Jeden z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów europejskich Peter Greenaway nie ma ostatnio szczęścia. Jego eksperymentalna, trzyczęściowa saga filmowa poświęcona historii XX w. „Walizki Tulse Lupera” nie doczekała się rozpowszechniania w kinach nawet w rodzinnej Anglii. Klęska tego multimedialnego przedsięwzięcia (rozpisanego m.in. na Internet, gry komputerowe i wystawy plenerowe) zmusiła go do zrealizowania dzieła znacznie skromniejszego, utrzymanego w duchu jego pierwszych prac.
Tematem „Nightwatching” jest niespodziewany koniec kariery i materialna ruina barokowego „malarza duszy” Rembrandta van Rijna (Martin Freeman), który wybił się z nędzy i niskiego pochodzenia, aby pod koniec życia wszystko to stracić. W celu rozwikłania niejasnych okoliczności tragedii Greenaway posługuje się kodem rzekomo wpisanym w pochodzący z 1642 r. słynny obraz „Straż nocna”. Ponoć Rembrandt namalował go, aby się zemścić na dwunastu najbardziej wpływowych rodzinach rządzących ówczesnym Amsterdamem. Zasugerował na obrazie, że ich członkowie są uwikłani w tajemnicze morderstwo, a pod maską dumnych mieszczan kryją niejeden niecny występek.
Greenaway nie byłby sobą, gdyby ten zgoła sensacyjny wątek potraktował stereotypowo. Zamiast dynamicznej akcji i kipiących namiętnościami scen zaproponował więc widzom awangardowe widowisko rozgrywające się w pustej hali teatralnej, gdzie zmieniają się tylko dekoracje i oświetlenie, pojawiają się coraz to nowe rekwizyty, a w centrum stoi użalający się nad sobą i zmieniający erotyczne partnerki Rembrandt.
Greenawayowi nie sposób odmówić inteligencji i pomysłowości. Film wydaje się jednak na tyle przeładowany erudycyjnymi wywodami na temat iluzjonizmu, a nadmiar pojawiających się drugoplanowych postaci gmatwa do tego stopnia narracyjną ciągłość, że trudno się połapać, co autor uznaje tak naprawdę za najważniejsze: seks, spisek, malarstwo czy obnażenie hipokryzji mieszczańskiego społeczeństwa? Reżyser zapytany, jak ocenia współpracę z Polakami (zdjęcia „Night-watching” były kręcone we Wrocławiu, a w epizodach można zobaczyć m.in. Agatę Buzek, Macieja Zakościelnego, Krzysztofa Pieczyńskiego i Andrzeja Seweryna), docenił głównie finansowy wkład PISF. Szczerość godna Brytyjczyka.