Rok temu było tu stare ogrodzenie z rozpiętej na słupkach drucianej siatki. Odsunięte nieco od szosy, spatynowane, wtapiało się w krajobraz. Przejezdni mieli kłopot z wypatrzeniem, gdzież jest ta sławna helska rezydencja głowy państwa. Obecnie trudno przejechać nie zauważywszy jej. Płot przysunięto bliżej drogi. Dopiero teraz widać, jak rozległy to teren. Najbardziej dziwi drut kolczasty, bo wiadomo, że cały obszar ma też zabezpieczenia w postaci systemu czujników ruchu.
Do starego ogrodzenia przywykły miejscowe dziki. Miały swoje tajemne przejścia, którymi wnikały na chroniony teren. Gdy natrafiły na przeszkodę w postaci nowego płotu, zaczęły dewastować siatkę. Trzeba było pociągnąć mocniejszą. A teraz wieść niesie, że płyną morzem, omijając kawał płotu wpuszczony w wodę.
Im bardziej rezydencja się izoluje, tym większa ciekawość, więcej plotek, domysłów i dowcipów. Na przykład ten niezbyt wyszukany, że płot jest po to, by lisy nie zjadły kaczek. Te złośliwości to w dużej mierze wina prezydenta Ignacego Mościckiego. Wciąż żywa jest pamięć jego pobytów w skromnej parterowej willi Muszelka. – Prezydent Mościcki przechadzał się po Jastarni z pieskiem, bez jakiejkolwiek ochrony – mówi Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni. – Sam widziałem fotografię, do której jeden z mieszkańców pozował, siedząc na błotniku samochodu prezydenta. Dlatego początkowo mieliśmy pretensje do prezydenta Kwaśniewskiego, że nadmiernie dba o swoje bezpieczeństwo. Ale teraz widzimy, że można jeszcze bardziej.
Przedwojenna Muszelka Mościckiego znajduje się na terenie Wojskowego Ośrodka Wypoczynkowego Jantar. To, co dziś jest letnią rezydencją głowy państwa, zbudowano na przełomie lat 50. i 60. jako ośrodek Urzędu Rady Ministrów. W 1989 r. został on przejęty przez nowo utworzoną Kancelarię Prezydenta. Lech Wałęsa w Helu nie bywał, choć to za jego czasów zbudowano lądowisko dla helikopterów. Ale już wtedy uroki tego miejsca odkryli wysocy urzędnicy jego Kancelarii, w tym Jarosław i Lech Kaczyńscy. Donosi o tym uchodząca na półwyspie za rarytas publikacja: „Hel – morska rezydencja Rzeczypospolitej”, wydana w końcówce prezydentury Kwaśniewskiego.
Zakazane tonie
Miejscowi ucieszyli się, gdy zaczął tu spędzać wakacje. Bo to promocja dla półwyspu. Na tyle ważna, że stała się kością niezgody. Chodzi o przypisanie ośrodka do miejscowości. Media często piszą o rezydencji „w Juracie”, bo Jurata to snobizm, bo do Juraty stąd żabi skok, a do Helu spory kawał drogi. Władze Helu od lat tropią wytrwale tych, którzy odbierają splendor ich miasteczku. Marek Dykta, sekretarz helskiego magistratu, trzyma w szafie plik mapek, na których grubym flamastrem zaznaczył granicę administracyjną gmin oraz rezydencję. Rozsyła mapki do wszystkich, którzy przypisują prezydenta do Juraty. Zrobił to także, gdy tę straszną w odczuciu helskich urzędników gafę popełnił premier Tusk – wybierając się na spotkanie z prezydentem Kaczyńskim, powiedział, że płynie do Juraty.
Na mapce vis-ŕ-vis rezydencji zaznaczono strefę „okresowo zamykaną dla żeglugi i rybołówstwa”. Zamykanie łowisk czy – jak mówią miejscowi – toni zaczęło się w związku z przyjazdami Kwaśniewskich. Bardzo to wkurzało jastarnickich rybaków łodziowych, poławiających z dziada pradziada w określonych miejscach. Do tego Kwaśniewski nie był z ich politycznej bajki. W 2000 r. podczas wyborów prezydenckich w gminie Jastarnia najwięcej głosów zebrał Marian Krzaklewski. Co innego Hel, gdzie mieszka dużo wojskowych – tam 66 proc. głosowało na Kwaśniewskiego.
Nie jest prawdą, że poprzednia para prezydencka od razu nawiązała kontakt z mieszkańcami Helu. Właściwie stało się to dopiero w 2000 r., kiedy Kwaśniewski ubiegał się o reelekcję. Narkowicz pamięta, że dostał zaproszenie na spotkanie z prezydentem, lecz potraktował je jako element kampanii wyborczej i nie skorzystał. Zupełnie inaczej było w 2005 r. Wtedy nikt nie miał wątpliwości, że pożegnalny obiad w helskiej restauracji Maszoperia to po prostu bezinteresowny gest ze strony ustępującej głowy państwa. Ale parę słów prawdy sobie wtedy powiedzieli. Na przykład o zamykaniu toni. Gdy głowa państwa przebywa w nadmorskich włościach, akwenu pilnuje kuter straży granicznej wyposażony w szybką motorówkę, uruchamianą, gdy tylko pojawi się jakiś intruz. Po tym kutrze można najłatwiej określić, czy prezydent jest na półwyspie.
Tablica ci nie da zapomnieć
Kwaśniewski otwierał, uświetniał, podnosił rangę lokalnych uroczystości. Gdy otwierano ścieżkę rowerową, urwał się ochronie na rowerze. A proboszcz z kropidłem w ręku wołał za nim: Panie prezydencie, jeszcze nie poświęcone! Gdy otwierano fokarium, powiedział Iwonie Kuklik, opiekunce fok, że jest prezydentem tego kraju i ma prawo te foki nakarmić. Ona na to, że musi wdziać strój, jaki noszą tutejsi wolontariusze. Założył. Przybiegł borowiec strasząc, że strzeli, jeśli foki zaatakują prezydenta...
Kwaśniewscy przeobrazili pogomułkowski ośrodek w rezydencję, do której bez wstydu można zaprosić dostojników innych państw. Od 1998 r., kiedy przeprowadzono gruntowny remont dawnej willi nr 2, to w niej rezydują prezydenci RP. Schody prowadzą stąd na drewniane molo zakończone główką, czyli niewielkim przeszklonym pawilonikiem. Odnowiona rok później willa nr 1 pełni funkcję siedziby oficjalnych gości prezydenta RP. Dawny budynek hotelowo-administracyjny przeznaczono dla współpracowników prezydenta i członków delegacji. Jeden z pawilonów, zwany mesą, służy jako jadalnia. W innym urządzono centrum konferencyjne.
Natomiast mało kto miał okazję zwiedzić Panoramę. Budowa tego obiektu z charakterystyczną 35-metrową wieżą, której nadano kształt latarni morskiej, wzbudziła sporo emocji. Poszło głównie o to, że wszystko, co tyczyło inwestycji, było tajne albo poufne. MSWiA tłumaczyło, że wieża będzie miała szczególne znaczenie dla obronności państwa. Opowiadano o niebywałych luksusach, o złotych klamkach. Jednak później, gdy przedstawiciele miejscowego establishmentu zyskali możliwość obejrzenia owych cudów, gadki ucichły. Uznano, że miejsce zostało urządzone komfortowo, ale bez przesady, w sam raz, by pełniło swoje funkcje. Na parterze jest basen. Przeszklona ściana otwiera widok na plażę i morze. Przeciwległą ścianę zdobi mapa wykonana z glazury. Przedstawia linię naszych bałtyckich brzegów. Jednak największe wrażenie robi widok z sali kominkowej, urządzonej na samym szczycie. – Jest tam jasno, kremowo, przeźroczyście – mówi jeden z bywalców.
III RP nie daje IV RP o sobie zapomnieć. Przy wejściu do Panoramy na balustradzie przytwierdzono pokaźnych rozmiarów tablicę: „Obiekt dedykowany Pani Prezydentowej Jolancie Kwaśniewskiej. Pomysłodawca – Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski”. Potem są nazwiska innych osób zaangażowanych w projekt.
Dama i mama
Helanie ani się spodziewali, że prezydent Kaczyński tak pokocha tutejszą rezydencję. Podczas kampanii prezydenckiej zapowiadał, iż polikwiduje wszystkie te luksusy władzy. Ucieszyli się, gdy po wyborach prezydencki helikopter coraz częściej lądował na terenie ośrodka. Dużo częściej niż za czasów poprzednika. Początkowo cierpliwie czekali, że prezydent pokaże się w mieście. Potem Mirosław Wądołowski, burmistrz Helu, próbował głowę państwa wabić. Słał zaproszenia na miejscowe imprezy. Raz po raz deklarował poprzez media, niekiedy nieco natarczywie, że mieszkańcy pragnęliby prezydenta gościć.
– Jeśli chodzi o prezydenta Kaczyńskiego, to nie widzieliśmy w Helu nawet limuzyny – mówi Jarosław Pałkowski, zastępca burmistrza. Maria Kaczyńska, idąc w ślady poprzedniczki, zgodziła się objąć patronat nad Letnimi Festiwalami Muzyki Kameralnej. W 2006 r. była na jednym koncercie, rok później na dwóch. – Prezydentowa to normalna osoba – sympatyczna, dowcipna, otwarta, bez ą, ę – chwali Wojciech Waśkowski ze Stowarzyszenia Przyjaciele Helu. – Kwaśniewska to bardziej dama, Kaczyńska bardziej mama.
Po jednym z koncertów Waśkowski miał okazję zabrać prezydentową Kaczyńską do kawiarni Słoneczna na ciasto i kawę. Kawiarnia ta znana jest w Helu z własnych wypieków i lodów. Wcześniej odwiedzała ją prezydentowa Kwaśniewska. I chwaliła wyroby. Trafiła tutaj po raz pierwszy w 2000 r. Kiedy jej mąż odwiedził magistrat, panie – Kwaśniewska, Waniek, Senyszyn, Banach – udały się na kawę. – Potem prezydentowa Kwaśniewska zaglądała jeszcze wielokrotnie, bo jej ochroniarz lubił lody – opowiada Krystyna Lewandowska, właścicielka Słonecznej. – Prezydentowa porozmawiała, co słychać, co mówią ludzie, czego Hel potrzebuje. Kiedy kawiarnię odwiedziła prezydentowa Kaczyńska, trzej synowie pani Lewandowskiej wręczyli jej kwiaty. Pani Kaczyńska gdzieś zniknęła na moment, by powrócić z różą dla właścicielki kawiarni. Skąd ją wzięła, nie wiedzą, ale to miła i ciepła osoba. Wojciech Waśkowski namówił panią Lewandowską, by wyeksponowała w lokalu zdjęcia z wizyt obu Pierwszych Dam. – Skarbówka zabierze podatki, wspomnień nie zabierze nikt – powiada Lewandowska.
Rozpoznać czy nie?
– Z czym jest dziś kojarzona rezydencja prezydencka? – zadaje sobie pytanie Waśkowski? – Z utrudnieniami, jak przyjechał Bush, z postawionym niedawno płotem, ze starannym oczyszczaniem terenu z niewybuchów i z tym, że prezydent ani razu nie pojawił się w Helu. Ktoś dorzuca, że Busha to przynajmniej widział, mimo gigantycznej ochrony, barierek, 3 tys. policjantów, helikopterów nad głowami. Samochód był opancerzony, ale bez przyciemnionych szyb, że nie wiadomo, kto jedzie. Własnego prezydenta nie widział.
Tadeusz Muża, szef tutejszego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, nie kryje, że ma kłopot, bo prezydent Kaczyński jest z jego opcji, a jakby bał się ludzi. Poprzednik był mu politycznie obcy, a jednak bliski, bo mówił, że jest helaninem i dawał temu wyraz. Obecny prezydent mieszka w rezydencji znacznie częściej, ale nie utożsamia się z tym terenem.
Niektórzy podejrzewają, że omija miasto z powodu ubiegłorocznej afery z burmistrzem i posłanką Sawicką. Myślą, że póki sprawa się nie wyklaruje, nie mogą liczyć na wizytę, bo odium podejrzenia spada na wszystkich. Jednak 7 czerwca, gdy Lech Kaczyński gościł w rezydencji prezydenta Słowacji, Hel zelektryzowała wiadomość, że prezydenci przyjechali, że zwiedzają. Widać było auta z kogutami, ochronę. Ale przyjechał tylko jeden, ten obcy. Przespacerował się bulwarem, wypił kawę w jednym z barków.
Przyjaciele Helu, którzy mają dobre kontakty z Ryszardem Kaczorowskim, byłym prezydentem RP na uchodźstwie, przypuszczają, że jesienią ubiegłego roku w Muzeum Obrony Wybrzeża gościli mamę prezydenta Jadwigę z ochroną. Z rezydencji dochodzą słuchy, że pani Jadwiga spędza tam dużo czasu. – Koledzy nie wiedzieli, co zrobić – rozpoznać czy nie rozpoznać? – relacjonuje Władysław Szarski. – W końcu uznali, że nie powinni się narzucać, skoro druga strona nie daje znaku, iż życzy sobie być rozpoznana.
Wicemarszałek Struk widywał prezydenta z żoną, mamą i świtą na mszy w Juracie. Tylko w kościele. I dość rzadko. W tym roku ani razu. – Może – powiada – mają własną kaplicę.
Tak naprawdę o wielu sprawach Hel dowiaduje się z gazet. Na przykład że Jarosław Kaczyński, goszcząc w rezydencji u brata, jeździ po lesie quadami albo że szaleje na skuterze wodnym. Mieszkańcy Helu zastanawiają się, co jest prawdą, co zmyśleniem, co zaś elementem budowania wizerunku.