Jeszcze niedawno prokuratura RP taśmowo i na wyścigi umarzała sprawy o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych i rasowych oraz groźby karalne. Za niegodne dalszego rozpatrywania prokuratorzy (i to w różnych regionach kraju) uznali choćby głośne „akty zgonów”, które aktywiści Młodzieży Wszechpolskiej wystawili półtora roku temu tym prezydentom 11 polskich miast, którzy podpisali deklarację o przyjęciu uchodźców, a przez to – zdaniem współczesnych wyznawców kultu narodu i białej rasy – sprzeniewierzyli się woli prawdziwych Polaków. Prokuratorzy uznali działanie Wszechpolaków a to za wyraz poglądów politycznych, a to za „formę wyrażania niezadowolenia”, a to dowodzili, że nie ma interesu społecznego w ściganiu takiego postępowania bądź że nie bulwersuje ono opinii publicznej.
Publicyści: powstrzymajmy mowę nienawiści
Dlaczego do tej pory lekceważono przestępstwa nienawiści?
Za niegodne zainteresowania wymiaru sprawiedliwości uznano publiczne spalenie kukły Żyda, powieszenie na symbolicznych szubienicach portretów europarlamentarzystów, wydawane przez zamaskowanych osobników wrzaski „Śmierć wrogom ojczyzny!” itd.
Podobnie lekceważący stosunek do zgłoszeń tej kategorii spraw mieli też często funkcjonariusze policji (przede wszystkim również wobec używania mowy nienawiści podczas odbywających się pod narodowymi hasłami przemarszów, ale także wobec agresji fizycznej ze strony ich uczestników w stosunku do obywateli demonstrujących przeciwko faszyzmowi na ulicach, czy w końcu wobec informowania o antysemickich hasłach malowanych na murach).
Uzasadnienia prokuratorskich czy policyjnych zaniechań w tej mierze były albo szczytami prawniczej ekwilibrystyki, albo przeciwnie – świadectwem ostentacyjnej nonszalancji i pogardy wobec problemu. Bywało również, że mogły dowodzić sympatyzowania panów/pań w prokuratorskich togach i policyjnych uniformach z ideologią i ocenami głoszonymi przez wyznawców nienawiści i siły.
Na jak długo starczy nagłego zapału
Od poniedziałku można mieć wrażenie, że w Polsce pojawił się (skąd? jakim cudem? – dalibóg nie wiadomo) kompletnie nowy aparat ścigania. Oto media informują o kolejnych operacjach przeciwko autorom rozmaitych obelg i gróźb. Okazuje się, że można szybko ich zidentyfikować niezależnie od tego, czy używają telefonu, czy internetu – choć przecież do tej pory bywały z tym wielkie problemy. Udaje się momentalnie ich zatrzymać do wyjaśnienia – i to nawet jeśli trzeba użyć pomocy policyjnej na odległym krańcu Polski (przypadek radomianina ujętego w Gdańsku). Prokuratorów nie przekonują już opowieści, że ilustrująca nienawistne wpisy swastyka jest słowiańskim symbolem słońca (casus przedsiębiorcy z Kórnika Cezarego O., który został zatrzymany za groźby wobec prezydentów Wrocławia i Poznania) – do czego dotąd chętnie zdawali się przychylać. Policja przyjmuje zaś już bez oporów sygnały obywatelskie dotyczące mowy nienawiści (sprawa śląskiego rapera Dedera, na którego doniesienie złożyła zatrudniająca go spółka JSW Szkolenie i Górnictwo).
Pięknie i ładnie. Pytanie tylko, na jak długo starczy tego nagłego zapału (bądź jak długo obowiązywał będzie w służbach taki kurs)? I czy wyciągnięte zostaną jakieś sankcje wobec tych prokuratorów i funkcjonariuszy, którzy dotąd wykazywali bezczynność w tej mierze bądź ostentacyjnie sabotowali problem? Bo przecież złamali przez to prawo. Bez tego żadne wzmożenie i spektakularne wychylenie wahadła w drugą stronę nie będzie przekonujące, o skuteczności nie wspominając.
Czytaj także: Skąd się bierze mowa nienawiści i jak z nią walczyć