Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Awantura o legalizację aborcji. Czy ktoś w ogóle chce tę sprawę załatwić?

Posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus, Sejm, 6 marca 2024 r. Posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus, Sejm, 6 marca 2024 r. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Wygląda na to, że sprawa kluczowa dla wielu wyborców, a przede wszystkim wyborczyń, znów się stała zakładnikiem partyjnego sporu. Czy coś da się z tym zrobić? Czy przy obecnej konfiguracji w parlamencie jesteśmy skazani na polityczne kłótnie i status quo?

Kiedy ma się odbyć debata nad projektami ustaw dotyczącymi legalności aborcji? – od awantury na ten temat rozpoczęły się środowe obrady Sejmu. Lewica chciała je wprowadzić do harmonogramu dzisiejszego posiedzenia, marszałek Szymon Hołownia (Polska 2050, Trzecia Droga) po kilku dniach hamletyzowania zaproponował termin 11 kwietnia, już po wyborach samorządowych (nie licząc drugich tur głosowania na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast).

Argumenty stojące za szybkim procedowaniem złożonych (częściowo już dawno) projektów są bardzo silne. Wielu wyborców, a szczególnie wyborczyń, rządzącej dziś koalicji ruszyło gremialnie 15 października do urn, bo sprzeciwiali się obowiązywaniu barbarzyńskiego prawa. Legislacji, wskutek której w szpitalach umierają kobiety w ciąży, bo lekarze boją się dotknąć płodu, nawet jeśli nie ma on szans na przeżycie.

Dostęp do bezpiecznej i legalnej aborcji jest już standardem cywilizacyjnym w krajach europejskiego kręgu kulturowego (i politycznego), do którego chcemy się zaliczać. Do tego stopnia, że prawo do aborcji zostało właśnie, przy bardzo dużym poparciu, wpisane do francuskiej konstytucji. Fakt, że w Polsce wciąż obowiązuje faktyczny zakaz aborcji, zaostrzony jeszcze przez Trybunał Julii Przyłębskiej, dużej chluby nowej władzy nie przynosi. Dlatego szybkie zajęcie się tą sprawą, przynajmniej teoretycznie, wygląda rozsądnie (i to najlepiej przed wyborami samorządowymi, w których koalicja liczy na głosy elektoratu z 15 października).

Lewica w kłopocie przed wyborami

Problem w tym, że polityczne losy projektów ustaw rozluźniających te przepisy coraz bardziej się komplikują i z praktycznego punktu widzenia dają coraz mniejszą nadzieję, że coś faktycznie w tej sprawie uda się osiągnąć. Wygląda bowiem na to, że Lewica przypomniała sobie o tej sprawie w obliczu malejących wyników sondażowych i właśnie zbliżających się wyborów.

Ugrupowanie Włodzimierza Czarzastego bardzo potrzebuje, po pierwsze, odróżnić się od koalicyjnych partnerów. Sondażową premię za zwycięstwo wyborcze i przejęcie władzy przejął przede wszystkim Donald Tusk i jego Koalicja Obywatelska (w mniejszym stopniu Trzecia Droga). Lewica, jako najmniejsze ugrupowanie obozu władzy, ma najmniej możliwości przeforsowania swoich rozwiązań (i pochwalenia się tym wyborcom). To dlatego pilnie potrzebowała sprawy, która ją odróżni od partnerów. I sprawą tą stała się aborcja.

Po drugie, Lewica musi przyciągnąć więcej wyborców, bo ordynacja do sejmików wojewódzkich (a także do lokalnych rad miast, gmin etc.) jest dla partii tej wielkości niezwykle trudna. Połączenie metody d’Hondta przeliczania głosów na mandaty ze stosunkowo małymi okręgami wyborczymi sprawia, że realny próg wyborczy może być dużo wyższy niż ustawowe 5 proc. A to dla lewicy, ze średnią sondażową 8 proc., może oznaczać fatalny wynik. W poprzednich wyborach z 6,6 proc. poparcia zyskała tylko 11 mandatów, w większości sejmików jej w ogóle nie było. To dlatego Czarzastemu tak zależało wcześniej na stworzeniu wspólnych list z KO. Gdy ten plan nie wypalił, potrzebny był plan B.

Prof. Izdebski: Seks polski, czyli jak to z nami jest po ośmiu latach rządów prawicy

Szybka debata o aborcji i dalej co?

Lewica zaczęła w ostatnich dniach, przynajmniej w deklaracjach, żądać szybkiego debatowania nad projektami aborcyjnymi. Ma to pokazać, że tej partii na tym najbardziej zależy, a inne ugrupowania (szczególnie Trzecia Droga) mają z liberalizacją przepisów kłopot. Z drugiej strony naciski lewicy na przyspieszenie debaty ograniczyły się do (radykalnej momentami) krytyki marszałka Hołowni i jego formacji.

Środowa awantura w Sejmie zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła, a Lewica nie sięgnęła po inne środki nacisku, którymi jako ugrupowanie koalicyjne niewątpliwie dysponuje. „Krew się polała, a potem wyschło”, jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński. Spoistość koalicji rządowej okazuje się silniejsza niż spory (co zresztą jest w sumie pozytywne), wyborcy na obecnym etapie nie zrozumieliby pogłębiania podziałów. Dalsza eskalacja sporu, zagrażająca koalicji, nie byłaby w interesie żadnego z ugrupowań tworzących rząd (choć to nie znaczy, że nie nastąpi, polityczne spory potrafią się wymknąć spod kontroli).

Wszystko to sprawia, że w determinację Lewicy, jeśli chodzi o realne załatwienie tej sprawy w obecnej kadencji, trudno uwierzyć. Zwłaszcza że za argumentami o przyspieszeniu debaty nad złożonymi projektami nie idzie jakiś polityczny plan, który miałby realnie doprowadzić do ulżenia losowi kobiet. Projekty złożone przez Lewicę (legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży – to samo rozwiązanie złożyła KO – oraz niekaralności pomocy w dokonywaniu aborcji) mają niewielkie szanse na uzyskanie większości w Sejmie, nie mówiąc o podpisie prezydenta.

Jednocześnie nie widać po stronie Lewicy próby wypracowania w ramach koalicji jakichś rozwiązań, które mają praktyczne szanse na wprowadzenie w życie. Być może wynika to z kalkulacji, że przy obecnej konfiguracji w Sejmie nic istotnego się nie da zrobić, więc należy się ograniczyć do politycznej demonstracji swoich poglądów. Będzie to jakieś „sprawdzam”, zapewne dowiemy się, jakie stanowisko zajmują poszczególni politycy, ale liberalizacji przepisów tutaj i teraz to raczej nie przyniesie. Zresztą ten moment prawdy będzie pewnie sam w sobie jakąś wartością.

Trzecia droga Trzeciej Drogi

Po drugiej stronie sporu mamy Trzecią Drogę, która odwleka debatę i proponuje swój projekt przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego sprzed wyroku Trybunału Przyłębskiej (chodzi o ponowne wprowadzenie możliwości przerwania ciąży ze względu na chorobę lub wadę płodu). W drugim kroku Polska 2050 i PSL popierają referendum w sprawie aborcji, by „wypowiedział się naród”.

To także problematyczne stanowisko, z kilku powodów. Wiele polityczek Trzeciej Drogi, szczególnie Polski 2050 (w tym np. Joanna Mucha czy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz), opowiada się za legalizacją aborcji do 12. tygodnia. Podobne stanowisko zajmuje według sondaży większość elektoratu tej partii z 15 października. Tzw. kompromis aborcyjny, zerwany przez PiS za pomocą decyzji Trybunału, przestał politycznie i społecznie obowiązywać, a z sondaży wynika, że w całym społeczeństwie coraz więcej wyborców jest zwolennikami legalności przerywania ciąży.

Z kolei referendum zdecydowanie przeciwstawiają się politycy lewicowi i progresywni, uznając, że nad prawami człowieka się nie głosuje, a taki status powinno mieć prawo do aborcji. W grę wchodzi tutaj także argument pragmatyczny: PiS, wzywając swoich zwolenników do bojkotu takiego referendum, mógłby doprowadzić do tego, że frekwencja nie osiągnęłaby wymaganych 50 proc. Głosowanie nie miałoby wtedy mocy wiążącej (podobnie jak pisowskie referendum z 15 października zbojkotowane przez większość wyborców ówczesnej opozycji) i sprawa by tylko na tym ucierpiała.

Należy jednocześnie pamiętać, że takie rozwiązania – tzw. kompromis i referendum – Trzecia Droga przedstawiała wyborcom w kampanii i teraz się ich trzyma. Nie ma tu mowy o żadnym zaskoczeniu. Polska 2050 i ludowcy używają też swojego argumentu pragmatycznego: ich zdaniem prezydent nie podpisze żadnej ustawy idącej dalej niż tzw. kompromis, a dopiero wiążące referendum mogłoby ewentualnie stanowić wystarczający nacisk, żeby go zmusić do zmiany decyzji. Jednak dla innych partii koalicji głosowanie za tzw. kompromisem czy referendum jest nie do przyjęcia, bo ich wyborcy tego nie zrozumieją (a być może nie wybaczą).

Dodatkowo Trzecia Droga postanowiła mieć swoją sprawę, która ją odróżnia od koalicjantów i w której przed wyborami samorządowymi tupie nogą oraz żąda natychmiastowego załatwienia, a przynajmniej debaty. Chodzi o przywrócenie korzystnych dla przedsiębiorców zasad rozliczania składki zdrowotnej, które zostało wpisane do umowy koalicyjnej, choć wciąż nie wiadomo, czy minister finansów (z KO) ma na to pieniądze. Przedsiębiorcy to jedna z kluczowych grup wyborców, do których swój przekaz kierują partie Trzeciej Drogi. Wplątuje to sprawę aborcji w jeszcze jeden spór, a to nie rokuje dobrze.

Czy coś w takim Sejmie można zrobić?

Czy w takim razie w sprawie aborcji nie da się nic zrobić i przy obecnej konfiguracji w parlamencie jesteśmy skazani na partyjne kłótnie i status quo? W środowym sporze w zasadzie nie brała udziału Koalicja Obywatelska, największa partia obecnej koalicji rządowej. Z jednej strony, zgodnie z kampanijną deklaracją Tuska, sama złożyła projekt w sprawie legalności aborcji do 12. tygodnia. Z drugiej – nie żądała przyspieszenia debaty sejmowej na ten temat. Wygląda na to, że Tusk pozwolił koalicjantom politycznie harcować, ale nie pali się do szybkiej konfrontacji. Zapewne skończy się bowiem na tym, że rzeczywiście projekty ustaw aborcyjnych w ten czy inny sposób zderzą się ze ścianą – w Sejmie lub w Pałacu Prezydenckim.

Pewną możliwością są pozaustawowe rozwiązania, a tutaj klucz leży w rękach minister zdrowia Izabeli Leszczyny z KO. Jednym z tych, o którym była mowa już pod koniec kadencji PiS, jest sformułowanie nowych wytycznych dla lekarzy, które otworzyłyby drzwi czy przynajmniej uchyliły furtkę dla legalizacji aborcji. Na razie jednak sprawa ucichła, Leszczyna rozwiązała zespół pracujący nad wytycznymi od czasu ministra Andrzeja Niedzielskiego (PiS) – ze względu na niezadowalające rezultaty – ale nie widać informacji na temat powołania nowego. Resort zdrowia ogłosił tylko, że lekarze, którzy odmówili zgodnej z prawem aborcji, nie będą mogli zajmować stanowisk konsultantów krajowych czy wojewódzkich.

Ne wiadomo, czy w polskich warunkach prawnych możliwa jest liberalizacja przepisów aborcyjnych za pomocą takich wytycznych, które mogłyby np. oficjalnie sankcjonować legalność aborcji ze względu na zagrożenie dla zdrowia psychicznego kobiety. Jednak np. w Hiszpanii czy Niemczech legalizacja przerywania ciąży historycznie poszła właśnie tą drogą. Być może więc polityczny spór o ustawy przesłania nam inne, pragmatyczne sposoby ulżenia sytuacji kobiet i liberalizacji zasad dotyczących aborcji.

Warto, żeby wypowiedzieli się w tej sprawie specjaliści. Bo przysłuchując się sporom w gronie polityków, którzy twierdzą, że chcą się przysłużyć sprawie poprawy losu kobiet i liberalizacji aborcji, można sobie przypomnieć puentę bajki Ignacego Krasickiego: „Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły/ Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Albo dosadniejsze słowa kard. Richelieu: „Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną