Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Żegnamy Mariana Turskiego. „Jesteśmy osieroceni, ale nigdy obojętni”

Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego rozpoczęły się o godz. 12 na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie przy ul. Okopowej 49/51. Nad grobem odbyły się modlitwy i przemowy. Na cmentarzu pojawili się przedstawiciele władz, rodzina, przyjaciele m.in. prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego rozpoczęły się o godz. 12 na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie przy ul. Okopowej 49/51. Nad grobem odbyły się modlitwy i przemowy. Na cmentarzu pojawili się przedstawiciele władz, rodzina, przyjaciele m.in. prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski Jacek Szydłowki / Forum
Marian Turski odszedł 18 lutego. Twórca działu historycznego „Polityki” i muzeum Polin zostawia nas z ważnym przesłaniem. Dziś spoczął na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.

Marian Turski spoczął na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie, żegnany przez bliskich, ludzi polityki (i „Polityki”), kultury. Przybyli przedstawiciele władz, rodzina, przyjaciele. Był obecny prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

Wspólnie z rodziną Zmarłego Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce powołało Fundusz Nieobojętnych im. Mariana Turskiego, którego celem będzie walka z wszelką formą dyskryminacji. W ten sposób dzieło Mariana będzie kontynuowane. Szczegóły tutaj.

Cmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana TurskiegoJacek Szydłowski/ForumCmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego
Cmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana TurskiegoLeszek Zych/PolitykaCmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego
Na cmentarzu pojawili się przedstawiciele władz, rodzina, przyjaciele m.in. prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.Leszek Zych/PolitykaNa cmentarzu pojawili się przedstawiciele władz, rodzina, przyjaciele m.in. prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

Dziadziuś Marian

„Kim był dziadziuś Marian? – mówiła wnuczka Mariana Klaudia Siczek, która pierwsza zabrała głos. – Dzielił nas ocean, ale zawsze był obecny. Kiedy wiedział, że czymś można sprawić przyjemność, zrobiłby wszystko, żeby właśnie to zrobić. Mój brat kolekcjonował od dziecka breloczki z różnych krajów, więc mój dziadziuś też je kolekcjonował i mu przekazywał. Ostatni pół roku temu” – mówiła.

Wspominała liceum, w którym miała najlepszego w klasie konsultanta z historii. Oraz czas studiów, kiedy specjalnie dla niej wycinał różne artykuły o architekturze. „Później miałam szczęście mieszkać w Warszawie przez pięć lat, aż do pandemii. W mieście mojego dziadziusia. Dostałam dodatkową edukację poprzez wspólne wyjazdy, lektury, rozmowy”.

Mówiła o rozmowach z „dziadziusiem” o stosunkach polsko-żydowskich i filmie Akiro Kurosawy „Rashōmon”. „Rozmawialiśmy, jak ta sama sytuacja może być inaczej postrzegana. Mój dziadziuś żył ideą tego filmu, był człowiekiem dialogu, budował mosty nawet z ludźmi, z którymi mógłby się nie zgadzać”. „Mam niesamowite szczęście, że Marian Turski to mój dziadziuś”, zakończyła Klaudia Siczek.

„Wybitny autorytet w czasach autorytetów lichych”

Następnie przemawiał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski: „Żegnamy dzisiaj Mariana Turskiego, wyjątkowego człowieka, świadka historii, rzecznika porozumienia polsko-żydowskiego, honorowego obywatela miasta stołecznego Warszawy, ale przede wszystkim naszego przyjaciela, wybitny autorytet. Świat dziś niepewny, autorytety liche, bardzo nam trzeba autorytetów prawdziwych. Mówił cicho, ale każde słowo Profesora miało siłę nieprawdopodobną, każde słowo brzmiało jak dzwon. Był historykiem, publicystą, autorytetem dla wielu pokoleń. Dzięki jego zaangażowaniu powstało niezwykłe muzeum Polin, pokazujące, jak kultura polska i żydowska są niemożliwe do odseparowania. Mówił, że Polin jest domem, w którym żywa jest pamięć o przodkach.

Odejście Mariana to dla nas niepowetowana strata, opuścił nas jeden z ostatnich świadków Zagłady. Będziemy pamiętali jego mądrość i otwartość na dialog. Uczył, jak być dobrym człowiekiem, o potrzebie wolności, solidarności. To było to pokolenie, które przypominało o tym, co jest najważniejsze. Oni nie chcieli rozmawiać o bohaterstwie, tylko właśnie o solidarności. Mówił, że nawet w piekle solidarność pomaga przetrwać.

Pamiętajmy o jego przykazaniu: nie bądź obojętny. Pięć lat temu apelował do młodego pokolenia: nie bądźcie obojętni. Zapamiętamy te słowa, będziemy je nieść w sercu. Zapamiętam go jako skromnego człowieka z wielkim poczuciem humoru, którym mógłby obdarzyć dużo młodszych od siebie. Zawsze obecnym tam, gdzie działo się coś ważnego. Miał wielką zdolność zjednywania sobie młodych ludzi. Obserwowałem to z bliska. Na ostatnim Campusie młodzi pytali, jak zmniejszyć zło między ludźmi. Powiedział, że nie wie, ale radził zacząć od walki z językiem nienawiści. To jedna z wartości, które zapamiętamy”.

„Nie wolno nam milczeć”

Piotr Wiślicki, przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny, a prywatnie przyjaciel Mariana Turskiego: „Jestem polskim Żydem, to dzięki Marianowi wyszedłem z cienia, przestałem się bać. Dumą rozpiera mnie, że mogłem działać wraz z nim przy ważnych projektach” – wspominał. – „Gdy człowiek czuje się zagrożony, gdy jest osamotniony, gdy dają mu do zrozumienia: jesteś obcy – wtedy ucieka lub ukrywa swoją tożsamość. Chcę tu powiedzieć bardzo osobiście: człowiek zostaje lub wychodzi z ukrycia – gdy czuje wokół siebie empatię, gdy nie jest samotny, gdy doznaje ludzkiej solidarności. Na tej ziemi to słowo ma szczególny wydźwięk. Jestem całkowicie przekonany, jestem pewien, że gdy dziś mówię mir zenen do – »jesteśmy tutaj« – usłyszę odzew bardzo wielu wspaniałych ludzi: jesteśmy razem z tobą, jesteśmy razem z wami. Jesteśmy tutaj”.

„Człowiek czuł się przy nim wyjątkowym, potrafił słuchać, zapamiętywał drobne szczegóły. Rozmawiał, dyskutował. Proszony o autografy, odmawiał, bo zawsze wpisywał dedykacje, starał się choćby zamienić kilka zdań z prosząca go o to osoba, dlatego każda dedykacja była wyjątkowa i osobista” – Wiślicki wspominał, jak Marian Turski zaprosił go w 2008 r. do projektu budowy muzeum Polin. Zaprosił go na uroczystą kolację z tej okazji, ale okazało się, że Wiślickiego nie ma na liście i mimo wysiłków pana Mariana i jego słynnego palca nie udało się go wprowadzić. Poszli więc na spacer do parku Skaryszewskiego, gdzie rozmawiali o sprawach wielkich i małych: „Poczułem, że mam obok siebie wielkiego człowieka”. Przypomniał także spotkanie z Barackiem Obamą, któremu Turski powiedział, że brał udział w marszu równości z Selmy do Montgomery. „Panie prezydencie, wiem i czuję, że dzięki tamtym wydarzeniom mógł pan po latach zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych” – powiedział. Były prezydent USA podziękował za to.

„Miał genialną pamięć. Nie szukaliśmy w Google, dzwoniliśmy do Mariana. Podczas uroczystości wręczenia mu wysokiego odznaczenia francuskiego z pamięci wyrecytował nazwiska 20 marszałków. Po prostu to wiedział. On też był wielkim strategiem” – kontynuował Wiślicki. Wspomniał herbatę, jaką miesiąc temu wypił z panem Marianem. Powiedział mu wtedy, że czuje się jak w latach 30. i nakazał, by walczyć z dyskryminacją. – „Był zaniepokojony tym, co dzieje się na świecie, był oszołomiony antysemityzmem, jaki dziś dzieje się na świecie. Mimo że przeżył piekło Auschwitz, nie pozwolił, by nienawiść zatruła mu serce”.

Przestrzegał przed powrotem zła

„Nawet miesiąc nie minął, kiedy słuchaliśmy Mariana w 80-lecie wyzwolenia Auschwitz – mówił Jerzy Baczyński, redaktor naczelny „Polityki”. – Dzień, dwa później dzwonił i proponował teksty do kolejnego numeru. Wydawało się, że jest niezniszczalny, że ma specjalny pakt z losem. Że za rok będziemy obchodzić jego setne urodziny – zapewne najstarszego na świecie w pełni czynnego dziennikarza i redaktora działu. To irracjonalne przekonanie, że Marian sam zdecyduje o godzinie odejścia, nie opuszczało nas w redakcji. Widocznie zdecydował, że to teraz.

Mieliśmy szczęście, że był częścią naszego życia, mentorem, łącznikiem dla kilku pokoleń dziennikarzy i czytelników. Także dzięki niemu »Polityka« szybko wypełniła lukę, stając się wkrótce i na długie lata gazetą polskiej progresywnej inteligencji, jak pisał »Die Zelt«: najbardziej liberalnym pismem między Łabą a Władywostokiem. Bardzo przyczyniły się do tego zainicjowane przez Mariana Nagrody Historyczne przyznawane za książki poświęcone najnowszej historii Polski. Udało mu się zgromadzić czołówkę polskich historyków. To oczywiste, że od tego roku nagrody będą nosić imię Mariana Turskiego.

Niezwykłe, że przez niemal siedem dekad pozostał wierny jednej gazecie i redakcji. Został po antysemickiej nagonce, nie wyjechał, choć miał możliwość. Pismu groziła likwidacja, ale nie uległo, a Marian znalazł tu bezwzględną lojalność i rodzinne wsparcie. Nie wyjechał też w stanie wojennym, z entuzjazmem, choć nie bez obaw, przyjął rewolucję 1989. W wolnej Polsce mógł wreszcie poświęcić się swej drugiej misji: przywrócenia pamięci Żydów polskich. Polin to dzieło jego życia i jego spełnienie.

Jeździł po świecie, rozmawiał z politykami, papieżem, królami, jego słynne przemówienie sprzed pięciu lat obiegło wszystkie media. Pod wnioskiem o Pokojową Nagrodę Nobla w tydzień podpisały się tysiące ludzi, jako jedna z pierwszych: Olga Tokarczuk.

W ostatnich latach Marian często miał wrażenie, że zło wraca, wraca mowa nienawiści, język poniżania. Bardzo przeżył napaść Rosji na Ukrainę. Przestrzegał, że budzą się upiory, przed populizmem, łamaniem zasad demokracji i praw mniejszości. W swoim ostatnim wystąpieniu w 80. rocznicę wyzwolenia Auschwitz przestrzegał przed falą antysemityzmu, tak jakby historia przestała być nauczką dla współczesnych. Jak mówił, nienawiścią najłatwiej zgromadzić popleczników”.

I dalej: „Właśnie odbywają się wybory w Niemczech, w których partia nacjonalistyczna, prorosyjska ma uzyskać swój najlepszy wynik. Marian mnóstwo czasu poświęcił pojednaniu polsko-niemieckiemu. Mówił, że trzeba pamiętać, ale nie być pamiętliwym. Jestem za pamięcią – wyjaśniał – ale przeciw terrorowi historii”.

„Marianie, tak bardzo byłby potrzebny teraz twój głos, komentarz i ty. Pytany, jak długo można mówić o Holokauście, odpowiadał: jeśli wy nie zapomnicie, ja będę milczeć. Teraz milczysz, Marianie, ale my w gazecie nie zapomnimy świadectwa twojego życia. Jesteśmy twoimi uczniami i dłużnikami. Polin w języku hebrajsku oznacza też: »tu odpoczniesz«. To była deklaracja nadziei dla osób osiedlających się na tej ziemi. Twój lud, polscy Żydzi, zostali z tej ziemi brutalnie wyrwani, ale dzięki tobie pozostaną na zawsze częścią Polski, a ich los będzie wieczną przestrogą. Tu odpoczniesz, Marianie, po długim, bolesnym i pięknym życiu”.

Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego. Przemawia redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński.Jacek Szydlowski/ForumUroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego. Przemawia redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński.

Zawsze musiał coś robić

Michael Schudrich, naczelny rabin Polski: „Nigdy nie pomyślałem, że kiedyś będę na pogrzebie Mariana Turskiego. Sądziłem, że będzie żyć do 140. Kiedy w Lublinie Marian otrzymał tytuł doctora honoris causa, przytaczałem wtedy pewną anegdotę: kiedy Żyd nie wie, co robić, radzi się rabina. Kiedy rabin nie wie, co robić, idzie do naczelnego rabina. Kiedy naczelny rabin nie wie, co robić, wtedy idzie do Marian Turskiego.

To nie tylko powiedzenie, to prawda. Rozmawialiśmy przez telefon wiele razy. Radziłem się go wiele razy. Jak zresztą wszyscy tutaj. On był naszym nauczycielem, naszym przewodnikiem życia. Zaszczytem były momenty, kiedy to Marian Turski dzwonił do mnie. Był człowiekiem, który cały czas musi coś robić. Był żyjącym przykładem kogoś, kto chciał poprawić świat. Każdy z nas ma teraz przed sobą wyzwanie, obowiązek, my, którzy jesteśmy tu fizycznie, by też próbować coś robić. Marian, dziękuję za wszystkie twoje ważne nauki. Dzięki nim zawsze będziesz z nami”.

Jesteśmy osieroceni, ale nigdy obojętni

Mariana Turskiego wspominaliśmy później w Muzeum Polin, jego drugim domu, dziele życia. Kochał muzykę. Dlatego wysłuchaliśmy kompozycji „Andante” Jana Sebastiana Bacha, „Kadysz” Maurice’a Ravela oraz „Arii” Mieczysława Weinberga. Grali Marta Piórkowska (skrzypce) i Łukasz Chrzęszczyk (fortepian). Mariana wspominają bliscy, współpracownicy i przedstawiciele władz.

Joanna Turska, córka Mariana: „Tata miał wiele wspaniałych cech, o których się publicznie mówi. Energia do życia, pasja zwiedzania, głód wiedzy. Ja chciałabym powiedzieć, jak to się przekładało na nasze życie rodzinne. Kiedy podczas naszych rozmów nagle okazywało się, że jakiś fakt lub słowo jest niewyjaśnione, tata wstawał od stołu, brał encyklopedię i wracał z nią. Natychmiast musiało to zostać wyjaśnione”.

„Kiedy mój syn Konrad miał 15 czy 16 lat, miałam koncert pod Pragą czeską – wspominała Joanna Turski. – Pojechaliśmy samochodem, tata nie mógł być z nami, miał wyjazd służbowy. Był czas, żeby wyskoczyć do trzech miast, m.in. do Wiednia. Konradowi bliższe były wtedy sporty niż jakaś tam sztuka. Trudno nam było wybrać, co trzeba zobaczyć. Tata zadzwonił dzień wcześniej, powiedział: weź ołówek, powiem, co macie zobaczyć: kościół, Muzeum Historii Sztuki… Zaprotestowałam. Tata powiedział: jedziecie, zobaczycie trzy obrazy, »Rzeź niewiniątek«, Rembrandta i coś jeszcze. Ta jego chirurgiczna precyzja była niesamowita. Dzień był wspaniały.

Przyznaję się tu przed państwem ze wstydem do kłamstwa. Na studiach grałam w zespole barokowym. Jeden z kolegów pochodził z katolickiej, praktykującej rodziny. Próby w domu jego rodziców się przeciągały. Kiedyś wróciłam do domu, a tata spytał, czy jadłam. Nie jadłam, ale spieszyłam się i powiedziałam, że jadłam. To co jadłaś? – spytał tata. Kurczaka, odpowiedziałam. Bardzo się zdziwił. To był Wielki Piątek. Mając do czynienia z takim tatą, nie można kłamać, a na pewno trzeba to bardzo dobrze przemyśleć”.

Dyrektor Muzeum Polin Zygmunt Stępiński: „Ostatnia rzecz, jakiej by chciał, to żebyśmy byli smutni. (...) O spotkanie z Marianem zabiegali królowie, premierzy, książęta, nawet jeden bokser, zagraniczny, żeby nie było niedomówień”. Stępiński przywołał też historię 12-letniej wówczas wnuczki mieszkającej w Niemczech, która zadzwoniła do niego z prośbą o zorganizowanie spotkania z Marianem. „Spotkanie miało trwać godzinę, trwało pięć. Opowieści zaczynają się od chwili, gdy był zamknięty w getcie, gdy miał tyle lat, ile obecne jedno z czworga dzieci, z którymi się wtedy spotkał. Ta 12-letnia wówczas dziewczynka podjęła decyzję, że zostanie sędzią i będzie walczyła ze złem, o którym opowiadał jej Marian. Lata minęły, pozostała wierna temu zobowiązaniu”.

Zygmunt Stępiński pokazał gościom zdjęcie przedstawiające Mariana na lotnisku. Jechali tego dnia do Berlina na zaproszenie prezydenta Franka Waltera-Steinmeiera: „Dla Mariana liczyło się wyrobienie kroków. Dziś, gdy patrzę na to zdjęcie, mam wrażenie, Marianie, że idziesz na czele i będziesz tak maszerował do końca świata. My, cały zespół muzeum, idziemy za tobą. Jesteśmy dziś osieroceni, ale nigdy obojętni”.

Z każdym by się przywitał

Andrzej Dera z Kancelarii Prezydenta odczytał w Polin list Andrzeja Dudy: „Łączymy się w żałobie po odprowadzeniu Mariana Turskiego w ostatnią drogę. Żegnamy strażnika pamięci o Zagładzie, który podjął się trudnej misji. Był głęboko zaangażowany w pielęgnowanie pamięci, która niesie prawdę. W imieniu Rzeczpospolitej oddaję część jego pamięci. (…) Skupił się na poruszaniu umysłów, serc i sumień. Przypominał, że Auschwitz nie spadło z nieba, dlatego musimy sprzeciwiać się przejawom nienawiści, by nie powtórzyła się zbrodnia, jaką był Holokaust. (…) Orędownik człowieczeństwa i wrażliwości, bronił dobra przed złem, a sensu przed obłędem i chaosem. Pozostawił przesłanie, które powinno przemawiać zawsze, wszędzie i do każdego: nie bądźcie obojętni. Oby świat zaświadczył, że sprostaliśmy temu zobowiązaniu” – napisał Andrzej Duda.

Prowadzący uroczystość w Muzeum Polin Marek Zając przypomniał historię Mariana Turskiego, który po przybyciu do obozu w Auschwitz został pobity przez niemieckiego kapo, co doprowadziło do stłuczenia jego okularów. Dla krótkowidza utrata okularów to był wyrok śmierci. Koledzy z lewicy związkowej, z którymi był w obozie, postanowili kupić mu okulary za „najcenniejszą walutę”, jaką był chleb. Codziennie odkrawali małe porcje i po kilku dniach zebrali tyle, by kupić te okulary. „Marian nie zapomniał o tym do końca życia”, przypomniał Zając. Kilkadziesiąt lat później Zając w biurze RPO zapytał go o granice kompromisu, Marian Turski poprosił wtedy o chwilę, by się nad tym zastanowić, wreszcie otworzył oczy i powiedział: „Znam taką granic kompromisu: nie można nigdy zdradzić przyjaciół”. „Gdyby tu był, do każdego by podszedł, przywitał się, o coś zapytał”, mówił Zając.

Nauczyciel serdecznego życia

Na uroczystości w Muzeum Polin zjawili się ministrowie. Szef resortu sprawiedliwości Adam Bodnar wspominał Mariana Turskiego z audycji i rozmów: „Marian był nauczycielem uśmiechniętego, serdecznego życia. Zawstydzał tym, jak wsłuchiwał się w drugiego człowieka. Pamiętam, jak po uroczystości wręczenia mu dyplomu honoris causa w Lublinie długie godziny wypisywał osobiste dedykacje. Marian doskonale wiedział, że to, co przetrwa, to jego inwestycja w nasze serca. W ostatnich latach miałem szczęście i zaszczyt być z nim w częstym kontakcie. Pamiętam, że zaprosiłem go do audycji w Radiu Newonce. Spotkaliśmy się o 19:30, audycja była o 20. Myślałem, że to czas na herbatę czy kawę, ale Marian od razu wyciągnął kijki, starałem się za nim nadążyć. Swoimi codziennymi zwyczajami potrafił pokazać, jak gigantyczną ma energię, zaszczepiał ją innym. (…)

W 2000 r. przetoczyła się przez Polskę gigantyczna fala homofobii. 10 grudnia Marian Turski odbierał nagrodę imienia Sérgio Vieira de Mello. Wspominał Auschwitz: w obozach były winkle, różowe dla osób homoseksualnych. Marian Turski mówił: dziś uświadamiam sobie, jak bardzo przesiąkliśmy uprzedzeniami. I konkludował: dziś wstydzę się tego. Ze względu na poczucie wstydu mówił, że czuje moralny obowiązek, aby protestować i walczyć. To jedna z wielu opowieści związanych z Marianem, ale dowodząca, jak wiele trzeba mieć w sobie mądrości, by przyznać się do własnej przeszłości i się z nią zmierzyć. Wytyczyć sobie drogowskaz i stać się przewodnikiem. (…) Wszyscy jesteśmy jego dłużnikami. Dzisiejsze pożegnanie to jak podpisanie aktu notarialnego ustanawiającego hipotekę. Marian nie pozwoli nam zapomnieć o zobowiązaniu wobec obecnych i przyszłych pokoleń. Oby starczyło nam sił i determinacji”.

Ministra kultury Hanna Wróblewska wspominała jedno ze spotkań z dziennikarzem: „Spotykaliśmy się z Marianem w kulturze. On wiedział, po co to wszystko jest, że sztuka jest ważna, film jest ważny, obraz jest ważny, wiedział, że to wszystko prowadzi nas naprzód. Wczoraj byłam na »Dziadach« w Teatrze Dramatycznym, wspaniałe dzieło po ukraińsku i w ukraińskim kontekście. Żałowałam, że się tam nie spotkaliśmy”.

Dani Dayan, przewodniczący Jad Vashem w Jerozolimie, przywołał swoje pierwsze spotkanie z Marianem Turskim wiele lat temu: „To z mojej strony była miłość od pierwszego widzenia, mam nadzieję, że ze wzajemnością”. Marian Turski odebrał go z lotniska i zawiózł do zamkniętego tamtego dnia Muzeum Polin. „Miałem najcudowniejsze doświadczenie, kiedy mnie po nim oprowadzał. (...) Marianowi zależało nie tylko na zabezpieczeniu teraźniejszości, ale przede wszystkim przyszłości. (...) Judaizm nie jest religią, kuchnią, kulturą, to jest naród. W Marianie narosła pasja do narodu żydowskiego. Słuchając go podczas obchodów 80. rocznicy w Auschwitz, zastanawiałem się, dlaczego przywołał po hebrajsku fragment wiersza Nachmana z Bracławia: »Cały świat jest wąskim mostem, a najważniejszym jest, by nie lękać się wcale«. Dotarło do mnie, że chciał powiedzieć to w obecności królów, ministrów, premierów właśnie po hebrajsku, by ten język wybrzmiał w Auschwitz. (...) Jako wiceprzewodniczący Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej wiem, że kolejne spotkania będą uboższe, bo nie będzie z nami Mariana”.

Corinne Evans, darczyńczyni Muzeum Polin, założycielka Evan Foundation: „Od tylu lat jesteśmy zaangażowani w to marzenie, które spełniło się dzięki Marianowi. Zawsze będziesz naszym przewodnikiem, który uczył nas, jak być człowiekiem. Drogi Marianie, byłeś dla mnie ogromnie ważny, jak płomień na świecy. Jak teraz będziemy żyć, bez Ciebie, w świecie, gdy nienawiść i podziały wyzierają każdego kąta? Twoja bezkresna inspiracja pomagała nam przetrwać najtrudniejsze czasy, sam doświadczyłeś, jak ludzkość osuwała się ku przepaści. Będziemy za Tobą głęboko tęsknili, dziękujemy za spełnienie marzenia o powstaniu tego muzeum. Jestem zdeterminowana, by nieść dalej Twoje wartości i ducha w kontynuowaniu Twojego dzieła najlepiej, jak będę potrafiła”.

„Oglądacie film w roboczej wersji” – powiedział na koniec uroczystości w Polin Andrzej Wolf, twórca filmu o dziele Mariana Turskiego pt. „XI. Nie bądź obojętny”. O premierze będziemy informować.

Marian Turski, świadek epok

Marian Turski zmarł we wtorek w wieku 98 lat. Świadek epok, dziennikarz, historyk, oświęcimiak. Przyjaciel, przenikliwy obserwator, wybitny mówca i słuchacz, człowiek niezwykłej wrażliwości, życzliwości, ciepła. Nasz Marian. Przez prawie 70 lat był szefem działu historycznego „Polityki”. Zawsze był.

Były więzień KL Auschwitz-Birkenau, przeżył dwa marsze śmierci. Chory na tyfus, końca wojny doczekał w Theresienstadt. Po wojnie studiował prawo i historię na Uniwersytecie Wrocławskim. W połowie lat 50. był redaktorem naczelnym „Sztandaru Młodych”, z „Polityką” związał się w 1958, był autorem i współautorem ponad 800 tekstów, twórcą prestiżowej Nagrody Historycznej. Był także pomysłodawcą, współtwórcą i przewodniczącym Rady Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny, członkiem zarządu głównego Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej, Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej oraz Rady stowarzyszenia prowadzącego Dom Konferencji Wansee.

W swojej misji świadka historii Marian Turski przez dziesięciolecia podróżował po świecie, a jego przemówienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, UNESCO, światowych organizacji i fundacji były słuchane i odbierane jako swoisty testament Pokolenia Holokaustu, głos przestrogi, ale i nadziei.

Jego przemówienie podczas 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz 27 stycznia 2020 r. obiegło cały świat. Ukuł wówczas jedenaste przykazane: „Nie bądź obojętny”. „Auschwitz nie spadło z nieba”, dodał. W tym roku, podczas 80. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, Marian Turski mówił: „Drodzy przyjaciele, od co najmniej dwóch tysięcy lat naszej cywilizacji towarzyszy wizja apokalipsy. Oto pojawiają się czterej jeźdźcy apokalipsy: wojna, zaraza, głód i śmierć. Ludzie są porażeni strachem, sparaliżowani ze strachu. Czują się całkowicie bezradni. Co robić?”. I odpowiedział cytatem z rabina Nachmana z Bracławia: „Nie bać się wcale”.

Cmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego.PolitykaCmentarz Żydowski w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe Mariana Turskiego.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama