Politycy Prawa i Sprawiedliwości – może z wyjątkiem prezesa tej partii – są w mediach społecznościowych bardzo aktywni. Wirtualnymi kanałami docierają zwłaszcza do młodego (potencjalnego) elektoratu. Widocznej obecności w sieci – jak się uważa – rządzący przynajmniej częściowo zawdzięczają swój wyborczy sukces. O głosy już nie zabiegają, ale o poparcie – owszem. Po kraju tak często już nie jeżdżą, za to pełno ich w sieci. PiS rozumie, że tak trzeba.
Beata Szydło jest w internecie aktywna jak żaden polski premier do tej pory. Poprzednicy Andrzeja Dudy też mogą mu pozazdrościć śmiałości. Choć czasem pewnie jego przesadnej wylewności na Twitterze nie rozumieją. Prezydent wciąż śledzi profile osób, których nicki budzą rozmaite skojarzenia („ruchadło leśne”, „kapcie”, „kupa z majorki”). Nocami prowadzi dyskusje z najmłodszymi, podsyła im swoje selfie albo wygłasza światłe myśli („Facet jest tylko trochę brzydszy od diabła. Kobiety zawsze są piękne. Taki już jest ten świat” – uważa).
Podobnej swobody brak jeszcze premier Beacie Szydło. Na Instagramie publikuje co prawda zdjęcia rozmaite, ale dość zachowawcze. Pozuje do zdjęć ze światowymi przywódcami, zasiada w USA przy ławeczce Jana Karskiego, dobiera broszkę do wystąpienia – niewiele tu szaleństwa.
Większe pole manewru daje pod tym względem Snapchat. Beatę Szydło można tu śledzić od 21 kwietnia – konto prowadzi w jej imieniu Paweł Szefernaker, który wspierał w kampanii Andrzeja Dudę. Ze Snapchata korzystają głównie młodzi (użytkownicy mają średnio 13–17 lat), premier celuje więc najwyraźniej w przyszłych wyborców. Wzorem przywódców USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Irlandii i Argentyny.
Na pierwszych nagraniach Beata Szydło relacjonowała wizytę w USA.