Zapiski kampanijne, część 5. Bitwa o Pałac dopiero się rozkręci, partyjne machiny ruszą
Przyznaję: niespecjalnie wiem, co się działo w kampanii prezydenckiej przez ostatnie kilka dni. Sprzed narciarskich wagarów pamiętam jeszcze ostatnie rozmowy z politykami PiS (narzekania: na sondaże, na TV Republikę, na rutynę, na kandydata wiecznie nadającego z siłowni), ale potem się wyłączyłem.
Wydarzenia docierały do mnie okrojone, pozbawione kontekstu, przefiltrowane. Z radiowych ekspresowych serwisów dowiedziałem się, że jeden kandydat się na coś oburzył, a drugi coś poparł. O kandydatach nr 3, 4, 5 i kolejnych nie słyszałem już nic, cisza w eterze, może słuchałem wiadomości nie o tej godzinie, co trzeba.
Czytaj też: Nawrockiego myśli niebanalne. Czy miłość do Trumpa wyjdzie PiS bokiem?
Wybory 2025. Zero billboardu
Czy jest to przeszkoda w kontynuowaniu tej małej kroniki kampanii (dziś odcinek piąty)? Wprost przeciwnie, mniemam, że takie odcięcie się od bieżączki jest nie tylko przyjemne, lecz i użyteczne, bo pozwala spojrzeć na sprawy z trochę innej perspektywy normalnego człowieka. Dla wąskiej grupy zawodowych obserwatorów polityki wyścig prezydencki trwa od miesięcy; śledzimy poczynania kandydatów, analizujemy sondaże, zastanawiamy się nad stawką wyborów, chwalimy, krytykujemy, próbujemy odczytać taktykę i strategię.
Dla zdecydowanej większości Polaków są to na razie sprawy nudne i doskonale nieistotne. Niewidzów TVN24 i innych stacji informacyjnych, niesłuchaczy TOK FM i podkastów politycznych i nieczytelników prasy jest znacznie więcej niż widzów, słuchaczy i czytelników.