Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Banaś u boku Mentzena: co z tym fantem zrobić? PiS ma nowe żerowisko

Prezes NIK Marian Banaś i Sławomir Mentzen, konferencja prasowa przy siedzibie NIK, 27 lipca 2023 r. Prezes NIK Marian Banaś i Sławomir Mentzen, konferencja prasowa przy siedzibie NIK, 27 lipca 2023 r. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl
Opozycja wspaniałomyślnie uznała ewentualne grzechy Mariana Banasia za niebyłe. Po wybryku z konferencją prasową przed siedzibą NIK, na której wystąpił wspólnie ze Sławomirem Mentzenem, to się jednak może zmienić.

III RP wiele już widziała w swojej burzliwej historii, lecz takiego kuriozum jak wspólna konferencja prasowa prezesa Najwyższej Izby Kontroli z aspirującym politykiem, zdolnym zagwarantować synowi owego prezesa dostanie się do Sejmu, jeszcze nie było. Trudno nazwać to inaczej niż wybrykiem, a przecież chodzi o poważnego człowieka, któremu zapomniano wysoce problematyczną przeszłość, bo swoją kluczową dla ratowania państwa przed upadkiem w całkowite bezprawie funkcję od kilku lat pełni w sposób wzorowy.

I co mamy z tym fantem zrobić? Jedno jest pewne. Jak powiedział nam były prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski, „taka konferencja nigdy nie powinna mieć miejsca”. Na tym stwierdzeniu opozycja jednak poprzestać nie może. Bieg wydarzeń zmusi ją do zajęcia bardziej rozbudowanego stanowiska w tej nieprzyjemnej sprawie.

Czytaj też: Immunitet Mariana Banasia, czyli koledzy koledze nocą

Banaś–Kaczyński: ocieplenia nie ma

Tak, Marian Banaś jest niczym Roman Giertych – obaj byli niegdyś ulubieńcami i bliskimi współpracownikami Jarosława Kaczyńskiego i obaj od dłuższego czasu są filarami oporu wobec jego autorytarnych i skorumpowanych rządów. Przy czym Banaś, z racji zajmowanego stanowiska prezesa NIK, jest dla PiS o wiele bardziej dokuczliwy i kłopotliwy.

Niemalże przypadkiem stało się tak, że ten zaufany człowiek, posadzony na kluczowym stołku dla przypilnowana, aby żadne złodziejstwo władzy nie zostało ujawnione, z dnia na dzień się zbuntował, przeistaczając w niezależnego funkcjonariusza państwa. Niespodziewanie został niemalowanym szefem potężnej instytucji, stojącej na straży praworządności kluczowych instytucji państwa, a wobec tego zdolnej pełnić tę funkcję wyłącznie pod warunkiem braku jakichkolwiek politycznych uwikłań. Jeszcze w lutym tego roku osobiście zapewniał o tym wszystkim prezes NIK, gdy pojawiły się spekulacje, iż po czteroletnim konflikcie z partią i próbach odebrania mu immunitetu oraz stanowiska nastąpiło na linii Banaś–Kaczyński pewne ocieplenie. Ocieplenia na szczęście nie było.

Banaś–Mentzen: dziwna konferencja

Marian Banaś ma z punktu widzenia opozycji, dla której stał się nadzieją i oparciem niemalże w takim stopniu jak Senat, dość trudną przeszłość. Nie chodzi bowiem tylko o sam fakt współpracy z Kaczyńskim i Morawieckim, a więc całą jego karierę rządową, bo w końcu na tym polega chwalebne nawrócenie polityczne, że przechodzi się na jasną stronę politycznej mocy. Chodzi o sprawy finansowe i obyczajowe, takie jak domniemane zatajenia w oświadczeniach majątkowych czy niezapłacenie pełnej należności podatkowej związanej z odziedziczeniem krakowskiej kamienicy, a także bardzo niefortunny fakt, iż w kamienicy tej gangsterzy prowadzili dom publiczny.

Wspaniałomyślnie uznano ewentualne grzechy za niebyłe, bo trudno kogoś jednocześnie podziwiać i wspominać jego sprawki. Po wybryku z czwartkową konferencją prasową przed siedzibą NIK, na której wystąpił wspólnie ze Sławomirem Mentzenem, to się może zmienić.

Co ważnego miał do zakomunikowania prezes NIK w towarzystwie szefa ultranacjonalistycznej, reakcyjno-populistycznej Konfederacji? Otóż dowiedzieliśmy się, że prezes Banaś stworzył projekt ustawy wzmacniającej niezależność NIK i poszerzającej jej uprawnienia, a Mentzenowi się ten projekt podoba. Trudno się temu dziwić, skoro syn Mariana Banasia Jakub ma startować w wyborach do Sejmu z listy Konfederacji w okręgu warszawskim. Skoro panuje taka zgoda wokół dobrego kandydata i dobrego projektu ustawy, to czego tu się czepiać?

Czytaj też: Mentzen nawarzył piwa. Nowy rząd może nie powstać bez Konfederacji

Ciche wsparcie Konfederacji

Zapewne reformatorskie postulaty Banasia są słuszne, a zwłaszcza ten, który dotyczy ujednoznacznienia kompetencji NIK w zakresie kontroli spółek skarbu państwa; niedawna odmowa wpuszczenia kontrolerów NIK przez Orlen jest tego najlepszym dowodem. Mimo to wcale nie jest jasne, czy w praworządnym państwie urzędnicy powinni występować z takimi inicjatywami. Byłoby bardziej stosowne, gdyby Banaś apelował o zmiany, pozostawiając samo pisanie projektów politykom. Dopiero na etapie prac nad nowelizacją ustawy mógłby w normalnym, przepisowym trybie zgłaszać swoje uwagi i propozycje.

Pal sześć, gdyby tylko wyszedł trochę ze swojej urzędniczej roli i rozesłał swój projekt oficjalnie do ugrupowań sejmowych. Jednak prezentując go prasie, i to w towarzystwie jednego z polityków, dopuścił się jawnego pogwałcenia zasady apolityczności urzędu, przekraczając granicę oddzielającą państwowy urząd od areny walki partyjnej. Wykorzystał autorytet swojego urzędu, udzielając w okresie przedwyborczym pośredniego poparcia jednemu z ugrupowań politycznych, i to w dodatku w warunkach skrajnego konfliktu interesów, wynikającego z powiązań rodzinnych z partią Mentzena.

Czytaj też: Banaś oskarża służby i prokuraturę. Żąda komisji śledczej

Banaś udaje, że nie rozumie

Banaś oczywiście wie doskonale, że tak postępować urzędnikowi państwowemu nie wolno. Rozumie lepiej od innych, że powinien być politycznie neutralny, bo tylko pod tym warunkiem jego urząd będzie niezależny. Rozumie też z pewnością, że niemieszanie się do kampanii wyborczych i polityki partyjnej obowiązuje wszystkich wysokich funkcjonariuszy państwa – również tych piastujących stanowiska jak najbardziej zależne od polityków. Państwo musi bowiem funkcjonować sprawnie i zgodnie z wszelkimi procedurami bez względu na polityczne awantury. Wysoki urzędnik może uprawiać politykę dopiero po złożeniu urzędu.

Nie w tym rzecz, że Banaś czegoś nie rozumie. Rzecz w tym, że udaje kogoś, kto nie rozumie. Już przed czwartkową konferencją dziennikarze pytali go, czy nie widzi problemu w pokazywaniu się u boku polityka. Nie widział. I nadal nie widzi. Dlatego trzeba mu powiedzieć: udawanie ślepego, a właściwie głupiego, niczego nie załatwia i nie naprawia. To, co zrobił prezes Marian Banaś, jest niedopuszczalne i naganne. A przy okazji: naganne było również uczynienie własnego syna swoim doradcą w urzędzie. I to również jest coś, co prezes NIK świetnie rozumie.

Niestety, od teraz PiS ma nowe żerowisko. Będzie mógł do upojenia wyśmiewać i dyskredytować prezesa NIK jako „człowieka Mentzena”, pozbawionego wiarygodności i dyspozycyjnego, a co gorsza, uwikłanego w żenującą prywatę. I niestety w tym punkcie propaganda PiS będzie opierać się na prawdzie. Wielka szkoda. PiS nie zasypia gruszek w popiele i już zażądał od Banasia informacji na temat wydatków poniesionych przez NIK na przygotowanie projektu ustawy. Nowa „sprawa Banasia” dopiero się zaczyna.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną