Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Wielki czarny wór

D-Fuse i Scanner w „Light Turned Down“ © Marcin Łuczkowski D-Fuse i Scanner w „Light Turned Down“ © Marcin Łuczkowski
W dziełach tegorocznego biennale WRO 07 odbijały się palące problemy świata i sztuki, lecz były to odbicia fragmentaryczne i zniekształcone.

20 maja zakończyło 12. Międzynarodowe Biennale Sztuki Mediów WRO . W konkursie startowało 89 prac wybranych z 1500 nadesłanych. „Sztuka mediów", czyli video art, performance, instalacje, hypertext, multimedia - rzecz ciągle w Polsce nowa, niemająca swoich festiwali czy zbiorów. Nie to co Berlin, Linz, Rotterdam. Dopiero ludzie działający w ramach centrum WRO, z Pawłem Krajewskim i Violettą Kutlubasis-Krajewską na czele, starają się tę lukę wypełnić.

A jest to luka nie tylko materialna - brak dzieł, kolekcji, książek - ale bardziej mentalna, percepcyjna. Jak podchodzić do sztuki mediów, jak ją odbierać, jak oceniać - to pytania, na które niewątpliwie uczestnikom trudniej było odpowiedzieć niż jurorom. Czy taneczne sety artystów ze słynnego polskiego elektronicznego labelu mik.musik.!., performance Japończyka Suguru Goto „Augmented Body" z tancerzem-muzykiem ubranym w kombinezon przenoszącym ruchy na brzmienia i animacje czy taniec ryb w koreańskim wideo „Show Your Tongue" Seuongho Cho - to ciągle ten sam taniec?

Można dzielić i klasyfikować na dzieła interaktywne i tradycyjne, na wideo i występy, na muzykę i film. Ale po co? Można szukać wspólnych tematów, stylistyk, rozwiązań. Można zatopić się w każdym dziele osobno, niczym w odłamku jednej wielkiej całości.

Czy jednak na pewno całości? Czy „sztuka mediów" to nie wielki czarny wór, do którego organizatorzy wrzucili zarówno tradycyjny dokument („The Fittest Survive" Oliviera Resslera), jak i wizualizacje muzyki klubowej (D-Fuse ze Scannerem w „Light Turned Down")? O co w tym wszystkim chodzi?

Na pierwszy rzut oka, o technologię. Wiele prac eksplorowało przede wszystkim nowe techniki animacji, przekształcania obrazu i muzyki.

Reklama