Najpierw Mateuszowi Morawieckiemu w miarę gładko udało się przejść w oczach opinii publicznej – a już na pewno miłośników PiS – do porządku dziennego nad radykalną zmiana wizerunkową: od prezesa potężnego banku (zarabiającego tam krocie) do szefa rządu partii mieniącej się zatroskaną o los najbiedniejszych rodaków, a równocześnie bezlitośnie tropiącej mafijny układy świata biznesu (w tym bankowości), służb specjalnych i polityki.
Rządzący dumni z Polski i Polaków
Ostatnio podczas przedwyborczego tournée po kraju i występów (często w towarzystwie samego Jarosława Kaczyńskiego) promujących lokalnych kandydatów PiS do samorządów premier utwierdzał ów nowy wizerunek. Co rusz opowiadał choćby o rozbudowanej nadzwyczaj polityce socjalnej rządu, ale nie zapominał też o rytualnych w propagandzie jego partii hurrapatriotycznych zaklęć w duchu: my, Polacy, musimy być dumni z Polski i Polaków.
Morawiecki o rajdowcu Robercie Kubicy
Tymczasem ujawnione przez media taśmy ze słynnych podsłuchów w stołecznej restauracji Sowa i Przyjaciele kolejny raz naruszają pomnik, jaki Morawieckiemu stawiają jego partyjni kompani i wyznawcy, oraz wizerunek, jaki buduje on sam.
Czytaj także: Prawdziwa stawka wyborów samorządowych
Bo oto okazuje się, że Mateusz Morawiecki – wprawdzie jeszcze nie jako premier, a tylko prezes banku – z lekceważeniem, ironią i cynizmem wręcz wypowiadał się o ciężkich wypadkach rajdowca formuły I Roberta Kubicy, wtedy dla wielu rodaków niemal narodowego bohatera. Nie wykazuje więc krzty nie tylko ludzkiej wrażliwości, ale też narodowej dumy.
Co z moralnością Morawieckiego i PiS?
I by uprzedzić wątpliwości: nie była to rozmowa do końca prywatna, bo brali w niej udział prezes i wiceprezes kluczowej spółki skarbu państwa (przy okazji Morawiecki jako szef prywatnego banku oferował im wyjazd na zawody tejże Formuły I współsponsorowane przez swoją grupę kapitałową).
Oczywiście, bankier dbający o interesy swojej firmy to w sumie zawodowiec. Premier z przeszłością bankiera to też generalnie nic zdrożnego. Tyle że jeśli ktoś kreuje się na pełnego ludzkich uczuć wrażliwca i niestrudzonego propagatora narodowych sukcesów, a równocześnie mówi to, co powiedział Morawiecki o sprawie Kubicy, to jest po prostu obłudny. Dla elektoratu PiS – co rusz odwołującego się do moralności – powinno to mieć znaczenie. A na razie jakoś nie ma. I to, a nie kłamczuszek Mateusz Morawiecki, jest polskim problemem.
Czytaj także: Taki pisowski Tusk