Wyścig o kontrolę wyborów. Adam Bodnar kontra neosędziowie z IKN. Obyśmy się nie przeliczyli
Od dwóch tygodni obserwujemy wyścig prokuratury z Izbą Kontroli Nadzwyczajnej SN (czy też na odwrót) o to, czy IKN zdoła ogłosić ważność wyborów, zanim prokuratura policzy głosy. W normalnym państwie wszystkie jego organy i instytucje mają ten sam cel: zadbanie, aby podane do wiadomości wyniki wyborów były jak najbardziej wiarygodne, by nie osłabiać zaufania obywateli do państwa. Ale w Polsce jest inaczej.
IKN chce „zaklepać” swój wynik i działa na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”. A I Prezeska SN Małgorzata Manowska bez żenady ogłasza, że ona, jako neosędzia, nie jest zainteresowana, żeby podważać zaufanie do zwycięstwa Karola Nawrockiego, bo woli mieć prezydenta, który nie podważy mianowania neosędziów. A więc wiemy już, dlaczego neosędziowie z IKN tak bardzo się spieszą, żeby zaklepać zwycięstwo swojego prezydenta.
Gra na ambicjach
Absurdalność i żenadę pogłębia fakt, że przeliczenie głosów w wytypowanych przez prokuraturę 296 komisjach ma niezwykle małą szansę wykazać zwycięstwo Trzaskowskiego nad Nawrockim, więc cała rywalizacja „kto pierwszy” polega wyłącznie na ambicjach i grze w „moje lepsze”.
Prokurator generalny Adam Bodnar wziął się zaś do pracy systemowo i powołał „zespół” (dwóch prokuratorów Prokuratury Krajowej) do nadzoru śledztw prokuratorów rejonowych w sprawie nieprawidłowości. Co jednak będzie, jeśli prokuratorzy rzucą inne śledztwa i zajmą się liczeniem głosów? I ile to potrwa? W końcu nie jest ich przecież tak wielu. Poza tym łatwo sobie wyobrazić, co powiedzą politycy PiS i wyborcy Karola Nawrockiego: oto „bodnarowcy” zabrali się do „przekręcania” wyników wyborów. Prokurator krajowy Dariusz Korneluk powiedział „Polityce”, że będzie rekomendował prokuraturom, aby – tak jak w przypadku sądów, którym przeliczenie głosów zleciła IKN w związku z protestami wyborczymi – prokuratorzy powierzyli liczenie „osobom przybranym”. Tylko że i bezstronność „osób przybranych” przez prokuratorów można zakwestionować. Więc koniec końców chyba powinni to zrobić pospołu mężowie zaufania PiS i KO, i to jeszcze pod okiem kamery.
No i będziemy mieli narodowe liczenie głosów.
Gra na zamach
Będziemy mieli też kolejny wyścig: tym razem z czasem. Czasem do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, które powinno się odbyć ostatniego dnia kadencji Andrzeja Dudy, 6 sierpnia. Bo chyba wszystkim zależy, żeby nie było tak, że – choć to niezwykle mało prawdopodobne – prezydent zostanie zaprzysiężony, a tymczasem prokuratorskie liczenie głosów wykaże inny wynik wyborów.
Gdyby prokuratura nie nadążała z liczeniem, zaczną się naciski na marszałka Sejmu o niezwoływanie Zgromadzenia Narodowego. I będzie naprawdę groźnie. Sytuacja, w której marszałek Sejmu wstrzymuje zaprzysiężenie nowego prezydenta po upłynięciu kadencji poprzednika, mimo braku orzeczenia o nieważności wyborów, gdy w dodatku sam jest wtedy beneficjentem tej sytuacji, bo to on tymczasowo pełniłby rolę prezydenta, to byłby już zamach stanu. A marszałkowi groziłaby odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu. Takie zachowanie nie ma żadnej podstawy prawnej, a władza może działać tylko na podstawie i w granicach prawa (art. 7 konstytucji). Tłumaczenie, że marszałek czekał na efekt prokuratorskich śledztw, miałoby taką samą wagę prawną jak tłumaczenie, że czekał na lepszą pogodę.
Żyjemy w coraz ciekawszych czasach, by przypomnieć chińskie przekleństwo.