Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jeszcze raz o łamaniu konstytucji

Prezydent Duda sam wpędził się w kłopot. Prezydent Duda sam wpędził się w kłopot. Andrzej Duda / Facebook
Andrzej Duda obszernie tłumaczył, że to on ma rację w sporze o TK. Ale jest w błędzie.

Wielokrotnie pisałem w swoich felietonach o Trybunale Konstytucyjnym i przestrzeganiu konstytucji przez obecną władzę. Powodem kolejnego zabrania głosu w tej sprawie jest rozmowa red. B. Rymanowskiego z prezydentem A. Dudą w audycji „Kawa na ławę” z 4 grudnia 2016 r. Pan prezydent (dalej niekiedy: p. Duda, zgodnie z konwencją, jaką stosuję wobec polityków i innych osób publicznych) obszernie przedstawił w tej rozmowie argumenty za tym, że to on ma rację i działa zgodnie z ustawą zasadniczą i w granicach prawa. W przeciwieństwie np. do p. Rzeplińskiego, prezesa TK. Niżej komentuję racje przywołane przez p. Dudę.

Zacznę od pewnej kwestii ogólnej. Otóż niewłaściwe jest mówienie, że PO, PiS lub jakakolwiek konfiguracja partii politycznych uchwala ustawy czy wybiera sędziów TK. Czyni to Sejm. Jest oczywiście tak, że stosowne głosowania przeprowadza się w związku ze stanowiskiem partyjnym. Nawet jeśli ono faktycznie decyduje, nie ma znaczenia z prawnego punktu widzenia. Po latach zapomina się, jaka partia rządziła, gdy dana ustawa została uchwalona, a pamięta się, że zrobił to parlament.

Omawiana kwestia jest szczególnym przypadkiem znanego problemu stosunku tego, co normatywne, i tego, co faktyczne. Stanowisko partii politycznej w danej materii ustawowej należy do sfery faktycznej, natomiast uchwalona ustawa, nawet jeśli jest pochodną wobec opinii partyjnej, pozostaje w ramach realności normatywnej. Apel prezydenta w danej sprawie jest faktem, ale przyjęcie (lub nieprzyjęcie) przez niego ślubowania od sędziego TK jest zaszłością normatywną. Mimo że obie sfery są wielorako powiązane, trzeba je odróżniać. Dalej będę mówił o faktach normatywnych jako powodujących skutki w sferze prawa, i im przeciwstawiał fakty po prostu.

Andrzej Duda obiecywał: Nie będzie zmian ustrojowych

Chronologia wydarzeń w związku z TK jest następująca (w większości wypadków pomijam ścisłe daty). W maju 2015 r. p. Duda jako prezydent elekt sformułował następujący apel:

„Proszę, aby w tym okresie [przejściowym, jak dodał], kiedy wola wyborców została już uzewnętrzniona, nie dokonywano poważnych zmian ustrojowych ani takich, które mogą budzić jakieś niepotrzebne w społeczeństwie emocje, niestety także kreować konflikty […]”.

PO odpowiedziała, że prezydent elekt nie ma prawa wtrącać się w bieżącą pracę rządu i parlamentu, a w szczególności, że z konstytucyjnego punktu widzenia nie ma żadnego okresu przejściowego. We wspomnianym wywiadzie prezydent powołał się na ten apel, powiadając, że „dokładnie” miał na myśli m.in. wybór sędziów konstytucyjnych.

Wszelako ważne jest to, co p. Duda wyraźnie powiedział, a nie to, co miał na myśli. Oczywiście, można dokonać takiej interpretacji zwrotu „poważne zmiany ustrojowe”, aby objąć nim elekcję do TK, ale jest to wykładnia post hoc, a więc niemająca znaczenia praktycznego w chwili obecnej. Duda argumentował, że jego apel był analogiczny do postulatu, aby SLD (oto przykład niewłaściwego języka) nie wybierało sędziów przed wyborami parlamentarnymi w 1997 r., co też stało się. Analogia jest jednak dość daleka, gdyż wtedy była wyraźnie mowa o TK, a w 2015 r. nie.

Pan Duda mógł być słusznie rozczarowany tym, że nie posłuchano jego apelu, a nawet kierować się tym w swych dalszych poczynaniach wobec TK, ale winien trzymać się prawa, a nie swoich odczuć. Jest to dobra ilustracja różnicy pomiędzy faktem normatywnym a faktem.

Kluczowy moment wojny o Trybunał Konstytucyjny

25 czerwca 2015 r. Sejm uchwalił nowelizację ustawy TK, wprowadzając m.in. przepis umożliwiający wybór przez ustępujący Sejm także sędziów w miejsce tych, którzy kończyli pracę już po upływie kadencji tego parlamentu (Sejmu VII kadencji).

Stosowna poprawka została zgłoszona na posiedzeniu odpowiedniej komisji sejmowej przez jednego z posłów PO. Pan Duda podkreśla z wyraźnym akcentem nagannym, że stało się to w obecności p. Rzeplińskiego.

To jednak nie ma żadnego specjalnego znaczenia, gdyż p. Rzepliński nie był członkiem komisyjnego gremium i miał jedynie głos doradczy. Może powinien jakoś zareagować, ale to zupełnie inna sprawa. W każdym razie przypisywanie p. Rzeplińskiemu jakichś specjalnych intencji politycznych w związku z jego obecnością na rzeczonym posiedzeniu komisji nie ma zbytniego sensu. Tak też się stało i Sejm VII kadencji wybrał pięciu sędziów w miejsce tych, których kadencja kończyła się jeszcze w 2015 r. (trzech kończących urzędowanie 6 listopada i dwóch ­– 2 i 8 grudnia).

Jeszcze wcześniej ustawa czerwcowa została zaskarżona do TK przez grupę posłów. Skarga została wycofana po zwycięstwie PiS w wyborach parlamentarnych. Złożenie skargi i jej wycofanie są zgodne z prawem. Nie ma przy tym wątpliwości, że PiS miał już wtedy swoją koncepcję TK.

Intencje PiS są ciekawe z faktycznego punktu widzenia, ale nie decydują o niczym z prawnego punktu widzenia. Interesujące jest także to, iż zaskarżenie ustawy o TK i wycofanie odnośnej skargi są na ogół pomijane w obecnych dyskusjach.

Sejm VIII kadencji unieważnił uchwały poprzedniego parlamentu o wyborze sędziów i podjął uchwały o elekcji ich następców. To jest kluczowy moment w całej historii sporu o TK. Osoby wybrane przez Sejm VIII kadencji zostały zaprzysiężone przez prezydenta RP, cztery (pp. H. Cioch, P. Pszczółkowski, L. Morawski, M. Muszyński) 3 grudnia, jedna (p. J. Przyłębska) – 8 grudnia.

W międzyczasie grupa posłów z PO zaskarżyła ustawę czerwcową do TK. Ten ruch wygląda na paradoksalny, bo wykonany przez siłę polityczną traktowaną jako spiritus movens aktu z 25 czerwca 2015 r. Był jednak całkowicie legalny. Rozprawa przed TK odbyła się rano 3 grudnia 2015 r., czyli parę godzin po pierwszym wspomnianym zaprzysiężeniu. Czas musiał naglić, skoro p. Duda zapomniał „ułaskawić” jednego z kandydatów na sędziego TK, przeciwko któremu toczyło się postępowanie o spowodowanie  wypadku samochodowego, tak aby ów kandydat miał zapewniony nieskazitelny charakter (wymóg ustawowy wobec sędziego TK).

TK orzekł:

„Trybunał uznał za niezgodny z konstytucją art. 137 ustawy o TK, w zakresie umożliwiającym Sejmowi poprzedniej kadencji (2011–2015) wybór dwóch sędziów TK w miejsce sędziów, których kadencja upływa odpowiednio 2 i 8 grudnia 2015 r. Za zgodne z konstytucją uznano natomiast przepisy regulujące wybór trzech sędziów wybranych w miejsce sędziów TK, których kadencja upływa 6 listopada 2015 roku”.

Ponieważ wyrok ten został opublikowany, nie ma wątpliwości co do jego ostateczności. W świetle zacytowanego orzeczenia p. Przyłębska i p. Pszczółkowski zostali uznani za prawomocnie wybranych sędziów, natomiast pp. Cioch, Morawski i Muszyński – nie.

Znaczy to, że orzeczenie TK z 3 grudnia po prostu zniosło stan wykreowany przez uchwały Sejmu VIII kadencji o bezskuteczności uchwał poprzedniego parlamentu. Ujmując rzecz personalnie, pp. R. Hauser, A. Jakubecki i K. Ślebzak zostali uznani za sędziów, a wybór pp. B. Sitka i A. Sokali został zakwestionowany.

Andrzej Duda wpędził się w kłopoty

Prezydent Duda odmówił jednak przyjęcia ślubowania, uznając, że pierwsza trójka została wybrana nielegalnie. Podaje trzy argumenty: (a) uchwały Sejmu VIII kadencji o bezskuteczności postanowień poprzedniego Sejmu nie mogą być weryfikowane przez żaden organ; (b) p. Rzepliński płaci pp. Ciochowi, Morawskiemu i Muszyńskiemu pensje i wystawił im legitymacje służbowe; (c) TK liczy, zgodnie z prawem, 15 sędziów, a gdyby zaprzysiągł pp. Hausera, Jakubeckiego i Sokalę, byłoby 18 sędziów.

Argument (c) opiera się na błędnym założeniu, że ślubowanie czyni sędziego TK, a nie wybór. Argument (b) przeocza, że sędzią zostaje się na podstawie skutecznie przeprowadzonej procedury elekcyjnej, a nie poprzez pobieranie pensji i posiadanie legitymacji służbowej. Być może prezes TK popełnił błąd, godząc się na wypłacanie uposażenia wspomnianym osobom i wystawianie im legitymacji, ale to odrębna sprawa.

Najważniejszy jest argument (a). Otóż p. Duda popadł w wyraźną sprzeczność, gdyż twierdzi, że weryfikacja uchwał Sejmu VIII kadencji o decyzjach poprzedniego Sejmu jest niemożliwa, ale równocześnie uznaje, że ten pierwszy skutecznie i negatywnie zweryfikował uchwały Sejmu VII kadencji o wyborze sędziów. Nawiasem mówiąc, regulamin obrad Sejmu w ogóle nie przewiduje uchwał stwierdzających nieważność innych uchwał sejmowych, a już na pewno podjętych we wcześniejszych kadencjach i dotyczących wyboru sędziów konstytucyjnych. Zakwestionowanie konstytucyjności art. 137 ustawy czerwcowej było najprostszym rozwiązaniem zaistniałej sytuacji.

Prezydent Duda sam wpędził się w kłopot. Przyjmując ślubowanie od czterech sędziów 3 grudnia 2015 r., zapewne wiedział, że za parę godzin odbędzie się posiedzenie TK, które może zakwestionować wspomniany artykuł 137. Po orzeczeniu TK ślubowanie w 3 grudnia okazało się bezprzedmiotowe w trzech przypadkach (pp. Cioch, Morawski, Muszyński). O ile trudno mu stawiać zarzut, że naruszył konstytucję, skoro bezskuteczność ślubowania można było stwierdzić dopiero po orzeczeniu TK, to na pewno zachował się bezprawnie, odmawiając zaprzysiężenia pp. Hausera, Jakubeckiego i Sokali. Wprawdzie powstał kłopotliwy problem ze sposobem ewentualnego odwołania ślubowania, ale to już problem wyłącznie p. Dudy. Wbrew temu, co twierdzi, że jest 15 sędziów (sędzi) TK, w tym, pp. Cioch, Morawski i Muszyński, jest dwanaście osób, które przeszły pełną procedurę, i są trzy osoby, prawomocnie wybrane, ale nieprawomocnie niezaprzysiężone.

Prezydent w obronie niektórych sędziów TK

Pan Duda sporo zarzuca p. Rzeplińskiemu, m.in. to, że ten drugi łamie ustawę zasadniczą i stał się stroną w sporze politycznym. Co do drugiej kwestii wystarczy zauważyć, że p. Rzepliński jest, jako prezes TK, stroną w sporze o ten Trybunał. Jeśli ktoś definiuje tak spór polityczny, że obejmuje kontrowersje wokół TK, p. Rzepliński jest uwikłany w spór polityczny, ale jest to bardziej kwestia werbalna niż merytoryczna.

Natomiast obecny prezes TK ma rację, gdy twierdzi, że ponieważ pp. Ciocha, Morawskie i Muszyński nie zostali wybrani prawomocnie, nie są sędziami TK i nie mogą orzekać. Dalej, p. Duda zarzuca p. Rzeplińskiemu, że ten drugi nie uznaje domniemania konstytucyjności ustaw uchwalonych przez Sejm, a także nie uznaje tzw. ustaw naprawczych o TK. Wszelako domniemanie konstytucyjności jest wzruszalne, tj. kończy się z momentem zaskarżenia danej ustawy do TK, a ponadto, jak już parę razy argumentowałem, badanie konstytucyjności ustawy nie może odbywać się na podstawie procedury wprowadzonej przez nią, o ile została zakwestionowana.

Prezydent Duda w jednym ma na pewno rację. Gdy twierdzi, że uchwała Zgromadzenia Ogólnego sędziów TK musi być podjęta przez grono co najmniej dziesięciu sędziów. Argument p. Rzeplińskiego (rzecz dotyczy wyborów następnego prezesa TK), że wystarczy dziewięciu, ponieważ sytuacja jest nadzwyczajna, nie wytrzymuje krytyki. Jak wiadomo, trzech sędziów nie wzięło udziału w ZO, przysyłając druki L4, a jedna oświadczyła, że nie wzięłaby udziału w obradach, nawet gdyby była zdrowa.

Pan Duda broni postawy tych sędziów, wskazując, że jest to słuszny protest przeciwko bezprawiu czynionemu przez p. Rzeplińskiego, ale nie bierze pod uwagę dwóch rzeczy. Po pierwsze, sędzia TK może nie brać udziału w rozprawie z powodu choroby lub wyłączenia się z orzekania. Po drugie, ponieważ nie ma żadnych kompetencji do rozstrzygania, czy decyzje prezesa TK są prawne czy bezprawne, jego (jej) odmowa udziału w posiedzeniach TK, w tym ZO, jest zwyczajnym deliktem służbowym.

Tak więc rozgrzeszenie p. Przyłębskiej (jej rzecz dotyczy) przez głowę państwa jest zdumiewające. Pan Duda lubi moralizować i to tylko w jednym kierunku, ale może lepiej byłoby, gdyby bardziej zważał na obowiązujące prawo.

Reklama
Reklama