Wielokrotnie zajmowałem się prawem w swoich felietonach w „Polityce” i przy innych okazjach. To, że wracam do tej problematyki, wynika z przekonania, że jest ważna w każdym momencie. Obecnie sytuacja jest szczególna, bo tzw. dobra zmiana wadzi się z Komisją Europejską także, a może przede wszystkim w kwestiach dotyczących prawa i praworządności.
Trudno przewidzieć, jak skończy się ten konflikt, czy polexitem, czy też zastosowaniem się Polski do zasad przyjętych w demokracjach zachodnich. Polityczne, ekonomiczne i społeczne konsekwencje zerwania z UE są trudne do oszacowania, ale i spełnienie się drugiej alternatywy nie będzie drogą po różach.
Czytaj też: PiS gra z Unią. Słowa Morawieckiego zakrawają na kpinę
Szacunek do prawa się nie przyjął
Historycznie rzecz ujmując, XV i XVI w. były „złote” nie tylko w kulturze polskiej w sensie wąskim, tj. literaturze i sztuce, ale również w rozwoju instytucji politycznych i prawnych. Potem było gorzej, chociaż eksperyment ustrojowy Rzeczpospolitej Obojga Narodów był całkiem udany w pewnych, wcale niedrugorzędnych formach. Skończył się jednak dramatycznie m.in. przez hasło „Polska nierządem stoi”, jawnie lekceważące porządek prawny.
Sytuacji nie zmieniły reformy oświeceniowe i Konstytucja 3 Maja. Polacy nie zaakceptowali prawa obowiązującego na ich terenach, gdyż uważali je za obce.