Kraj

Bicz, który nie bije

Druga rocznica wprowadzenia sądów 24-godzinnych: koszt ukarania sprawcy bywa w nich pięciokrotnie wyższy niż w trybie zwykłym

Miały być lekiem na tyleż jaskrawe, co uciążliwe zło: piłkarskich kiboli czy agresywnych chuliganów. Równocześnie stanowiły flagowy pomysł rządu PiS, na poprawę porządku i bezpieczeństwa: złapani na gorącym uczynku bandyci mieli być przymusowo zatrzymywani w areszcie, a potem w ciągu doby stawiani przed sądem. Minister Zbigniew Ziobro zapowiadał, że w takim trybie można będzie rozpatrzeć co rok ponad 100 tys. spraw.

W drugą rocznicę istnienia tzw. sądów 24-godzinnych okazuje się, jak zasadne były ostrzeżenia sceptyków - a byli wśród nich zarówno policjanci, prokuratorzy, adwokaci i sędziowie, jak prawnicza profesura. W spec-procedurze udało się na razie przedstawić ledwie 50 tys. aktów oskarżenia. Znamienne też, że liczba procesów drastycznie spadła po odejściu ekipy Ziobry (w pierwszym półroczu 2008 r. było ich niespełna 6 tys.). Co najważniejsze: ów szybki bicz sprawiedliwości nie dosięga wcale ulicznych awanturników, sprawców zuchwałych kradzieży i zniszczeń mienia, lecz głównie (w ok. 80 proc.!) pijanych rowerzystów i kierowców.

Można powiedzieć: dobre i to. Tyle że 24-godzinne sądy są drogie - koszt ukarania sprawcy bywa w nich pięciokrotnie wyższy niż w trybie zwykłym. Każdy oskarżony musi mieć choćby obrońcę z urzędu (państwo płaci mecenasowi 360 zł netto od klienta, więc poszło już na to blisko 20 mln złotych). Tymczasem akurat w przypadku jazdy po alkoholu dowody są zwykle bezdyskusyjne i adwokat nie ma wiele do roboty.

Nic dziwnego, że już przed rokiem powstał projekt zracjonalizowania spec-procedury. Zakładał m.in., że winni będą mogli dobrowolnie poddać się karze już wobec prokuratora (a więc bez konieczności przeprowadzania procesu), a obrońców przydzielano by tylko na żądanie. Lecz choć ówczesny minister sprawiedliwości ostentacyjnie popierał zmiany, jakoś ich nie przeforsował. Teraz resort ma nowego szefa, 24-godzinne sądy formalnie wciąż istnieją w pierwotnym kształcie, a w praktyce nie funkcjonują. Stały się kosztowną pamiątką po nie tak dawnych czasach.

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną