Kultura

Wojny dronów i znikające scenariusze, czyli kręcą „Grę o tron”

„Gra o tron” „Gra o tron” mat. pr.
Na ósmy, finałowy sezon serialu „Gra o tron” trzeba czekać aż do 2019 r. Najbardziej niecierpliwi zrobią wszystko, by poznać choćby najmniejsze szczegóły produkcji. Na przykład wyślą nad plan zdjęciowy eskadrę dronów.

Pierwsze sezony serialu HBO nie przyciągały aż tak uwagi mediów i fanów już w czasie produkcji. Skupiano się raczej na tym, co działo się na ekranie, a nie na planie. Wtedy także wyciekały zdjęcia, a serwisy internetowe prześcigały się w powielaniu najmniej istotnych doniesień, nie panowała jednak atmosfera całkowitego, cóż, szału. Wszystko przez to, że od jakiegoś czasu serial „Gra o tron” wyprzedza cykl książkowy „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina, na podstawie którego powstał. Nie można więc zajrzeć do powieści, by dowiedzieć się, co przytrafi się ulubionym bohaterom, trzeba cierpliwie czekać na premierę. Albo niecierpliwie.

Czytaj także: „Gra o tron” wróci dopiero w 2019 r. Jak zagospodarować ten czas?

Drony nad planem „Gry o tron”

Najbardziej zdesperowani fani i łasi na pieniądze dziennikarze przechodzą sami siebie, byle zdobyć jakiś materiał. Od kilku lat poważnym problemem są np. drony z kamerami wysyłane nad plany zdjęciowe. To właśnie dzięki takim „akcjom” jeszcze przed startem szóstego sezonu mogliśmy być pewni powrotu zmarłego w ostatnim odcinku poprzedniej serii Johna Snowa – wcielającego się w niego Kita Haringtona regularnie widywano na planie.

W powietrzu zrobiło się tak gęsto od latających maszyn, że ekipa HBO zaczęła się obawiać o zdrowie. Istniało realne zagrożenie, że taki dron po prostu na kogoś spadnie. Jak doniósł „The Sun”, zamknięto przestrzeń powietrzną nad planami serialu, patrole policji i ochrony próbowały przeganiać pilotów amatorów, a drony zestrzeliwano, łapano w sieci albo atakowano z użyciem innych dronów. Gdy więc na ziemi aktorzy i statyści kręcili kolejne wielkie sceny batalistyczne, gdzieś nad nimi, w pobliżu, rozgrywały się prawdziwe wojny dronów. W pewnym momencie rozważano nawet użycie ptaków łownych do ich zwalczania.

Odcinki niechcący wypuszczone do sieci

Zagrożenie może przyjść również z wewnątrz. I już nie raz się tak działo. Pracownicy HBO España oraz HBO Nordic niechcący przedwcześnie wyemitowali szósty odcinek siódmego sezonu „Gry o tron”. Zdarzało się, że do sieci trafiały scenariusze. Głośny był też wyciek czterech odcinków piątego sezonu, za co miał odpowiadać dziennikarz, który wypuścił do sieci materiały recenzenckie.

HBO się zabezpiecza, obsada się pilnuje

HBO staje teraz na głowie, by zapobiec podobnym sytuacjom. Możemy sobie wyobrazić, że w HBO España i HBO Nordic przed emisją wszystko sprawdza się 30 razy, a plany zdjęciowe patrolują smoki i armie Dothraków. Łatwego życia nie mają też gwiazdy tej produkcji. Emilia Clarke, czyli ekranowa Daenerys, narzekała na łamach „The Telegraph”, że przez obostrzenia HBO nie może swobodnie korzystać z mediów społecznościowych. Liam Cunningham opowiadał, że wprawdzie ma scenariusze wszystkich sześciu odcinków, ale nie może ich przeczytać, bo istnieją tylko w wersji cyfrowej i są dostępne w studiu w Belfaście. Żeby do nich zajrzeć, potrzeba specjalnego elektronicznego klucza. „The Times” donosi, że gdy aktorzy kończą nagrywanie sceny, pliki ze scenariuszami znikają.

Kilka wariantów zakończenia – na wszelki wypadek?

Nie sposób zweryfikować doniesień o tym, że na planie ósmego sezonu kręcone są nie tylko sceny „właściwe”, ale i takie, cóż, zmyślone, powstające, by zmylić ewentualnych „szpiegów”. Mówiło się o kręceniu kilku wersji zakończenia, tak by nawet ekipa do końca nie znała rozstrzygnięcia walki o Żelazny Tron. Takie informacje podawał prezes HBO Casey Bloys, a potem powtarzała Emilia Clarke.

Co innego uważa Nikolaj Coster-Waldau, serialowy Jaime Lannister, uznając to za głupi pomysł i stratę pieniędzy. (Dodajmy, że na planie „The Walking Dead” dokładnie tak robiono – kręcono „trefne” sceny, by zmylić niecierpliwych). Media spekulują, że Coster-Waldau może mieć rację, a słowa prezesa HBO to tylko zasłona dymna, w razie gdyby sceny wyciekły i trzeba było jakoś ratować sytuację.

Czytaj także: „Gra o tron”, czyli jak się tworzy sztuczne języki w popkulturze

Scenariusz na czerwonym papierze

Nie tylko „Gra o tron” zmaga się z problemami wycieków. W artykule z „The Times” czytamy o scenariuszach do filmów z serii „Gwiezdne wojny”, drukowanych na czerwonym papierze, co uniemożliwia ich łatwe kopiowanie. Wszystkie egzemplarze scenariuszy są policzone i każdy, kto ma kopię, musi się potem rozliczyć. Podobnie na planie „Kapitana Ameryki. Wojny bohaterów” – obsada nie mogła zabierać scenariuszy do domów.

To wszystko konsekwencje z jednej strony rozwoju technologii, ułatwiającej fanom „szpiegowanie”, a z drugiej – bezwzględnej walki mediów o kilkalność. Bo wszystko, co związane z „Grą o tron”, gwarantuje zainteresowanie. Można tylko mieć nadzieję, że w tych wojnach dronów górą będzie HBO i nie poznamy szczegółów fabuły aż do premiery.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama