Dzięki dziennikarskiemu wyczuciu wysłanniczki POLITYKI na konwencję programową PiS opinia publiczna zapoznała się z aktualnymi poglądami wpływowych ludzi przodującego w wyborczych sondażach obozu na tyleż ważne, co wrażliwe kwestie wymiaru sprawiedliwości.
Znamienne już, że każda z cytowanych wypowiedzi dowodzi, że ich autorzy są już pewni zwycięstwa w jesiennym głosowaniu – a więc i odzyskania związanych z tym wpływów. Każda świadczy jednak również o skrajnie niezdrowych emocjach, bo – mówiąc wprost – o żądzy zemsty na politycznych przeciwnikach czy tylko tych, którzy w jakiś sposób narazili się triumfującej formacji.
Co najgorsze zaś, każda oznacza także, że w Zjednoczonej Prawicy pękły wszelkie hamulce. Nie ma nawet mowy o pozorach szacunku dla zasad prawa i ustroju, instytucji państwa, a w końcu – etyki i rozumu. Bogdan Święczkowski wzywający do okresowego badania sędziów i prokuratorów wariografem i brania od nich próbek moczu obraża i wymiar sprawiedliwości, i zdrowy rozsądek.
To samo robi Zbigniew Ziobro, bez ogródek namawiający do odwetu na sędziach, którzy orzekali nie po myśli jego i całej ekipy (skądinąd za przykład służy nie tylko przypadek jego wspólnika z politycznych operacji Mariusza Kamińskiego, ale nawet sprawy czysto już rodzinne).
Z kolei doradca eksministra, dr Czabański, postulujący ustawowe wprowadzenie możliwości prowokowania polityków uczestników życia publicznego, udowadnia na dodatek nieznajomość (bądź lekceważenie) orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, który jasno uznał takie metody za sprzeczne z ustawą zasadniczą.
Każdy z wymienionych przedstawia się jako prawnik, proponując jednocześnie łamanie podstawowych reguł ustrojowych – takich, które przyswajają już uczniowie na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, o studentach pierwszych lat prawa nie wspominając. W gruncie rzeczy każdy z nich prezentuje w istocie poziom innego z cytowanych uczestników konwencji – tego mianowicie, który w razie czego chciał pogonić sędziów kijami bejsbolowymi.
Tymczasem to właśnie oni zebrali oklaski audytorium – i przynajmniej milcząca aprobatę swoich szefów (czemu trudno się dziwić, pamiętając, jakie poglądy na prawo mieli Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin czy też co mówili oni o sędziach właśnie).
Naturalnie jest ktoś, kto powinien przywołać harcowników do porządku. Tą osobą jest Andrzej Duda. Prezydent elekt w imię powagi państwa, którego ma być głową oraz szacunku dla reguł zapisanych w konstytucji, której ma być strażnikiem, ma obowiązek już teraz, nawet choć jeszcze nie objął urzędu, dmuchać na zimne i piętnować podobne pomysły. Choćby, a może przede wszystkim, pochodziły od jego niedawnych partyjnych kolegów czy członków wspierającego go bloku.
Ale Andrzej Duda w tej sprawie milczy, mimo że w innych jakoś ochoczo zabiera głos. Pomruki z konwencji wywołały jednak na szczęście odzew w mediach.
IV RP trzeba wciąż przypominać – i to zwłaszcza dlatego, że niektórzy mówią już o V.