Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Trybunał Przyłębskiej stworzył sobie „spór kompetencyjny”

Rozprawa Trybunału Konstytucyjnego w czasie pandemii koronawirusa Rozprawa Trybunału Konstytucyjnego w czasie pandemii koronawirusa Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Sąd Najwyższy wszedł bezprawnie w kompetencje Sejmu i prezydenta, decydując o ważności powołań sędziów – orzekł Trybunał Julii Przyłębskiej. Wyrok był przewidywalny, ale rutynową nudę uatrakcyjniła niezawodna Krystyna Pawłowicz.

Sąd Najwyższy nie miał ambicji, by powoływać sędziów. Ani by uchwalać przepisy, które regulują postępowanie dotyczące powoływania sędziów. A mimo to Trybunał Przyłębskiej uznał, że wkroczył w kompetencje Sejmu (tworzenia prawa) i prezydenta (mianowania sędziów). Bo ten Trybunał potrafi wszystko. Także stworzyć coś z niczego.

Trybunał Przyłębskiej: SN wydał przepis prawa

Dzisiejszy wyrok TK – w pełnym składzie i z pięcioma zdaniami odrębnymi (złożyli je „stary” sędzia Leon Kieres, buntownicy Piotr Pszczółkowski i Jarosław Wyrembak, skłócony z Przyłębską wiceprezes Mariusz Muszyński i były sędzia SN Jakub Stelina) – jest oparty na wyroku wczorajszym. W poniedziałek TK uznał, że uchwała połączonych Izb SN, w której zinterpretował przepisy o badaniu prawidłowości obsadzenia sądu w sytuacji, gdy są wątpliwości co do powołania sędziego, to „przepis prawa, który przybrał formę uchwały”. Dzięki temu dzisiaj mógł orzec o istnieniu „sporu kompetencyjnego” między Sejmem a SN i prezydentem a SN. Trybunał uzasadnił, że Sąd Najwyższy wydał przepis prawa, który uszczupla na rzecz sądu kompetencje Sejmu do stanowienia przepisów o powoływaniu sędziów i kompetencje prezydenta do mianowania sędziów.

Jest taki dowcip o gęsi, która połknęła węgorza. Węgorz jednak wyszedł drugą stroną. Kaczka połknęła go po raz drugi, przyłożyła dziób do kupra i powiedziała: a teraz krąż. Coś takiego robi Trybunał Julii Przyłębskiej: kreuje rzeczywistość, żeby tą kreacją uzasadniać kolejną kreację. Wczoraj wykreował sobie kompetencję do oceniania uchwał Sądu Najwyższego, uznając je za „przepisy prawa”, dzisiaj wykreował dzięki temu spór kompetencyjny. Rzeczywistość prawna nie ma nic do rzeczy, bo Trybunał Przyłębskiej ją po prostu tworzy.

Pięć minut dla Krystyny Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz – współautorka przepisów, które doprowadziły do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczącego oceny prawidłowości powołania sędziów przez neo-KRS, a potem do uchwały połączonych Izb SN, która wyrok TSUE wykonała – uzasadniała dziś, że uchwałę można uznać za „akt prawotwórczy”, bo wprawdzie nie jest dla sądów wiążący, ale działa „mocą tzw. autorytetu Sądu Najwyższego”. Czyżby to zazdrość, że Trybunał Przyłębskiej nie ma autorytetu? Nawet „tak zwanego”?

Pawłowicz ubogaciła uzasadnienie wyroku także elementami antyunijnymi. Stwierdziła, że „polski sędzia występuje z polskim orłem, a nie z emblematem unijnym”, a „wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE pomijał polski porządek konstytucyjny i jest z nim sprzeczny”. Poszła dalej: stwierdziła, że wyroki TSUE „nie są prawem w rozumieniu traktatowym, a polska konstytucja jest ponad prawem unijnym”.

To znaczy, że wyroki TK są ponad wyrokami TSUE. Tu akurat nastąpiła pewna niespójność między wyrokiem wczorajszym a dzisiejszym. W poniedziałek bowiem Stanisław Piotrowicz (sprawozdawca) w uzasadnieniu uznał, że SN wadliwie wykonał wyrok TSUE, a zatem można sądzić, że Trybunał Przyłębskiej uznał wyrok TSUE za obowiązujący.

Ale kto by się zagłębiał w szczegóły. Wyrok TK jest obowiązującym prawem. Nie działa wprawdzie „mocą autorytetu”, ale za to mocą „Dziennika Ustaw”, w którym premier Mateusz Morawiecki niezwłocznie go opublikuje.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną