Kultura

„Avengers”. Finał największego projektu kinowego naszych czasów

Kadr z filmu „Avengers: Wojnie bez granic” Kadr z filmu „Avengers: Wojnie bez granic” mat. pr.
Dziesięć lat temu Kevin Feige podjął się ambitnego zadania opowiedzenia historii rozpisanej na kilkanaście filmów, tworzących tzw. Kinowe Uniwersum Marvela. W „Avengers: Wojnie bez granic” wreszcie zaowocują wątki uruchomione przed dekadą.

To skomplikowane. Bo w rozpoczętej „Iron Manem”, a kontynuowanej w 18 kolejnych filmach opowieści chodzi o tzw. Kamienie Nieskończoności, czyli niezwykle potężne artefakty, powstałe, gdy Wszechświat się rodził. To jeden z nich napędzał kosmiczną energią broń przeciwników Kapitana Ameryki, jeden z nich był w lasce Lokiego, gdy ten najeżdżał Ziemię w „Avengers”, o kolejny Thor stoczył walkę z mrocznymi elfami, jeden (taki, który potrafi niszczyć całe planety) trafił w ręce Strażników Galaktyki, a Kamieniem Czasu w swoim filmie bawił się Doktor Strange.

O czym opowiada „Wojna bez granic”?

Nie zawsze były one na pierwszym planie, z pewnością zaś w oczach przeciętnego widza nieszczególnie wyróżniał się ten, który stał za tym wszystkim i który od dziesięciu lat był motorem napędowym wydarzeń w świecie superbohaterów – Thanos, szalony tytan, potężny jak bóg, owładnięty chęcią przywrócenia Wszechświatu równowagi, co ma się dokonać poprzez zagładę połowy zamieszkujących go istot.

W wielkim skrócie: te świecące kamyczki, za którymi ganiali w kilkunastu filmach nasi bohaterowie, w końcu mają zostać zebrane, czego chce Thanos, a w czym herosi chcą mu przeszkodzić. Inaczej wszystko trafi szlag. Ot, cała fabuła „Wojny bez granic”.

Czytaj także: Superbohaterowie mrocznej przyszłości

Starcie na kosmiczną skalę

Dziwny to film. Albo inaczej – wyjątkowy. Bo to nie samodzielna historia, ale zwieńczenie wielu opowieści, bezpośrednie rozwinięcie wątków ze „Strażników Galaktyki” czy serii o Thorze, niebroniące się, gdy rozpatrywać je w kategorii koherentnej i niezależnej historii, ale doskonale wieńczące dekadę planowania i przygotowywania gruntu pod starcie na kosmiczną skalę.

Bo „Wojna bez granic”, której budżet i obsada również granic nie znały, nie zawodzi. To doskonała rozrywka, bardzo efektowna, ale w stylu braci Russo, czyli najbardziej w walkach wręcz, a nie wielkich wybuchach. Jest tu i humor w odpowiednich, czyli dużych ilościach, jest dużo dramatyzmu, stawki są wysokie, można się nawet wzruszyć. Widz jest co chwila zaskakiwany, akcja pędzi na łeb, na szyję, a Strażnicy, Thor i Kapitan Ameryka zyskują jako postaci doskonale wykreowane. I co ważne, nawet Thanos się Marvelowi udał (a miewali ze złoczyńcami problemy).

Czytaj także: Zapomniani twórcy komiksowych bohaterów

„Avengers” spełniają oczekiwania

Ani to Haneke, ani Wes Anderson, to raczej przejażdżka kolejką górską w porównaniu z wycieczką do muzeum, którą byłoby w tej metaforze tzw. ambitne kino. W swojej klasie nowi „Avengers” są niemalże perfekcyjni, bo spełniają ogromne oczekiwania fanów – a te przez dziesięć lat miały prawo urosnąć do niebotycznych rozmiarów.

Jeśli ktoś jest fanem lub fanką Kinowego Uniwersum Marvela (jeśli obejrzeliście poprzednie 18 filmów – łapiecie się do tej grupy), nie wyjdzie z kina z poczuciem zawodu. Raczej z ekscytacją, bo Marvel bynajmniej tym filmem nie kończy, a wręcz przeciwnie, rozbudza apetyt. Bracia Russo idealnie wykorzystują narosłe przez dekadę historie i fakt, że mieli do dyspozycji kilkadziesiąt uformowanych i ciekawych postaci, czyli robiąc to, czego inni po prostu nie są w stanie, bo nikt dotąd nie budował fundamentów na taką skalę.

Ktoś może narzekać, że „Avengers: Wojna bez granic” to tylko efekciarska rozrywka. Prawda to. Ale jakaż to jest rozrywka!

Avengers: Wojna bez granic, reż. Anthony Russo, Joe Russo, prod. USA, 156 minut

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama