przynoszą również badania dotyczące zachowań policjantów, ich poczucia bezpieczeństwa oraz oceny relacji międzyludzkich w pracy. Tylko, że opinie policyjnych forumowiczów, jak i efekty naukowych badań, wiszą w próżni.

Policjanci, dobierani przecież do służby także pod kątem sprawności fizycznej i odporności psychicznej, powinni być okazami zdrowia. Ale nie są. Średnio na każdego polskiego policjanta przypada rocznie miesiąc zwolnienia lekarskiego. To bodajże najbardziej schorowana grupa zawodowa w kraju.

Nikt nie ma wątpliwości, policjanci nie są chorowici ponad przeciętną, często natomiast uciekają na zwolnienie w reakcji na stres. Tak zachowują się ludzie, którym praca nie daje satysfakcji, boją się przełożonych.

Praca w policji, o tym nie trzeba przekonywać, jest kiepsko opłacana. Często jedynym powodem, dla którego młody człowiek wybiera to zajęcie, jest możliwość przejścia na emeryturę już po 15 latach służby. I okazuje się, tak przynajmniej wynika z badań, że ofiarami mobbingu wśród policjantów częściej są ci funkcjonariusze, którzy przyszli do tej formacji wyłącznie z powodu bonusa w postaci wczesnej emerytury. Nie są wydajni, kreatywni, samodzielni, nie mają żadnych zawodowych ambicji. Pokornie godzą się na złe traktowanie, na obelgi i pomiatanie. Wychodzą z założenia, że to i tak niewysoka cena za bliską perspektywę bycia emerytem.

Kiedy resort spraw wewnętrznych objął Grzegorz Schetyna, jednym z priorytetów była reforma systemu emerytalnego w służbach mundurowych. Przedłużenie minimalnego okresu służby z 15 do 20, a nawet 25 lat, i zwiększenie liczby etatów cywilnych kosztem zajmowanych przez funkcjonariuszy. System, w którym panuje urawniłowka, nie jest sprawiedliwy. Dlaczego po 15 latach pracy na emeryturę mogą przechodzić zarówno policjanci operacyjni, na co dzień wykonujący niebezpieczne zadania, jak i ci zza biurek, w gruncie rzeczy bardziej urzędnicy niż funkcjonariusze? Dlaczego tyle samo wysługi lat mają mieć oficerowie z CBŚ, zwalczający najgroźniejsze gangi, jak i pracujący w gabinetach rzecznicy prasowi? Ale wystarczył jeden pomruk policyjnych związków zawodowych, by minister odstąpił od swoich planów. Reformę po raz kolejny odłożono na półkę.

Każdy jest ofiarą

W Wyższej Szkole Policji w Szczytnie powstały prace naukowe o mobbingu wśród funkcjonariuszy, stosunkach w pracy, samobójstwach policjantów i stresie. Wynika z nich, że regulacje mające chronić prawa funkcjonariuszy i zabezpieczać ich przed sadystycznymi przełożonymi są niewystarczające. Skargi podwładnych ma rozstrzygać w trybie administracyjnym komendant wojewódzki. A jeżeli skarga dotyczy właśnie jego?

Policjanci, poddawani różnego rodzaju ankietom, wskazywali elementy mobbingu, z jakimi się zetknęli (za kwartalnikiem „Przegląd Policyjny”): nadmierna kontrola, ograniczanie wszelkich swobód (także wypowiedzi), zabijanie inicjatyw oddolnych, wywieranie nadmiernej presji psychicznej, deprecjonowanie zasług, izolowanie, bezpodstawna krytyka, lekceważenie. Wymieniano też grożenie i zastraszanie (22,1 proc.), upokarzanie (18 proc.) i przemoc fizyczną (4,4 proc.). Badaniami nie objęto molestowania na tle seksualnym. Tymczasem ten problem narasta, szczególnie od czasu, gdy w policji szeroko uchylono drzwi kobietom.

Niedawno, w reportażu z cyklu „Uwaga” (TVN), wypowiadały się policjantki z Biura Spraw Wewnętrznych KGP (tzw. policja w policji). „Widziałam jego oblizujące się usta. Jego język. Ocierał się o mnie męską częścią ciała” – opowiadała jedna z funkcjonariuszek. Ona i jej koleżanki oskarżyły o próby wymuszenia stosunków seksualnych podinspektora Marcina G., zastępcę naczelnika wydziału I BSW. Podobne zdarzenia niedawno miały miejsce także w jednej z lubelskich jednostek, a wcześniej w Gorzowie Wlkp. Mechanizm za każdym razem podobny. Najpierw domaganie się seksu, a w przypadku odmowy dyskryminowanie w pracy, degradacja na niższe stanowiska, odbieranie zarobków. Niektórzy negatywni bohaterowie tych ekscesów nadal w policji pracują. Wciąż zatrudniony jest także Marcin G. (chociaż jego zachowanie ma teraz ocenić sąd).

Sprawy o mobbing są zawsze trudne dowodowo, często niejednoznaczne. Zwłaszcza w organizacji mundurowej, zhierarchizowanej, działającej pod presją, niełatwo wyznaczyć granicę między dyscypliną a mobbingiem. Ale tym bardziej wszystkie ujawnione przypadki powinny być szybko badane i, jeśli trzeba, surowo karane. Policjant zły na pracę i na przełożonych jest złym policjantem.

Polityka 3.2010 (2739) z dnia 16.01.2010; Kraj; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Policyjna fala"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama