Narodowcy ze Śląska na przyniesionych pod pomnik Wojciecha Korfantego drewnianych szubienicach powiesili zdjęcia eurodeputowanych, którzy w Parlamencie Europejskim głosowali za rezolucją wzywającą polski rząd do przestrzegania obowiązującej w UE zasady praworządności i potępienia „ksenofobicznego i faszystowskiego” Marszu Niepodległości.
Liderzy tej nawołującej wprost do przemocy manifestacji przekonywali, że szubienica to najlepsza kara dla zdrajców.
Policja znów nie reaguje
Ugrupowania narodowe nazywa się radykalnymi bądź skrajnymi – de facto bagatelizując ich znaczenie. W tym przypadku pojawia się jeszcze jeden wątek: otóż owi radykalni bądź skrajni narodowcy formą swojej demonstracji nawiązali do języka, jakim wcześniej szóstkę europosłów oskarżali prominentni politycy obecnej władzy. To wszak z kręgów PiS pierwszy raz padło słowo „zdrajcy”, które niektórzy, jak widać, traktują jako zachętę do stawiania szubienic. A już te symboliczne są naruszeniem godności. Stąd tylko krok do pomysłów faktycznego wymierzenia „kar” – choćby w postaci agresji fizycznej.
Swoje robi również brak reakcji policji. Nie dość, że funkcjonariusze nie podjęli żadnych działań, to rzecznik Komendy Wojewódzkiej tłumaczył ich tym, że „pikieta przebiegała bardzo spokojnie”. Ba, stwierdził wprost, że „na miejscu nie było żadnych powodów do interwencji”. Bezczynność policji i sposób wyjaśniania również mogą być potraktowane jako kolejny przejaw faktycznej akceptacji przez państwo poczynań organizacji narodowych – w tym nawoływania do przemocy.
Zwłaszcza jeśli zderzy się to z wzmożoną aktywnością – po prostu szykanami – tejże policji wobec ruchów obywatelskich (przede wszystkim Obywateli RP i ekologów) sprzeciwiających się aktualnej władzy i jej poczynaniom.