Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prezes PiS odzyskał formę i bryluje. A TV Republika mocno się musi gimnastykować

Jarosław Kaczyński, 3 stycznia 2024 r. Jarosław Kaczyński, 3 stycznia 2024 r. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Jarosław Kaczyński odzyskał dobrą formę i bryluje w rzeczywistości politycznej. Wygląda na to, że „odwyknął” od przestrzegania reguł porządku społecznego i uważa, że mu wszystko wolno. Choćby dzwonić do prezesa TVP o trzeciej nad ranem.

Solipsyzm to pogląd filozoficzny, że istnieję tylko Ja (sam) i moje przeżycia. Uchodzi za najbardziej absurdalny produkt w historii filozofii, dziedziny pełnej rozmaitych dziwactw. Ktoś napisał do Bertranda Russella z wyrzutem, że nie jest solipsystą. Russell odpisał, że dziwi się tym pretensjom, bo skoro istnieje tylko w przeżyciach nadawcy, to ten nie powinien mieć problemu z przekonaniem swojego adwersarza o trafności solipsyzmu.

Kaczyński Kamińskiego nie widział

Jak widać, pogląd solipsystyczny jest nie do obalenia, co zauważył inny wielki filozof ostatnich czasów, mianowicie Ludwig Wittgenstein, który stwierdził, że słuszność solipsyzmu widzi się, ale nie można tego powiedzieć. Nie wiem, czy p. Kaczyński czytał Russella i Wittgensteina (przypuszczam, że nie), ale ostatnio chyba dołączył do solipsystów, powiadając (to odpowiedź na pytanie o to, co sądzi o geście Kozakiewicza p. Kamińskiego): „Nie widziałem tego gestu i dlatego uważam, że jest to jakiś element, nazwę to bardzo łagodnie i elegancko, manipulacji”.

Krótko mówiąc, rzeczony gest nie zaistniał, bo nie był przez niego widziany. Jednocześnie p. Kaczyński skutecznie zaprzeczył Wittgensteinowi, bo pokazał, że słuszność solipsyzmu nie tylko widzi się, ale można ją wyrazić słowami, odwołując się do manipulacji.

Jeszcze inna interpretacja filozoficzna słów Prezesa the Best (wciąż nim przecież jest) polega na zastosowaniu powiedzenia Berkeleya „esse = percipi”, czyli istnieć to tyle, co być spostrzeganym, z ewentualnym dopowiedzeniem, że nie chodzi o postrzeganie byle kogo, np. zdradzieckich mord, ale tych, co są szczególnie kwalifikowani.

Ostatnio w paru dyskusjach przypomniano, że na oficjalnej stronie prezydent.pl jeszcze w dniu ułaskawienia p. Kamińskiego i p. Wąsika figurowało wyjaśnienie, że prawo łaski stosuje się wobec osób skazanych prawomocnym wyrokiem. Stosowne przypomnienie padło w przytomności p. Bortniczuka i p. Przydacza, obecnie posła PiS, kiedyś przybocznego p. Dudy. Żaden nie zareagował (p. Przydacz przydał do tego wielkie oczy, w czym naprawdę jest mistrzem). Proponuję filozoficzne objaśnienie tego braku reakcji przez skorzystanie z przytoczonej formuły Berkeleya: wpis na stronie nie zaistniał, bo nie został spostrzeżony przez p. Bortniczuka i p. Przydacza, osób kwalifikowanych do identyfikacji istnienia z tym, co widziane. I niech ktoś powie, że filozofia nie ma zastosowania w polityce.

Czytaj też: PiS już szykuje pułapki

Prezes PiS wie jedno

Pan Kaczyński odzyskał dobrą formę i bryluje w rzeczywistości politycznej – tym razem przejdę na język realistyczny (realizmem w filozofii nazywa się pogląd, wedle którego istnieje rzeczywistość niezależna od naszych przeżyć). Oto co Prezes the Best raczył stwierdzić o dziennikarzach: „Ja wiem jedno, państwo są w beznadziejnej sytuacji. To, co się wyrabia w Polsce, jest nie do obrony. Państwo mają, że tak powiem, płacone za to, żeby tego bronić. Naprawdę serdecznie państwu współczuję”.

Najbardziej realistyczne sformułowanie zawarte jest w słowach: „Ja wiem jedno”. Z tego logicznie wynika, że p. Kaczyński coś wie, ale skoro „jedno, to nie za dużo”. Wiedza to uzasadnione przekonanie, ale trudno uznać, że zacytowany fragment wyraża wiedzę, chyba że znowu przejdzie się na język solipsystyczny.

Pozostając przy realizmie, przypatrzmy się wytłumaczeniu prezesa w sprawie jego nocnego telefonu do p. Matyszkowicza, wówczas jeszcze prezesa TVP. Oto jak Zwykły Poseł (smutno mu w tej roli) wyjaśnia owo zdarzenie: „Chodziło o to, czy Telewizja Polska została wyłączona, czy nie. To nie oznacza żadnej zależności, to jest pytanie o to, czy coś działa, czy nie działa. Każdy polityk, każdy obywatel może takie pytanie zadać, jeśli jakąś osobę zna”.

Chyba jednak nie każdy, np. znam sporo ważnych postaci ze środowiska akademickiego, a na pewno nie zadzwoniłbym do rektora UJ z pytaniem, czy jutro będą zajęcia, czy też zostały odwołane. To przede wszystkim kwestia etykiety; reguły zwykłej grzeczności dyktują, że poza sytuacjami nadzwyczajnymi, np. wypadkami losowymi czy potrzebą ostrzeżenia kogoś o grożącym niebezpieczeństwie, nie dzwoni się do kogoś w środku nocy, niezależnie od tego, czy jest się politycznym tuzem, czy zwyczajnym obywatelem. Pan Kaczyński najwyraźniej uznał, że jego pozycja jest szczególna i to daje mu prawo do użycia telefonu o godz. 3 w nocy, aby dowiedzieć się, dlaczego jego telewizor nie działa. W gruncie rzeczy nic dziwnego, skoro jego domostwa pilnowała przez wiele lat policja i specjalnie dla niego otwierano cmentarz w pandemii.

Niedawno Prezes the Best rzekł: „Ja (…) posługuję się takim pojęciem, często dzisiaj już zapomnianym, odwyknienia”. To stary (jeszcze z XVI w.) termin prawniczy (desuetudo po łacinie) oznaczający uchylenie mocy przepisu prawnego (także jakiejś normy, np. obyczajowej) z powodu jego (jej) niestosowania w praktyce. Wygląda na to, że p. Kaczyński odwyknął od przestrzegania reguł porządku społecznego i uważa, że mu wszystko wolno. A innych oskarża tak: „Jesteśmy w trakcie walki. Nie jest to moment szczególnie łatwy, ale ta walka w ogóle z natury jest trudna, bo działamy w konfrontacji z przeciwnikiem, który po prostu nie przestrzega żadnych reguł. Który odrzucił prawo. Który odrzucił konstytucję”. Czysty solipsyzm polityczny.

Czytaj też: O jaki „pluralizm” mediów PiS tak zaciekle walczy?

Tylko prawdziwie polskie wiadomości

Byłem zainteresowany TVP Info w jej kształcie z ostatnich kilku lat, bo dostarczała sporo materiałów do moich felietonów – nie bez powodu nazwałem ją TVP(Dez)Info. Komuś, kto zajmuje się semantyką (a to jedna z dziedzin moich profesjonalnych zainteresowań), sprawiało „masochistyczną” frajdę oglądanie i słuchanie p. Klarenbacha, p. Kłeczka czy p. Rachonia wydalających swoje komunikaty z reguły wypaczające sens słów i obraz rzeczywistości. Gdy jedna z konkurencyjnych stacji (szamani z Wiertniczej, czyli TVN) wprowadziła termin „wolne media”, TVP Info natychmiast określiła sama siebie polskimi mediami.

Po wyłączeniu sygnału TVP Info czegoś mi wyraźnie zabrakło, ale szybko się okazało, że owa stacja została bardzo efektywnie zastąpiona TV Republiką (TVR). Powinowactwo okazało się tak znaczne, że „republikanie” szybko przejęli niektóre tuzy z TVP Info, w szczególności p. Holecką i p. Rachonia. Ta pierwsza zaczęła czytać newsy i zareklamowała je jako prawdziwie polskie wiadomości.

I dokonało się przejście, żeby nie powiedzieć: dialektyczny progres od polskości do prawdziwej polskości. TVR kontynuuje, a nawet udoskonala praktyki TVP Info. O ile w tej drugiej pojawiali się jednak przedstawiciele opozycji sprzed 15 października 2023 r., o tyle w tej pierwszej jest to wyjątkowo rzadkie. Oglądałem program p. Sakiewicza, w którym występował on, przedstawiciel byłej partii rządzącej i reprezentant obecnej. Metoda gospodarza była analogiczna do tej, którą stosowali dziennikarze TVP Info, a więc ciągłe przerywanie jednej stronie (antypisowskiej) i pomaganie pisowskiej. Wchodzenie w słowo jest typowym dyskusyjnym zabiegiem pisiąt. Zademonstrował to np. wspomniany p. Bortniczuk w programie „Kropka nad i”. W końcu p. Lubnauer uczestnicząca w audycji poprosiła p. Olejnik: „Czy jest pani w stanie powstrzymać tego pana?”, a p. Bortniczuk z właściwą sobie bystrością odparł: „Proszę ciszej, dzieci patrzą”.

Rozumiem, że TVR jako stacja prywatna ma pełną swobodę w doborze ekspertów. A skoro tak, to w debacie prawniczej jest miejsce dla kogoś ze stowarzyszenia sędziów popierających dobrą zmianę i przedstawiciela Ordo Iuris. Prawdziwe zdziwienie budzi obecność p. Piebiaka, koordynatora akcji „Kasta”, mającej na celu skompromitowanie sędziów sprzeciwiających się zmianom w wymiarze sprawiedliwości. Przychodzą na myśl słowa Leca: „Dno jest zawsze dnem, nawet jeśli jest odwrócone do góry”.

Czytaj też: TVP, czyli operetka za miliony

TV Republika w boju o „wolne media”

A oto scenka rodzajowa ilustrująca proces dialektycznego postępu w TVR. Pan Newelicz, reporter tejże, został skierowany na odcinek protestów przeciwko „siłowemu zawłaszczaniu” publicznych (wolnych, pluralistycznych) mediów przez (stosuję nazewnictwo TVR) koalicję 13 grudnia i podpułkownika Sienkiewicza. Zadaniem p. Newelicza jest dowiadywanie się, dlaczego protestujący (rozbawiają zabiegi, aby garstkę protestujących przedstawiać jako tłum) przychodzą pod budynki TVP. Zagadnął młodego człowieka, a ten odpowiedział: „Przychodząc tu, spotkałem wiele bardzo miłych, życzliwych osób. Jest mi bardzo przykro, do czego doprowadziła Telewizja Polska w ostatnich latach, do jakiego podziału narodu”. Pan Newelicz odparł z niejakim zdziwieniem: „Telewizja Polska doprowadziła do podziału narodu? Nie rozumiem. Pojawiliście się tutaj w jakim celu?”. Zapytany kontynuował: „Chciałem posłuchać ludzi. Bardzo inteligentnych i życzliwych ludzi, niestety, których opinia została zmanipulowana przez media w ostatnich latach. Jest mi bardzo przykro, bo to bardzo życzliwi, mili ludzie. Mam nadzieję, że sytuacja się zmieni w jak najszybszym czasie”.

W jednej z następnych odsłon tego cyklu p. Newelicz otrzymał wyjaśnienie od innego młodzieńca, które go w pełni usatysfakcjonowało (nie wykluczam, że rozmówca był z góry przyuczony, co ma powiedzieć), a reporter potem dodał (cytuję z pamięci): „Niestety przychodzą tu również osoby pod wpływem alkoholu i komentują”. Wygląda na to, że ta ocena tyczyła się owego młodego człowieka, który stwierdził, że telewizja publiczna podzieliła naród.

TVP nie szczędziła krytyki „syjonistom” w 1968 r. i Solidarności w latach 1980–81, gdy pluralizm w telewizji był reprezentowany przez kogoś z PZPR, kogoś bezpartyjnego z PRON (Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego) i przedstawicielkę reżimowych związków zawodowych, ale nie pamiętam takiego numeru, jaki wykonał p. Newelicz. TVR stale prezentuje takie hasło: „Ruda wrona orła nie pokona”. Zdaje się, że tak właśnie rozumiana jest prawdziwa polskość po republikańsku. Rechot historii polega na tym, że republikanie są w „awangardzie” boju o wolne i pluralistyczne media.

Żeby Polska była Polską

Gdy mowa o TVR, trudno nie wspomnieć o p. Pietrzaku, p. Królu i p. Jakubiaku, którzy zajęli się imigrantami. Ponieważ pisano o tym bardzo wiele, także w „Polityce”, ograniczę się do uwag, które, przynajmniej wedle mojej przytomności, traktowano jako drugorzędne. Od razu zauważę, że nie jestem zwolennikiem postępowania prokuratorskiego wobec p. Pietrzaka (o ile mi wiadomo, wobec innych go nie wszczęto). Powiedział, co powiedział, wedle przeważającej oceny rzeczy wyjątkowo obrzydliwe (podobnie jak dwaj pozostali), ale wystarczy to stwierdzić, tak jak to uczynił np. p. Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau, oświadczając: „W ostatnich dniach wszyscy byliśmy zażenowanymi świadkami wykorzystywania tragedii ofiar Auschwitz w ohydnych, niemoralnych politycznych wypowiedziach dotyczących uchodźców. Przerosło to granice tego, co jest dopuszczalne w cywilizowanym świecie”.

Sporo obrońców p. Pietrzaka wskazuje, że „Polacy, przecież nic się nie stało”, bo rzeczony bard tylko wskazał na prekursorstwo Niemiec w używaniu baraków w Auschwitz (i podobnych miejscach) w koncentrowaniu niepożądanych osób. A może warto zauważyć, że nawet jeśli Niemcy to czynili, to wcale nie implikuje, że podobnie winni postępować Polacy. Pomijam przy tym zdecydowanie przesadzone doniesienia, że obecne władze niemieckie lokują imigrantów w budynkach byłych obozów koncentracyjnych na terenie RFN, ale to nie powód, aby postulować wysyłkę ich do Oświęcimia czy tatuowania w celu łatwej identyfikacji.

Stosunek TVR do wypowiedzi Pietrzaka, Króla i Jakubiaka nie jest jednoznaczny. Niby się odcinają, a z drugiej strony p. Gójska uznała, że ten pierwszy „może sobie pozwolić na więcej” z uwagi na własne doświadczenia. Pan Grochmalski, też ekspert TVR, ubolewał nad tym, jak to niesprawiedliwie jest traktowany że p. Pietrzak, w końcu twórca drugiego hymnu Polski, tj. „Żeby Polska była Polską”, którego niektórzy słuchają w postawie stojącej. A więc znowu prawdziwa polskość po republikańsku.

Konfrontacja czy kohabitacja

Noworoczne orędzie p. Dudy spotkało się z wieloma komentarzami, w szczególności refleksjami nad tym, czy było konfrontacyjne, czy kohabitacyjne. Przeważyła ta pierwsza ocena, którą zresztą uzasadniają rozmaite wypowiedzi „wiceprezydenta”, tj. p. Mastalerka. Poczekamy, zobaczymy.

Na razie zwrócę uwagę na niejaką niejasność w toku orędzia. Chodzi o słowa: „Po raz pierwszy w wolnej Polsce po 1989 r. doszło do próby siłowego przejęcia mediów publicznych”. Pan Duda jak gdyby przeoczył, że siedziby TVP są częściowo okupowane przez parlamentarzystów PiS, że p. Antoni, Antoni i jeszcze raz Antoni Macierewicz legitymuje wchodzących do pomieszczeń telewizyjnych, że p. Szrot, notabene niedawno robiący karierę w Kancelarii Prezydenta, podawał się za policjanta, aby wejść do budynku, a wspomniany p. Przydacz, też z prezydenckiego personelu, wymyślił termin „poselska interwencja punktowa”, aby usprawiedliwić okupacyjne praktyki.

I kto próbuje siłą przejąć media publiczne? Gdybym miał wskazać uzasadnienie dla konfrontacyjnej postawy p. Dudy, wskazałbym na to, że głosił swoje noworoczne przesłanie na tle portretu L. Kaczyńskiego. Jest taki zwyczaj, że jeśli dana instytucja ma wielu kolejnych zwierzchników, ich portrety są eksponowane w oficjalnych pomieszczeniach. I tak w salach senatów uczelni czy gabinetach dziekańskich są podobizny poprzednich rektorów czy dziekanów. Jeśli np. dany rektor otwiera rok akademicki, czyni to w miejscu, w którym można zobaczyć portrety jego poprzedników, niekiedy nawet wszystkich. Ma to podkreślić ciągłość instytucji. Gdyby p. Duda miał to na uwadze, przemawiałby w „towarzystwie” wcześniejszych prezydentów. Wybrał jednak L. Kaczyńskiego i nie uczynił tego tylko ze względów sentymentalnych, ale, jak sądzę, przede wszystkim politycznych.

Gdy L. Kaczyński został wybrany prezydentem w 2005 r., natychmiast zameldował swojemu bratu, tj. J. Kaczyńskiemu: „Panie Prezesie, zadanie wykonane”. Wydaje się, że p. Duda chciał zakomunikować liderowi PiS coś podobnego, mianowicie: „Panie Prezesie, proszę się nie obawiać, zadanie będzie wykonane”. Jakie by ono nie było, na pewno nie polega na kohabitacji z p. Tuskiem. Ot np. p. Duda zwołał naradę w sprawie TVP, na którą zaprosił Radę Mediów Narodowych, czyli organ powolny obecnej opozycji, ale nikogo z rządzącej koalicji. Tak rozumie wezwanie do patronowania ewentualnemu kompromisowi rozwiązującemu konflikt wokół mediów publicznych. Dla relaksu może pogadać o tych, które wiedzą, kto ma jaja, wszak „wiceprezydent” Mastalerek zapewnia, że jego szef nie jest sztywniakiem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną