Kraj

Boży teatr

Przed nami premiera nowego filmu Agnieszki Holland „Pokot”, na podstawie książki Olgi Tokarczuk. To historia kobiety, która wyswobodziła się ze społecznych oczekiwań.

Ksiądz Maciej Grześ uwielbia ambony. Na jedną wchodzi co niedzielę i poucza wiernych, na drugą wchodzi, kiedy tylko znajdzie czas. Ta ostatnia służy mu do zabijania. Jest członkiem Okręgowej Rady Łowieckiej i zapalonym myśliwym. Przyznaje skromnie, że niejedno z jego najlepszych kazań powstało na polowaniach, bo polowanie to „zaduma, refleksja i modlitwa oraz przywilej i boży teatr”. Z zapałem opowiada o swoim arsenale broni. „Było to zawsze moim wielkim marzeniem, móc pójść obserwować zwierzynę, troszczyć się o nią, także polować”, zwierzał się myśliwy. „Przygoda z knieją”, jak romantycznie określa podchody z fuzją, to dla niego idealny czas, by nabrać dystansu do współczesnego codziennego zabiegania.

Tak wyciszony ksiądz „redukuje drapieżnika”, w „szczególności lisa” (cytaty pochodzą z reportażu w oko.press o obchodach dnia świętego Huberta). Polowania na lisa (niech nas nie zmyli uparcie używana liczba pojedyncza – do października 2016 r. z rąk duchownego zginęło 80 lisów) są idealne, bo można je urządzać w dzień. Na dziki trzeba się zasadzać nocą, a w tym przeszkadzają księdzu obowiązki. Współczujemy. Ale i gratulujemy, bo przy całym ogromnym zapracowaniu dziennym i nocnym jednak udało się ustrzelić to i owo. W szafie księdza – to ekscytująca wiadomość dla szafiarek, czyli blogerek modowych – znaleźć można „kilka jednostek” i nie są to bynajmniej okazyjnie kupione szaty liturgiczne. To sztucery, „broń, która umożliwia sprawne i właściwe wykonanie polowania”. Kontrowersje wokół osoby księdza wzmogły się w okolicach dnia świętego Huberta, czyli w listopadzie. Czemu piszemy o tym teraz?

Przed nami premiera nowego filmu Agnieszki Holland „Pokot”, na podstawie książki Olgi Tokarczuk. To historia kobiety, która wyswobodziła się ze społecznych oczekiwań. Jest trochę Simoną Kossak, trochę wioskową „wariatką” siejącą zemstę w imię praw zwierząt. W kontekście ostatnich działań ministra środowiska Jana Szyszki i dyskusji na temat planowanego odstrzału żubrów oraz zmiany prawa łowieckiego film wydaje się nader aktualny.

Myśliwi to gatunek ludzi wyjątkowo fałszywych. Wydaje im się, że w imię miłości do zwierząt mają moralne prawo skazywać je na śmierć. Posiadają nawet zbiór swoich etycznych zasad, stowarzyszenia „ekologicznych myśliwych” wierzących w dobro niesione kulą. Tłumaczą, że zabijają tylko kłusownicy. Oni – odstrzeliwują. Mają panowie w zielonych drelichach swoich kapelanów, którzy obiecują im załatwić rozgrzeszenie. Organizatorzy polowania, którzy zaprosili księdza Grzesia, żeby ich pobłogosławił przed nagonką, twierdzą, że dobrze mieć księży w czasie polowania, bo ci „mają dostęp do szefa, a wtedy pogoda murowana”. Myśliwi mają również swoje tradycje, które funkcjonują jako alibi. Bo to przecież spuścizna odstrzału z dziada i pradziada też. Jeśli ktokolwiek ma odwagę krytykować ich działalność, to jakby porywał się na krytykę ciągłości naszej kultury.

Ekologów i obrońców zwierząt traktują fani strzelania mniej więcej w ten sam sposób, w jaki traktowano w książce panią Duszejko: niegroźną oszołomkę, której lepiej potakiwać i nie wdawać się w dyskusje o wyższości szczeniaczka nad człowiekiem. Ale oto nasz wioskowy głupek okazuje się konsekwentną i sprytną wojowniczką o poszanowanie wszystkich istnień nawet za cenę wykluczenia społecznego. Tak na marginesie, to wykluczenie jest mocno przereklamowane, w naszym kraju wystarczy odsunąć się trochę od szablonu i już dostaje się stygmat Innego. Nie ma sensu się tego bać, bo się nie zna dnia ani godziny, każdemu wykluczenie może się przytrafić.

Duszejko funkcjonuje na obrzeżach ludzkiej tolerancji, gdzieś między półeczką „nie rozumiem” a „odrzucam”. Nie przeszkadza jej to i dzielnie dąży do uratowania psów, lisów, dzików, jeleni i pozostałych okolicznych mieszkańców. Niestety, w walce o sprawiedliwość sama musi stać się myśliwą i zapolować na oprawców. Zastawia sidła, wrzuca do rowu, unicestwia z premedytacją. Wcześniej Duszejko próbowała pisać listy; petycje słała – do urzędu, do policji i wszystkich świętych. I nic. Aż w końcu zirytowana Tokarczuk zamieściła cytat, który brzmiał tak: „Tygrysy Gniewu mądrzejsze są niż konie Pouczeń”. I się zaczęło. Więcej nie zdradzimy.

Niestety, mimo protestów myśliwi mają się dobrze. Ciekawe, że ich patronem został akurat święty Hubert. To ten, który „spotkał Boga tam, gdzie była jego pasja”, jak informuje ksiądz Grześ. Gwoli ścisłości: Hubert został świętym, bo pasji się wyrzekł, napomniany przez Boga. A było tak: Hubert polował w Wielki Piątek w lasach koło Liege, gdy naraz oczom jego ukazał się wielki biały jeleń z krzyżem między rogami. Jednocześnie Huberta doszedł głos boski. Ten ostrzegał go przed chorobliwą pasją polowania. Jeżeli Hubert używał alkoholu z umiarem, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wierzyć w historię jego nawrócenia. Co prawda należałoby oczekiwać, że późniejsza kariera jako świętego da do myślenia jego „kolegom” (jak mówią o sobie polujący, niwelując różnice społeczne na czas wspólnego mordowania) i zastanowią się nad kwestią zabijania dla przyjemności. Ale nie. Święty, który został świętym, bo przestał polować, został na zawsze patronem myśliwych. Logika nie jest tu najważniejsza, logika to wymysł oświecenia.

Do świętego Huberta argumenty Boga trafiły. A co z argumentami przeciwników polowań? Księdzu Grzesiowi wydają się „naiwne i dziwne”. Bo „człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną”. Według niego potwierdzają to słowa papieża Franciszka, że „poddanie ziemi oznacza nie eksploatowanie, ale odpowiedzialność”. Z tego płynie prosty wniosek: polowania są konieczne dla dobra bezpośrednio zainteresowanych. Cierpienie zwierząt? „Pamiętajmy, że cierpienie towarzyszy nam wszystkim” – poważnieje ksiądz Grześ.

My też cierpimy, kiedy słuchamy argumentów księdza. I ministra środowiska nielubiącego zwierząt i drzew. Pozostaje nam czekać na Janinę Duszejko…

Polityka 7.2017 (3098) z dnia 14.02.2017; Felietony; s. 95
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną