Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wajda i film o Wałęsie

Mistrzu, nie opowiadaj nam historii, którą wszyscy znamy i której chwilowo mamy po dziurki w nosie.

Andrzej Wajda, zanim jeszcze zabłysnął „Tatarakiem" w Berlinie, zapowiedział, że przymierza się do zrobienia trzeciej części „Człowieka z marmuru" i „Człowieka z żelaza". Tym razem ma to być film o Lechu Wałęsie jako człowieku nadziei. Pięknie. Wałęsie film należy się oczywiście, jak psu zupa. I wiele innych honorów też się byłemu prezydentowi należy. A Andrzejowi Wajdzie należy się prawo robienia filmów o czym ma ochotę.

Wobec obu gigantów Polska i Polacy mają dług nie do spłacenia i trudno znaleźć rację, by im czegoś odmówić. Jak Wajda czuje wolę, a Wałęsa chce, to niech ten film powstaje i koniec. Ale jednak... Wolałbym, żeby mi Andrzej Wajda opowiedział coś ważniejszego dla współczesnej Polski. Nie dlatego, że Wałęsa przestał być ważny.Przeciwnie, jest tak ważny, że mówienie o nim stało się banalne. Wciąż przecież o nim mówimy i bardzo wątpię, by można było powiedzieć coś całkiem świeżego. A są tematy, które wielki reżyser może nam opowiedzieć w sposób świeży - jak w „Kanale", „Popiele i diamencie", „Niewinnych czarodziejach", „Wszystko na sprzedaż", „Bez znieczulenia" czy „Człowieku z marmuru". To były wielkie filmy nie dlatego, że były to dobre filmy, ale dlatego, że mówiły ludziom bardzo ważne rzeczy o epokach, w któych powstawały. W istocie rzeczy to wielkie społeczno-filozoficzne eseje, które kształtowały wrażliwość i świat Polaków.

Nie wyobrażam sobie, żeby taką rolę mógł spełnić choćby najlepszy film o Lechu Wałęsie. Podobnie jak nie spełnił jej żaden film o Janie Pawle II, choć za temat brali się wybitni autorzy. To po prostu nie może się udać i nie będzie ważne nawet jeżeli wszystkie kina zapełnią tysiące szkolnych wycieczek. A są w Polsce wielkie i ważne tematy, które niecierpliwie czekają na geniusz mistrza Wajdy. Ostatnio przeczytałem na przykład (długo po Andrzeju Wajdzie) wydany jako książka genialny scenariusz Macieja Pisiuka o „Paktofonice" - najsłynniejszym polskim zespole hip-hopowym, którego lider - legendarny „Magik" - w dramatycznym społecznie kontekście popełnił samobójstwo.

„Paktofonika" to współczesna wersja „Popiołu i diamentu" - historii młodego człowieka na skrzyżowaniu epok rozjechanego przez walec historii. Wajda musiał ten potencjał zobaczyć w scenariuszu, skoro sam mówił Pisiukowi, że napisał najlepszy scenariusz po 1989 roku. Ten scenariusz czeka już kilka lat. Czeka na swego mistrza, który go nie zepsuje. Marzy mi się, by sięgnął po niego największy mistrz w historii polskiego kina. Bo „Paktofonika" zasługuje na Wajdę, a Wajda zasługuje na „Paktofonikę".

Mistrzu, proszę, nie opowiadaj nam historii, którą wszyscy znamy i której chwilowo mamy po dziurki w nosie. Opowiedz nam historię, której nam potrzeba. Jak kiedyś.

 

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną