Senat przyjął bez zmian przegłosowaną wcześniej przez Sejm ustawę wprowadzającą nowe reguły wyboru europosłów. Nowe prawo zostało uchwalone na niecałe dziesięć miesięcy przed zaplanowanymi na maj przyszłego roku wyborami. Do wejścia w życie brakuje mu już tylko podpisu prezydenta, z którym raczej nie będzie problemu. PiS wyraźnie dał do zrozumienia Andrzejowi Dudzie, że partii zależy na tej ustawie, a skłonność prezydenta do wetowania znacząco ostatnio zmalała.
W uproszczeniu ustawa wprowadza podział kraju na okręgi z przypisaną stałą liczbą co najmniej trzech europosłów do wyboru. Wskutek takiego rozwiązania efektywny próg wyborczy (czyli odsetek głosów potrzebny do tego, żeby wziąć udział w podziale mandatów) zwiększy się nawet do ponad 16 proc. (w najmniejszych, trzyosobowych okręgach). Co z tego wynika?
Czytaj także: Znamy termin eurowyborów. Dlaczego to takie ważne?
Eliminacja Kukiz’15, SLD i PSL
Ugrupowanie dawnego punkowca i lewica w różnych sondażach notują od 5–6 do nawet ponad 10 proc. poparcia. Według dotychczasowych reguł miały absolutne prawo liczyć na mandaty europosłów. Pewne szanse mieli także ludowcy, których wynik waha się od miesięcy mniej więcej na poziomie progu.
Według nowej ordynacji żadna z tych partii samodzielnie nie zdobędzie mandatów. Przepisy uderzają przede wszystkim w Kukiza, bo nie ma szans na żadną przedwyborczą koalicję. To dlatego muzyk do samego końca naciskał na Andrzeja Dudę, żeby zawetował ustawę.
Możliwa skuteczna koalicja opozycji
Nowe reguły mogą popchnąć SLD i PSL do współpracy z Platformą i Nowoczesną w wyborach europejskich, w tym do wystawienia wspólnych list. W tym układzie karty będzie rozdawała raczej Platforma, bo tylko ona samodzielnie może liczyć na zdobycie mandatów. Pozostałe partie mogą próbować szachować PO możliwym trójprzymierzem SLD-PSL-Nowoczesna, ale to mało prawdopodobna opcja.
Wspólne listy opozycji mogłyby się okazać zabójcze dla PiS, jeśli współpracę dałoby się przenieść na jesienne wybory parlamentarne. Mogłoby to oznaczać utratę władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego, nawet przy zachowaniu ponad 35-proc. poparcia.
PiS zabezpiecza się przed nowymi konkurentami
Do tej pory wybory europejskie były kuźnią kadr na polskiej scenie politycznej. To w eurowyborach po raz pierwszy mandaty zdobyły LPR i Samoobrona, próbowały też centrolewica Marka Borowskiego czy różne partie prawicowe. Wybory europejskie są łatwiejsze dla debiutantów, bo są stosunkowo tanie, nie wymagają dużego aparatu i licznych kandydatów.
W przyszłorocznym głosowaniu na europosłów miała szansę zaistnieć oczekiwana przez wielu wyborców partia Roberta Biedronia i, być może, narodowcy. Pojawienie się nowych konkurentów z lewej i prawej strony mogło zagrozić władzy PiS, nawet jeśli zmniejszyłoby poparcie partii władzy nawet o parę punktów procentowych. W ostatnich wyborach do Sejmu PiS zdobył samodzielną większość, ale z przewagą tylko kilku mandatów.
Podwyższenie progu wyborczego do kilkunastu procent sprawia, że PiS może spać spokojniej, nowej konkurencji nie będzie. Mało prawdopodobne, żeby zupełnie nowe ugrupowanie od razu uzyskało ok. 15 proc., bo pewnie tyle będzie trzeba, żeby zdobyć mandaty.
Czytaj także: Krytyka polityczna lewicy
Możliwe kolejne problemy z Brukselą
Opozycja i eksperci uważają, że nowe przepisy mogą naruszać prawo europejskie. Ograniczają bowiem bardzo znacząco proporcjonalność reprezentacji. Może się okazać, że 40 proc. głosów przyniesie 80 proc. z 51 polskich mandatów.
Jeśli Bruksela podzieliłaby te argumenty, mogłoby to oznaczać kolejne unijne postępowanie wobec Polski, jakby już nie było ich wystarczająco dużo. Pogorszy to sytuację negocjacyjną polskiego rządu w Brukseli także w innych kwestiach.
Możliwe zwiększenie siły PiS w PE
Po stronie zysków PiS przy pewnej dozie szczęścia mógłby zwiększyć liczbę swoich europosłów z obecnych 18 do nawet ok. 30. Partia stałaby się w ten sposób jednym z największych ugrupowań w Parlamencie Europejskim, porównywalnym z dużymi partiami z Niemiec, Francji czy Włoch.
Zwiększyłoby to pole manewru PiS, zarówno jeśli negocjowałby wejście do centroprawicowej frakcji EPL, jak i tworzenie nowej frakcji, np. z włoskimi populistami.
Nieprzewidywalny wynik wyborów
Zanim jednak PiS zacznie się witać z gąską, czyli liczyć polityczne i finansowe zyski ze zmiany ordynacji, musi się liczyć z ryzykami, które przyniesie ta operacja. O kilku była już mowa, największym z nich jest możliwe popchnięcie opozycji do bliskiej współpracy w wyborach parlamentarnych.
Inne ryzyko to wysoka nieprzewidywalność wyników, jeśli chodzi o przeliczanie liczby głosów na poparcie. Jak podkreślają eksperci, minimalne porażki w kilku kluczowych okręgach mogą oznaczać wyraźną przegraną w całych wyborach. W takim scenariuszu koszty zmiany ordynacji okażą się dla PiS bardzo wysokie.