Naszyjnik
1
I co ja mam teraz z tym począć?
Na stole przede mną leżał naszyjnik - dzieło mistrza. Naszyjnik z różą. Filigrany wykonane tak misternie i lekko. Pajęcza robota. Pan Wojciech, do którego co roku wozimy złoto ze zbiórki na wykonanie znaczków Miłosiernego Samarytanina, długo mu się przypatrywał. Kiwał głową, upewniał się, to przykładał do oka lupę, to zdejmował, przecierał odczynnikiem jakąś część naszyjnika i ponownie poprzez lupę dokonywał oglądu.
- Nie, siostro, nie mogę tego zrobić. To ma wartość historyczną. Przetopić mogę jedynie to, co zostało wyprodukowane po 1945 roku.
- To co ja mam z tym zrobić? - spytałam.
- Trzeba się zwrócić do właściciela biżuterii o jego pisemne oświadczenie, że pragnie tę rzecz przetopić. Nie ma insygniów i nie jest skatalogowana. Może to zrobić. Ale to wyjątkowo piękna robota. Niech siostra spojrzy! Koroneczki, które oplatają kwiat, wykonano ręcznie. I te gwiazdki z drobnych brylantów wokół płatków. Ich się nie przetopi... Jak się je wyjmie, będą kupką szkiełek. One świecą tylko w tym naszyjniku. To prawdziwe cacko. - Pan Wojciech był wyraźnie wzruszony. Całe życie pracował, aby wydobywać piękno, a nie je unicestwiać. - Zaraz zobaczę, jaką to ma próbę.
Potarł naszyjnik o jakąś sztabkę, wylał na to kropelkę z czegoś, co wyglądało jak buteleczka z kroplami do oczu, i po chwili usłyszałam:
- Tak jak myślałem, próba 900. Siostro, i nie można, i żal przetopić, lepiej to naprawdę sprzedać przez jakiś dom aukcyjny. Można osiągnąć dobrą cenę, kilkanaście razy wyższą niż wartość złota, którą w sobie mieści.