Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego uznali dopuszczenie uboju rytualnego rozporządzeniem ministra rolnictwa, wbrew ustawie o ochronie zwierząt, za naruszenie konstytucji. Jesteśmy o krok od zakazu takich praktyk w Polsce (w ślad za Szwecją, Szwajcarią, Łotwą i Islandią), co dla lobby rzeźniczego byłoby ogromnie bolesne.
Nie dajmy się oszukać. Kwestii zakazu uboju bez ogłuszania nie należy mieszać z ochroną praw wierzących różnych wyznań. Chodzi o torturowanie zwierząt, bo jak inaczej nazwać poderżnięcie gardła krowie unieruchomionej do góry nogami w stalowym walcu, z wygiętą do tyłu szyją? Krowa jeszcze żyje, gdy wypada z klatki, próbuje wstać, uciec, czasem miota się jeszcze podwieszona za jedną nogę na łańcuchu: agonia trwa około dwóch minut. Te tortury nie odbywają się w Polsce na potrzeby kilku tysięcy Żydów i około 20 tys. muzułmanów. To zakrojony na szeroką skalę krwawy, eksportowy biznes. AFP szacuje wartość zeszłorocznego eksportu mięsa koszernego i halal z Polski na 200 mln euro. POLITYKA (12) jako pierwsza opisała ten proceder w artykule „Horror na eksport”.
Czy wyrok TK oznacza zwycięstwo obrońców praw zwierząt? Niekoniecznie. Trybunał wykazał tylko sprzeczność ministerialnego rozporządzenia z polskim prawem, i uznał je za nieważne. Prawo jednak można zmienić. Zwłaszcza że od 1 stycznia wchodzi w życie unijne rozporządzenie, które zezwala na ubój rytualny. Będzie obowiązywało w tych krajach, które nie zgłoszą, że się na takie praktyki nie zgadzają. W myśl obowiązującego prawa (ustawy o ochronie zwierząt) polski rząd powinien wnieść zastrzeżenie. Ale Ministerstwo Rolnictwa szykuje już nowelizację ustawy zezwalającą na ubój rytualny. Dla niektórych urzędników i polityków ważniejszy jest dobrostan rzeźników od dobrostanu zwierząt.