Ledwie projekt nowelizacji prawa prasowego ujrzał światło dzienne, a już minister musi się tłumaczyć, przekonując że nie tworzy nowej ustawy kagańcowej i nie zamierza ograniczać możliwości wypowiadania się w Internecie. Wszystko poszło o zapis zrównujący media internetowe z drukowanymi i nakładający na te pierwsze obowiązek sądowej rejestracji. Dziś bowiem tradycyjne tytuły prasowe - dzienniki i czasopisma - muszą być rejestrowane. A internetowe? Nie wiadomo. Jedne są inne nie, bo tak na dobrą sprawę określenie co jest dziennikiem czy czasopismem sieciowym jest szalenie trudne. Minister twierdzi, że nowelizacja prawa prasowego wraz z obowiązkiem rejestracji prasy internetowej niesie także precyzyjną definicję tego, co za prasę w sieci należy uważać.
Podczas brifingu zwołanego pośpiesznie po wczorajszej publikacji „Rzeczpospolitej" przekonywał, że to oczywiste iż obowiązek nie będzie dotyczył właścicieli stron prywatnych, blogów i innych amatorskich form sieciowych wypowiedzi. Tyle tylko, że w projekcie ustawy trudno znaleźć potwierdzenie słów ministra. Sprawa była niejasna, (co doprowadziło już do kilku orzeczeń sądowych kwestionujących brak rejestracji stron internetowych) i niejasna pozostała. Być może jeszcze bardziej niż poprzednio. Trudno więc się dziwić lękom, że politycy szykują ustawę kagańcową, która posłuży kontroli nad tym kto i co w sieci publikuje.
Już sama techniczna strona całej operacji budzi obawy. W sieci są dziesiątki tysięcy stron, które być może zostaną uznane za prasę. Rejestracja on-line? W polskich sadach? Wolne żarty. Potem zaczną się pytania: pan tu takie rzeczy wypisuje, a rejestracja jest? A dane podane do sądu są aktualne? Nie? No to nakładamy grzywnę. A trzy kary za naruszenie prawa prasowego oznaczają zakaz kierowania tytułem prasowym.
Argumentacja, że chodzi o stworzenie możliwości ochrony dóbr osobistych osobom które zostały pomówione lub o których w sieci pojawiły się nieprawdziwe informacje, jest trochę naciągana. Problem ochrony dóbr osobistych w sieci na pewno jest - ale nie rozwiąże się go przy pomocy prawa prasowego. A już na pewno przy pomocy tego prawa, którego nowelizacji podjął się minister Zdrojewski. To niewątpliwie ustawa kagańcowa- narodziła się w czasach stanu wojennego i żadne kosmetyczne nie zmienią jej opresyjnej filozofii. Dlatego od pomysłu ministra wprowadzającego obowiązek rejestracji sieciowych tytułów prasowych (cokolwiek to oznacza) lepsza wydaje się propozycja Izby Wydawców Prasy, by jasno określić: kto w sieci chce korzystać z przywilejów prasy, musi zarejestrować w sądzie sieciowy tytuł. A kto nie chce, nie musi. Nie może się wówczas jednak powoływać - jak słynna blogerka Kataryna - że jeśli dziennikarzom tradycyjnych mediów coś wolno to jej też. A od ochrony dóbr osobistych powinno być prawo cywilne, a nie prasowe.