Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

O jaki „pluralizm” mediów PiS tak zaciekle walczy?

Mateusz Morawiecki przy siedzibie PAP Mateusz Morawiecki przy siedzibie PAP Prawo i Sprawiedliwość / X (d. Twitter)
Minister Sienkiewicz zrobił to, co do niego należało. W rewanżu Andrzej Duda zawetował (ktoś trafnie zauważył, że zastosował odweto) ustawę okołobudżetową. Niezależnie od tego, czy sam na to wpadł, czy został zainspirowany przez Kaczyńskiego, manipulowanie budżetem jest działaniem antypaństwowym.

Pan Kaczyński uaktywnił się w walce o środki masowego przekazu – odwiedza rozmaite miejsca i skanduje: „wolne media!”. To zabawne, zważywszy że patronował czystkom w TVP i Polskim Radiu, próbom nieprzyznania koncesji TVN i wyznaczył Don Orleone (zgrabne określenie, ponoć wymyślone w Czechach), czyli byłego wójta Pcimia, do przejęcia lokalnej prasy i uczynienia z niej propagandowego narzędzia PiS. A teraz chce przywrócić media Polakom. Sprawa się natychmiast wyjaśnia, jeśli przyjąć, że wolne to „nasze”.

Czwarta władza

Trzeba zająć się bliżej pojęciem pluralizmu. W znaczeniu najogólniejszym pluralizm to wielość, różnorodność, natomiast w sensie politologicznym to demokratyczna zasada ustrojowa gwarantująca różnym grupom społecznym i politycznym prawo wyrażania swych interesów oraz udział w sprawowaniu władzy. Żeby obywatele mogli uczestniczyć w sprawowaniu władzy, muszą być poinformowani o tym, co dzieje się w państwie. Media są niezastąpionym źródłem informacji i trudno sobie wyobrazić świat bez nich. Nie bez powodu są często określane jako czwarta władza. A ponieważ społeczeństwo, przynajmniej w ładzie demokratycznym, jest pluralistyczne, także środki masowego przekazu winny być takie.

Nie ma sensu dyskutować o tym w kontekście reżimów totalitarnych czy nawet autokratycznych, albowiem władza w takich systemach zawsze stara się zapanować nad mediami i uczynić je powolnymi sobie (dokładniej – swoim interesom). Nawiązując do metafory czwartej władzy, totalitaryzm i autorytaryzm zmierzają do tego, aby środki masowego przekazu były instrumentem pozostałych trzech władz, głównie wykonawczej. Dzieje się to zgodnie ze wskazaniem Lenina (i jemu podobnych), „aby za pośrednictwem prasy prowadzić nieubłaganą, prawdziwie rewolucyjną wojnę z konkretnymi nosicielami zła”. Jakże to przypomina tyrady dobrozmieńców wobec opozycji serwowane przez TVP Info.

Czytaj też: TVP. Pierwsza jaskółka i stare sępy

Sympatie i antypatie TVP

Nie jest jednak tak, że media automatycznie służą pluralizmowi, nawet w ładzie demokratycznym. W samej rzeczy zależność ich funkcjonowania od kontekstu politycznego jest stałym elementem analiz politologicznych i medioznawczych. Zwraca się uwagę na to, że także władza demokratyczna chce mieć środki masowego przekazu po swojej stronie. Nie ma co tutaj powtarzać wielokrotnie wyrażanych stwierdzeń z jednej strony o roli osobistych poglądów dziennikarzy w postrzeganiu i komentowaniu rzeczywistości, a z drugiej strony demaskowaniu nadużyć władzy (typowym przykładem jest wytropienie afery Watergate w USA czy Rywina w Polsce) i utrwalaniu porządku demokratycznego i jego zasad. To sprawia, że realizacja postulatu niezależności, niewątpliwie słusznego, pod adresem dziennikarstwa jest trudna, aczkolwiek – jak praktyka pokazuje – możliwa.

Ten osąd potwierdza historia mediów w Polsce po 1989 r., zwłaszcza TVP. Wprawdzie zawsze była wtedy oskarżana o to, że sprzyja aktualnie rządzącym, można jednak spokojnie przyjąć, że przynajmniej do 2015 r. ewentualne sympatie i antypatie telewizji publicznej nie skutkowały jakimiś radykalnymi odstępstwami od zarysowanej wyżej misji tej instytucji. TVP jest spółką akcyjną, obecnie finansowaną z budżetu państwa, czyli ostatecznie z pieniędzy podatników. Ustawa o radiofonii i telewizji powiada, że Telewizja Polska ma realizować „misję publiczną [przez] zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością”. Ważne, że są to wyznaczniki ustawowe składające się na rozumienie misji publicznej, nawet przy oczywistym założeniu, że interpretacja poszczególnych określeń wcale nie jest prosta.

Czytaj też: Kaczyński jak hejter. Ma wielki wpływ na życie publiczne

TVN, TV Republika i TV Trwam

Sytuacja zmieniła się radykalnie w erze dobrej zmiany, ponieważ telewizja publiczna stała się partyjno-rządowa. Dlatego gdy wynik wyborów 15 października 2023 r. stał się wiadomy, było jasne, że zwycięska koalicja będzie musiała coś uczynić z TVP (jest to, by tak rzec, medium paradygmatyczne).

W tym punkcie potrzebne są niejakie wyjaśnienia. Podział na media publiczne i prywatne jest istotny. Wprawdzie postulat rzetelności powinien być adresowany do całego środowiska dziennikarskiego, ale trudno kwestionować to, że jakaś niepubliczna stacja radiowa lub telewizyjna postanowi, że sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Ma prawo rozpowszechniać poglądy, które uważa za słuszne, o ile nie naruszają prawa. Czyni to na własne ryzyko narażenia się na śmieszność czy zarzut nierzetelności, ale nie można wobec mediów prywatnych stosować kryteriów wyznaczających misję publicznych. To bardzo dobrze, gdy jakaś stacja telewizyjna uważa, że ma stosować się do zasad pluralizmu, bezstronności, wyważenia i niezależności, ale nie można tego od niej wymagać inaczej, jak tylko powołaniem się na ogólne zasady etyki dziennikarskiej i funkcje mediów.

Tak czy inaczej, istnienie takich stacji jak TVN, TV Republika czy TV Trwam dokumentuje, że w Polsce jest pluralizm medialny w sensie funkcjonowania mediów o różnych opcjach politycznych czy światopoglądowych. Nikt nie postuluje, aby je zlikwidować.

Druga kwestia dotyczy zakresu krytyki TVP. Obejmuje ona mnóstwo kanałów, np. TVP Kultura, TVP Rozrywka, TVP Sport itd. Jeśli ktoś mówi o niezbędnej zmianie w polskiej telewizji, nie ma na myśli specjalistycznych segmentów tej instytucji, tylko informacyjny, w praktyce TVP Info. Okazuje się jednak, że reforma tej „podstacji” wcale nie jest prosta z prawnego punktu widzenia. Cóż, pisięta przygotowały się na obronę TVP Info jak niepodległości i nawet wezwały na pomoc mgr Przyłębską i jej towarzystwo. Koalicja 15 października przyjęła pewne rozwiązania prawno-organizacyjne – sprawa nabiera tempa w związku z decyzjami ministra Sienkiewicza w sprawie składu władz TVP, Polskiego Radia i PAP. Niezależnie od oceny legalności tych zmian (wrócę do sprawy na końcu) warto zająć się tym, jak TVP Info spełniała wyznaczniki misji publicznej (by jeszcze raz powtórzyć: pluralizm, bezstronność, wyważenie i niezależność w swej działalności informacyjnej i publicystycznej).

Czytaj też: „19:30” zamiast „Wiadomości”. Skończył się pisizm w TVP

Paski i belki TVP Info

Od dawna wiadomo, że media informują selektywnie i preferują publicystykę zgodną z ich sympatiami i antypatiami politycznymi. Telewizja, o ile jest finansowana z pieniędzy publicznych, jest z natury rzeczy zobowiązana do informowania (publicystykę na razie zostawiam na boku) o działalności agend państwowych. Tak to się dzieje na całym świecie, niezależnie od tego, czy informacja jest mniej lub bardziej krytyczna. Standard jest taki, że, wyjąwszy relacje o wydarzeniach nadzwyczajnych, jak klęski żywiołowe, śmierć wybitnych ludzi czy wybuchy konfliktów międzynarodowych, informacja telewizyjna zaczyna się od tego, co dzieje się w danym państwie w perspektywie międzynarodowej, centralnej i lokalnej.

Ład demokratyczny ma to do siebie, że jego rzeczywistość nie jest ani całkowicie czarna, ani całkowicie biała, ale notorycznym faktem jest to, że władza jest przedstawiana w mediach publicznych (innych także, ale to inna sprawa) raczej pozytywnie niż negatywnie, ewentualnie neutralnie. Niektórzy powiedzą, że skoro pan płaci, to i wymaga, ale to znaczne uproszczenie.

Praktyka TVP Info była następująca: informacja toczyła się dwoma kanałami, mianowicie ustnie (czy audiowizualnie) oraz na tzw. paskach i belkach. Pasek był biały i przedstawiał informacje, by tak rzec, ogólne, np. o wojnie w Ukrainie, konflikcie Hamasu z Izraelem czy zakupie szczepionek przeciwko ostatniemu wariantowi covid-19, natomiast belka miała kolor czerwony i napisy wyróżnione większymi literami – z upodobaniem opowiadała o agenturalnych powiązaniach (np. nur für Deutschland) rządu Tuska, o tym, co powiedział prezes Kaczyński (o ile raczył cokolwiek powiedzieć – jeśli akurat coś takiego się zdarzyło, to 100 proc. paska tego dotyczyło) lub co np. stwierdziła mgr Przyłębska, komentując projekty zmian proponowane w TVP przez koalicję 15 października (też cały pasek czerwony).

Narracja ustna była przede wszystkim zgodna z treścią belek. Informacja na pasku białym była selektywna. O ile trudno się dziwić, że nie podano wiadomości, że p. Brejza wygrał proces z TVP Info w sprawie Pegasusa, bo to obciach dla stacji, o tyle brak wzmianki o nagrodach dla p. Glapińskiego od razu wskazuje, jaka była polityka informacyjna w TVP. Przeprowadzono badania nad treścią belek – wykazały, że tylko 25 proc. „belkowej” narracji ma wartość informacyjną, a reszta to propaganda.

Oglądając TVP Info, ma się nieodparte wrażenie, że była to telewizja publiczna wobec PiS. Jest to osobliwość na miarę światową. I wystarczający powód, aby obecnie rządząca koalicja zmieniła sytuację w TVP, ponieważ nie ma żadnego powodu, aby ci, co sprawują władzę, opłacali instytucję opozycyjną. Pan Szczucki z PiS dramatycznie woła: „Tak, skoro nie chcecie, aby to była telewizja antyrządowa, to ma być prorządowa”. I takie logiczne beztalencie (nie potrafi zrozumieć, że negacja antyrządowości niekoniecznie oznacza prorządowość) zostało powołane na stanowisko ministra edukacji i nauki. Dobrze, że tylko na dwa tygodnie.

Czytaj też: Gorąca bitwa o TVP. W PiS panika i rwanie włosów z głowy

Szamani z Wiertniczej i Czerskiej

Publicystyka TVP Info dzieliła się na indywidualną i grupową (to standard w każdej stacji). Pierwsza polega na prezentowaniu w pełni autorskich produkcji przez dziennikarzy lub współpracowników stacji, ewentualnie na rozmowach z zaproszonymi gośćmi. W tych audycjach biorą udział „sami swoi” w rodzaju polityków PiS czy dziennikarzy, jak p. Sakiewicz, bracia Karnowscy czy p. Wildstein.

Etatowi pracownicy TVP Info, pytani o to, dlaczego nie goszczą w programach indywidualnych osób o innych poglądach, tłumaczą, że zaproszenia są odrzucane. Trudno sprawdzić, jak to jest naprawdę, ale jeśli wspomniane wyjaśnienie jest trafne, to przyczyna absencji jest podobna do tej powodującej pustki w galeriach artystycznych serwujących szmirę plastyczną.

Jedną z autorskich inscenizacji jest cykliczny program „Jak oni kłamią”, prowadzony przez różnych dziennikarzy. Jego osobliwością jest specjalna definicja kłamstwa, mianowicie X kłamie, jeśli mówi coś innego, niż opowiada prowadzący audycję, przy czym X to Tusk lub ktoś od niego oraz „szamani” z Wiertniczej (TVN24) i Czerskiej („Gazeta Wyborcza”). Dzięki temu pisięta i ich propagandyści zawsze „stoją w prawdzie”.

Publicystyka grupowa polegała na debatach z udziałem polityków, np. w programie „Za czy przeciw”. Zwykle było dwóch na dwóch (czasem z liczebną przewagą pisiąt). To jednak tylko pozór równowagi, gdyż prowadzący był zawsze po stronie obozu pisowskiego. Rzecz przebiegała tak: gdy wypowiadał się ktoś z prawej opcji, „moderator” spokojnie słuchał, ewentualnie przytakiwał. Gdy zabierał głos ktoś z obozu przeciwnego, prowadzący dość szybko przerywał i rozpoczynał snuć wątpliwości. Rzecz kończyła się podsumowaniem prowadzącego, zwykle wskazującego, że przedstawiciel antyPiSu nie odpowiedział zadowalająco na postawione zagadnienie, np. reprezentant PSL nie wyjaśnił, jak jego partia zamierza nie dopuścić do zmiany traktatów unijnych, gdyby miała szansę to uczynić. W sprawach poważniejszych, np. debatach po poszczególnych odcinkach serialu „Reset”, brały udział wyłącznie osoby podzielające poglądy prof. Sławomira (Cenckiewicza) i red. Michała (Rachonia).

Czytaj też: Weto Dudy rozwiewa złudzenia. Wielka jest frustracja Kaczyńskiego

Jak prezes z prezesem

Biorąc powyższe pod uwagę, TVP Info na pewno nie działała wedle zasady „pluralizm, bezstronność, wyważenie i niezależność”. Niejako symbolicznym wyrazem zależności TVP od PiS jest następujące oświadczenie p. Kaczyńskiego: „Kiedy wróciłem parę dni temu z Krakowa o trzeciej w nocy i otworzyłem telewizor, zobaczyłem, że nie ma sygnału, zadzwoniłem do jednej osoby, potem do drugiej, a potem do samego prezesa Telewizji Polskiej Matyszkowicza, czy to już, czy to sposób, który został zastosowany w stanie wojennym. (...) Okazało się, że to tylko mój błąd, że nie dokonałem odpowiednich zmian w moim telewizorze”.

Oto prezes partii politycznej dzwoni w nocy do prezesa TVP z zapytaniem, dlaczego nie ma sygnału. Znaczy to nie tyle, że pogadali jak prezes z prezesem, ale że pierwszy traktuje drugiego jako swego podwładnego. Jest to równie wymowny test „niezależności” TVP od PiS jak gotowanie posiłków dla p. Kaczyńskiego przez mgr Przyłębską.

Obowiązkiem ministra kultury było zareagowanie na to, że TVP łamie ustawę o mediach w zacytowanym określeniu misji publicznej. Skorzystał w tym celu z przepisów kodeksu spółek handlowych. Dodatkowym argumentem jest to, że Radia Mediów Narodowych, powołująca zarządy spółek medialnych, działa wbrew orzeczeniu TK z 2016 r. Obecne kroki naprawcze TVP wzbudziły kontrowersje, głównie w obozie pisiąt. Nawiasem mówiąc, bzdurzą, np. p. Paprocka z Kancelarii Prezydenta, że zmiany zostały przeprowadzone na podstawie uchwały sejmowej. Taką podstawą jest kodeks spółek handlowych. Byłoby oczywiście lepiej, gdyby rzeczy miały wyraźną podstawę ustawową. Dałoby się to szybko załatwić, gdyby p. Duda był rzeczywiście strażnikiem praworządności, a nie udawał, że to czyni. Obrona TVP Info przez Głównego Lokatora Pałacu Namiestnikowskiego jest kolejnym przykładem, że jest prezydentem jednej partii.

Z logicznego punktu widzenia jest tak, że ustawowy stan prawny dotyczący powoływania zarządów spółek medialnych jest wewnętrznie sprzeczny, a więc zawiera lukę. W tej sytuacji p. Sienkiewicz zrobił to, co do niego należało. W rewanżu (tak to sam ujął) p. Duda zawetował (ktoś trafnie zauważył, że zastosował odweto) ustawę okołobudżetową. Niezależnie od tego, czy sam wpadł na to, czy został zainspirowany przez p. Kaczyńskiego, faktycznie przeciwstawia się sanacji TVP, której dotychczasowy stan utrwalał swymi decyzjami. Jakby nie było, manipulowanie budżetem jest w obecnej sytuacji działaniem antypaństwowym. Jak mawiał Lec: „Jest małe nic i Wielkie Nic”, a to drugie bywa także prezydenckim długoPiSem, który zatarł się, gdy np. nie publikowano orzeczeń TK niewygodnych dla PiS.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną