Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Fragment książki Williama MacAskilla „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”

Fragment książki Williama MacAskilla „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra” Fragment książki Williama MacAskilla „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra” mat. pr.
Wyobraźcie sobie, że przeżywacie – w kolejności narodzeń – życie każdego człowieka, jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi.

Wasze pierwsze życie rozpoczyna się około trzystu tysięcy lat temu w Afryce. Gdy się ono kończy, cofacie się w czasie i wstępujecie w ciało drugiej osoby, która pojawiła się na planecie, urodzona niedługo po pierwszej. Po śmierci tej drugiej odradzacie się jako trzecia, potem jako czwarta i tak dalej. Sto miliardów żywotów później stajecie się najmłodszym z żyjących współcześnie ludzi. Wasze „życie” składa się ze wszystkich tych egzystencji doświadczanych po kolei. Sposób, w jaki przeżywacie dzieje, bardzo różni się od tego, co znamy z większości podręczników historii. Losy słynnych osobistości w rodzaju Kleopatry czy Napoleona mają jedynie niewielki udział w zbiorze waszych doświadczeń. Zasadniczą treścią waszego istnienia są codzienne czynności – jedzenie, praca i aktywności towarzyskie oraz związane z nimi śmiech, zmartwienia i modlitwa. Wasze życie trwa od niemal czterech bilionów lat. Przez jedną dziesiątą tego czasu jesteście łowcami-zbieraczami, przez 60% – rolnikami. Przez jedną piątą życia wychowujecie dzieci, tyle samo czasu poświęcacie uprawie roli, a prawie 2% życia pochłania wam udział w rytuałach religijnych. Przez 1% chorujecie na malarię albo czarną ospę. Przez półtora miliarda lat uprawiacie seks, a przez dwieście pięćdziesiąt milionów rodzicie. W międzyczasie wypijacie czterdzieści cztery biliony filiżanek kawy.

Jesteście jednocześnie źródłem i adresatem zarówno okrucieństw, jak i aktów życzliwości. Jako kolonizatorzy zdobywacie nowe ziemie, jako kolonizowani cierpicie z powodu tego, że wam je odebrano. Czujecie wściekłość nękającego i ból nękanego. Przez około 10% życia posiadacie niewolników; mniej więcej tyle samo czasu to wy jesteście niewolnikami.

Dzięki temu eksperymentowi na własnej skórze przekonacie się, w jak niezwykłych czasach obecnie żyjemy. Z powodu gwałtownego wzrostu liczebności populacji pełna jedna trzecia waszego życia przypadnie na okres po 1200 roku, ćwierć swojego żywota spędzicie zaś już po roku 1750. Od tego momentu technologia i społeczeństwo zaczną zmieniać się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Wynajdziecie silniki parowe, fabryki i elektryczność. Będziecie świadkami rewolucji w nauce, wojen zbierających najbardziej śmiertelne żniwo w historii i dramatycznego zniszczenia środowiska. Każde z pojedynczych żyć składających się na wasze istnienie będzie trwało coraz dłużej. Doświadczycie luksusów, które nie były wam dane nawet wtedy, gdy żyliście jako królowie i królowe. Spędzicie sto pięćdziesiąt lat w kosmosie i tydzień, chodząc po Księżycu. Piętnaście procent całego waszego doświadczenia stanowić będą przeżycia ludzi istniejących obecnie.

Oto i całe wasze dotychczasowe życie – od narodzin Homo sapiens do dnia dzisiejszego. Spróbujcie sobie jednak wyobrazić, że przeżyjecie także wszystkie przyszłe życia. Wówczas okaże się, że wasze istnienie – miejmy nadzieję – tak naprawdę dopiero się rozpoczęło. Nawet gdyby ludzkość miała przetrwać jedynie tyle, ile żyje średnio jeden gatunek ssaków (około miliona lat), i nawet gdyby liczebność populacji spadła do jednej dziesiątej obecnej wielkości, wciąż mielibyście przed sobą około 99,5% życia.

Przekładając to na skalę normalnego ludzkiego istnienia, bylibyście teraz zaledwie pięciomiesięcznym niemowlęciem. Gdyby natomiast ludzkość miała przetrwać dłużej niż przeciętny gatunek ssaka – przez setki milionów lat dzielących nas od czasu, gdy Ziemia stanie się kompletnie niezamieszkiwalna, lub dziesiątki bilionów liczonych do momentu wypalenia się ostatnich gwiazd – wasze cztery biliony lat życia byłyby jak pierwszych parę mrugnięć tuż po opuszczeniu macicy. Przyszłość jest ogromna.

Gdybyście rzeczywiście mieli przeżyć wszystkie te przyszłe życia, co waszym zdaniem powininniśmy zrobić dzisiaj? Ile dwutlenku węgla powinniśmy wyemitować do atmosfery? Ile środków powinniśmy zainwestować w badania i edukację? Z jak wielką ostrożnością powinniśmy podchodzić do nowych technologii, które mogą zniszczyć naszą przyszłość lub na trwałe skierować ją na niewłaściwe tory? Ile uwagi powinniśmy poświęcić wpływowi naszych obecnych działań w perspektywie długoterminowej?

Przedstawiam ten eksperyment myślowy, ponieważ moralność oparta jest na umiejętności wczucia się w położenie drugiej oso- by i potraktowania jej interesów tak, jak traktowalibyśmy nasze własne. Gdy robimy to w pełnej skali całego gatunku ludzkiego, przyszłość – w której żyją niemal wszyscy jego przedstawiciele i w której tkwi niemal cały potencjał ich radości i niedoli – wysuwa się na pierwszy plan.

Tematem tej książki jest longtermizm: pogląd głoszący, że pozytywny wpływ na długofalową przyszłość jest kluczowym priorytetem moralnym naszych czasów. W longtermizmie chodzi o poważne potraktowanie ogromu rozciągającej się przed nami przyszłości i o zdanie sobie sprawy, o jak wysoką stawkę gramy, kiedy ją kształtujemy. Nawet gdyby ludzkość miała przetrwać je- dynie przez ułamek przeznaczonego sobie potencjalnie czasu, to bylibyśmy – choć może to wydawać się dziwne – starożytnymi: żyjemy na samym początku dziejów, w najdalszej przeszłości. To, co zrobimy, będzie miało wpływ na niezliczone rzesze ludzi, którzy nadejdą po nas. Musimy zatem działać roztropnie.

Mnie samemu przekonanie się do longtermizmu zajęło sporo czasu. Trudno, by abstrakcyjna idea ukierunkowana na ludzi, których nigdy nie będzie nam dane poznać, stanowiła dla nas równie dobre źródło motywacji jak inne, bardziej uderzające problemy. W szkole średniej działałem w organizacji, która zajmowała się pomocą osobom starszym i niepełnosprawnym. Jako student przejmujący się kwestią ubóstwa na świecie zgłosiłem się na ochotnika do pracy w etiopskim ośrodku rehabilitacji dla dzieci, które przeszły polio. Gdy przymierzałem się do magisterium, zacząłem zastanawiać się, jak sprawić, by ludzie pomagali sobie wzajemnie z większą efektywnością. Postanowiłem przeznaczać przynajmniej 10% moich dochodów na cele charytatywne i zostałem współzałożycielem Giving What We Can – organizacji, która zachęca innych, by robili to samo.

Wszystkie te działania dawały konkretny efekt. W przeciwieństwie do nich myśl o poprawianiu jakości życia nieznanych ludzi z przyszłości początkowo nie wzbudzała we mnie żadnych emocji. Gdy jeden z kolegów przedstawił mi argumenty przemawiające za potraktowaniem poważnie kwestii przyszłości w długofalowej perspektywie, moją odruchową reakcją było odrzucenie tej idei. Na świecie istnieją prawdziwe problemy, takie jak skrajne ubóstwo, brak edukacji czy śmierć z powodu chorób – pomyślałem – z którymi mierzą się prawdziwi ludzie. Tym problemom można z łatwością zapobiec. Na nich powinniśmy się skupić. W zestawieniu z nimi spekulacje na temat tego, co może wpłynąć, a co nie wpłynie na przyszłość, wydawały się niepotrzebnym rozpraszaniem uwagi rodem z science fiction.

Niemniej jednak argumenty przemawiające za longtermizmem uporczywie dobijały się do mojego umysłu. Wszystkie opierały się na prostych założeniach: że obiektywnie rzecz biorąc, z moralnego punktu widzenia przyszli ludzie nie powinni liczyć się mniej niż pokolenia żyjące współcześnie; że w przyszłości ludzi może być bardzo dużo; że ich życie może być wyjątkowo wspaniałe albo nie- wyobrażalnie okropne oraz że naprawdę jesteśmy w stanie wpłynąć na świat, który będą zamieszkiwać.

Najważniejszy był dla mnie jednak problem natury praktycznej: nawet jeśli rzeczywiście powinniśmy przejmować się przyszłością, co właściwie możemy zrobić? Kiedy jednak dowiedziałem się więcej o wydarzeniach, które mogłyby nastąpić w niedalekiej przyszłości i zmienić bieg historii, z większą powagą potraktowałem sugestię, że być może zbliżamy się właśnie do krytycznego momentu w dziejach ludzkości. Rozwój technologiczny niesie ze sobą zarówno nowe szanse, jak i zagrożenia, kładąc na szali życie przyszłych pokoleń. Obecnie uważam, że losy świata w dalszej perspektywie przy- najmniej częściowo zależą od tego, jakich wyborów dokonamy za naszego życia. Przyszłość może być wspaniała: możemy stworzyć kwitnące i stabilne społeczeństwo, w którym wszyscy będą mieli się lepiej niż wybrańcy cieszący się największym powodzeniem współcześnie. Przyszłość może też być potworna: mogą zawładnąć nią autorytarni despoci, którzy wykorzystają systemy inwigilacji i sztuczną inteligencję, by na zawsze „zamrozić” swoją ideologię, lub nawet sama AI, która będzie zainteresowana raczej zdobywaniem władzy niż rozkwitem społeczeństwa. Przyszłości może też nie być wcale: możemy powybijać się za pomocą broni biologicznej lub rozpętać totalną wojnę nuklearną, po której cywilizacja upadnie i nigdy się nie podniesie.

Istnieją działania, które możemy podjąć, by skierować ludzkość na lepsze tory. Możemy zwiększyć szanse na cudowną przyszłość, udoskonalając wartości, które kierują społeczeństwem, i ostrożnie sterując rozwojem AI. Możemy dopilnować, by w ogóle mieć przed sobą jakąś przyszłość, zapobiegając opracowywaniu i używaniu broni masowej zagłady i utrzymując pokój między największymi światowymi mocarstwami. To wielkie wyzwania, ale sposób, w jaki do nich podejdziemy, może zmienić naprawdę wiele.

Wobec tego wszystkiego przedefiniowałem swoje priorytety. Wciąż będąc nie do końca przekonanym co do podstaw i konsekwencji longtermizmu, zmieniłem kierunek swoich badań i zostałem współzałożycielem dwóch instytucji, które miały zająć się dalszym analizowaniem tych kwestii: Global Priorities Institute na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz Forethought Foundation. Opierając się na zdobytej w ten sposób wiedzy, spróbowałem spisać argumenty na rzecz longtermizmu, które przekonałyby mnie dekadę wcześniej.

Do zilustrowania głównych postulatów zawartych w tej książce posługuję się trzema głównymi metaforami. W pierwszej przed- stawiam ludzkość jako nierozsądnego nastolatka, który wciąż ma przed sobą większość życia i podejmuje decyzje mogące mieć na nie duży wpływ. Wybierając ścieżkę rozwoju zawodowego, zastanawia- jąc się, ile czasu poświęcić na naukę, i szacując, które niebezpieczne zajęcia są zbyt niebezpieczne, powinien więc mieć na uwadze nie tylko dreszczyk emocji w odpowiedzi na bieżące doświadczenia, lecz także wszystkie czekające go jeszcze lata.

Druga metafora to opowieść o dmuchaniu szkła. Obecne społeczeństwo wciąż jeszcze zachowuje plastyczność – może przybrać rozmaite kształty. W pewnym momencie jednak stopiona masa szklana ostygnie, utwardzi się i dużo trudniej będzie ją zmienić. W zależności od tego, co z nią zrobimy, gdy jest jeszcze płynna, ostateczna forma, jaką przybierze, może być piękna lub zniekształcona – może też roztrzaskać się w drobny mak.

W trzeciej metaforze porównuję ścieżkę prowadzącą do długo- falowego wpływu do ryzykownej ekspedycji w nieznane. Próbując pozytywnie wpłynąć na przyszłość, nie wiemy dokładnie, z jakimi zagrożeniami przyjdzie nam się mierzyć ani nawet dokąd chcemy dojść; mimo wszystko jednak możemy przygotować się na wyprawę. Możemy wybadać teren bezpośrednio przed nami, dopilnować, by ekspedycja była dobrze zaopatrzona i skoordynowana, a także – pomimo niepewności – zabezpieczyć się przed niebezpieczeństwami, które jesteśmy w stanie przewidzieć.

Niniejsza książka jest szeroko zakrojonym przedsięwzięciem; nie tylko przedstawiam w niej argumenty przemawiające za longtermizmem, lecz także usiłuję wyjaśnić, jakie może on pociągać za sobą konsekwencje. Ze względu na sporą rozpiętość poruszanych zagadnień, pisząc ją, w dużej mierze polegałem na wiedzy zespołu doradców i analityków. Gdy tylko wychodziłem poza obszar etyki, którą zajmuję się zawodowo, konsultowałem się ze specjalistami w danej dziedzinie. Dlatego też książka ta tak naprawdę nie jest „moja”, lecz jest wynikiem zbiorowego wysiłku, w sumie ponad dziesięciu lat pracy na pełen etat, z których niemal dwa lata po- święcono sprawdzaniu danych.

Ci, których pewne moje twierdzenia skłonią do dalszych poszukiwań, na stronie whatweowethefuture.com znajdą obszerne materiały uzupełniające, w tym wyniki analiz zleconych przeze mnie specjalnie na potrzeby tej książki. Pomimo ogromu pracy, którą już wykonaliśmy, jestem przekonany, że ledwie zarysowaliśmy kwestię longtermizmu i jego implikacji – wciąż musimy się jeszcze wiele nauczyć.

Jeśli mam rację, ciąży na nas wielka odpowiedzialność. W porównaniu z liczbą ludzi, którzy po nas nadejdą, jesteśmy ledwie maleńką mniejszością – za to mniejszością, w której rękach spoczywa przyszłość. Etyka, jaką kierujemy się na co dzień, rzadko dotyka spraw w takiej skali – musimy stworzyć światopogląd moralny, który potraktowałby poważnie stawkę, o jaką gramy.

Jeśli dokonamy mądrych wyborów, możemy odegrać kluczową rolę w skierowaniu ludzkości na właściwe tory. Jeśli tak się stanie, nasze prapraprawnuki pomyślą o nas z wdzięcznością i będą wyrażać przekonanie, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by ofiarować im piękny i sprawiedliwy świat.

William MacAskill „Co jesteśmy winni przyszłości. Longtermizm jako filozofia jutra”, przekład Zuzanna Łamża, Wydawnictwo Feeria, Łódź 2024 r., s. 19-26.

Książkę można zamówić pod tym adresem

Materiał przygotowany przez Wydawnictwo Feeria

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama