Dzisiejszy wyrok, wydany po skardze Komisji Europejskiej, ma przede wszystkim znaczenie moralne. I jest wykładnią unijnego prawa: ochrona bezpieczeństwa u siebie nie może być uzasadnieniem dla nielojalności wobec prawa i braku solidarności z innymi państwami Unii.
Czytaj także: Szturm uchodźców widziany z bliska
Polska PiS niesolidarna
Trybunał Sprawiedliwości UE przypomniał, że wszystkie kraje unijne poparły w 2015 r., w trakcie kryzysu uchodźczego, dwie decyzje o relokacji i kwotach przypadających na każde państwo. I że unijne służby sprawdzały każdą osobę kwalifikowaną do relokacji z obozów w Grecji i we Włoszech (w sumie 160 tys. osób) pod kątem bezpieczeństwa. Ponadto państwa mogły też sprawdzać same i dowolnie wybierać osoby, które chcą przyjąć.
Przypomnijmy, że Polska i Węgry nie przyjęły do siebie ani jednego uchodźcy ze stworzonych dla nich obozów, a Czechy 12 osób. Te trzy kraje argumentowały, że Trybunał nie może rozpatrywać skargi Komisji Europejskiej na niewykonanie relokacyjnych decyzji UE, ponieważ decyzje te straciły już ważność – obowiązywały do lata 2017 r. Trybunał oddalił ten argument. Komisja żądała bowiem od TSUE tylko stwierdzenia uchybienia.
Oskarżone państwa powoływały się też na to, że mechanizm relokacji był wadliwy, a Unia sama się z niego wycofała. Trybunał stwierdził, że w świetle obowiązku solidarności i lojalności wobec unijnego prawa „nie można zgodzić się (…) na sytuację, w której państwo członkowskie mogłoby opierać się na swojej jednostronnej ocenie, że ustanowiony w tych aktach mechanizm jest nieskuteczny, a nawet funkcjonuje nieprawidłowo, aby uchylić się od wszystkich zobowiązań dotyczących relokacji spoczywających na nim na mocy tych aktów”. A także, że niewykonania prawa UE o relokacji nie można usprawiedliwiać udzielaniem pomocy uchodźcom w innej formie (Polska rządzona przez Beatę Szydło i Andrzeja Dudę lansowała „pomaganie na miejscu”, czyli w obozach).
Trybunał nie nałożył na Polskę, Czechy i Węgry żadnej kary. Prof. Robert Grzeszczak, ekspert prawa europejskiego, tłumaczy, że w tej sytuacji nie było to możliwe, bo karę nakłada się za każdy dzień niewykonania wyroku, a tego wyroku nie można wykonać, bo decyzje o relokacji są nieaktualne i nie można ich zrealizować wstecz.
Czytaj także: Dramat Lesbos. Kryzys uchodźczy i pandemia
Dramat uchodźców w sytuacji pandemii
Dlatego wyrok ma przede wszystkim znaczenie moralne. I prawne – jako interpretacja unijnych przepisów i ocena argumentów (głównie dotyczących bezpieczeństwa wewnętrznego), jakie przedstawiały skarżone państwa. – Poza tym, jeśli np. Polska znowu nie wykona jakiejś unijnej decyzji, to będziemy już w tej sprawie recydywistami, co może mieć wpływ na ocenę naszego zachowania i ewentualne kary w przyszłości – mówi prof. Grzeszczak.
Czytaj także: Kaczyński o cholerze w Grecji, dezynterii w Wiedniu, pasożytach...
Tymczasem ludzie, których nie chciała przyjąć Polska, Czechy i Węgry, a także wielu innych, koczują od lat w obozach dla uchodźców w warunkach bliskich lub równych katastrofie humanitarnej. I to w czasie, gdy Włochy są największym w Europie siedliskiem epidemii. Uchodźcy pozbawieni są masek ochronnych, środków dezynfekujących, kwarantanna jest fizycznie niemożliwa, a z obozów odeszła część wolontariuszy, w tym personel medyczny. W Grecji liczbę osób w obozach szacuje się na 100 tys. Na 20 tys. ludzi w obozie Moria na Lesbos przypada jeden-dwóch lekarzy i sześć łóżek w szpitaliku. Na jedno ujęcie wody przypada kilkuset uchodźców. Mieszkają w turystycznych namiotach bez możliwości izolacji. Grozi im śmierć.
Czytaj też: Idlib, największy kryzys humanitarny tego stulecia