Artykuł w wersji audio
Stolica Małopolski przez wiele lat była polskim symbolem zanieczyszczenia powietrza. Rzeczywiście, kto przed laty odwiedzał ją jesienią lub zimą, nie potrzebował czujników, by wiedzieć, że oddycha gęstą mieszanką zawierającą obok tlenu i azotu liczne szkodliwe domieszki. Troskliwi i nietracący poczucia humoru mieszkańcy zakładali nawet maski żołnierzom z pomnika Legionistów stojącego w centrum miasta. Schemat myślowy „odwiecznego krakowskiego smogu” zgubił rok temu premiera Mateusza Morawieckiego, który podczas samorządowej kampanii wyborczej stwierdził, że w sprawie powietrza „poprzednicy, w tym ci, którzy rządzili tym miastem, nie zrobili nic lub prawie nic”.
Ubiegający się o reelekcję prezydent Krakowa Jacek Majchrowski poczuł się urażony i wytoczył premierowi proces. Wygrał go w apelacji, Mateusz Morawiecki musiał przeprosić. Bo, owszem, jeszcze w 2015 r. w mieście funkcjonowało ponad 25 tys. „kopciuchów”, czyli kotłów zasilanych paliwem stałym, ale akcja wspierania przez miasto ich wymiany trwała już wtedy od 20 lat. Dziś z początkowej liczby blisko 50 tys. takich kotłów pozostało ok. 4 tys., głównie w osiedlach powstałych ze wsi włączonych do miasta w latach 70., w których częstą przeszkodą w wymianie są nieuregulowane prawa własnościowe do nieruchomości.
Poza tym w Krakowie obowiązuje zakaz dotyczący palenia nie tylko węglem, ale także drewnem i to również w kominkach i stacjonarnych grillach. Kto go nie przestrzega, od 1 września musi liczyć się z grzywną do 5 tys. zł. Za egzekwowanie antysmogowego porządku odpowiedzialnych jest 150 strażników miejskich wspieranych przez urzędników Wydziału ds. Jakości Powietrza.
Nie na karaniu jednak polega skuteczna walka z zanieczyszczeniem powietrza. To niezwykle kosztowna i złożona operacja – mówił Jacek Majchrowski podczas debaty „Sposób na czyste powietrze” zorganizowanej 4 października w Krakowie przez Miasto Kraków i POLITYKĘ. – Kluczem do powodzenia było dokończenie wymiany palenisk – opowiada. – Trwało to trzy lata. W pierwszym roku zwracaliśmy mieszkańcom 100 proc. kosztów, w drugim 80 proc., w trzecim 60 proc. Dodatkowo najubożsi mieszkańcy objęci są Lokalnym Programem Osłonowym, w którym miasto wyrównuje zwiększone koszty używania pieców proekologicznych.
Bardzo ważne było też zaangażowanie się w całą operację organizacji społecznych i aktywistów ekologicznych. Energiczne i spektakularne działania Krakowskiego Alarmu Smogowego pomogły nagłośnić sprawę zanieczyszczenia powietrza i uczynić z niej problem polityczny o krajowym zasięgu. To z kolei ułatwiło przyjęcie przez sejmik województwa – choć z perypetiami – uchwały antysmogowej (pierwszą uchwałę antysmogową unieważnił sąd). Walka ze smogiem stała się także oficjalnie jednym z priorytetów PiS, choć jego realizacja w modelu polegającym na koncentracji decyzji w rękach administracji rządowej idzie o wiele mniej sprawnie niż Krakowowi.
Krakowski Program Ograniczania Niskiej Emisji pokazuje, że z takim wyzwaniem jak smog można skutecznie radzić sobie na poziomie samorządowym. Zwłaszcza gdy do problemu bierze się bogata miejscowość, która potrafi pozyskać na ten cel duże pieniądze (Kraków wydał ponad miliard złotych). Niestety, mimo że jakość powietrza w małopolskiej stolicy bardzo się poprawiła, stacje pomiarowe rejestrują jeszcze przekroczenia norm. – Zanieczyszczenie nie zna granic, a nas otaczają gminy, w których ciągle funkcjonuje kilkadziesiąt tysięcy pieców węglowych – tłumaczy Jacek Majchrowski. – W ramach Stowarzyszenia Metropolia Krakowska prowadzimy z nimi podobną jak w Krakowie operację ich likwidowania.
W samym mieście zaś trzeba ograniczyć emisję spalin samochodowych. – Wymieniliśmy tabor autobusowy na ekologiczny, rozwijamy linie tramwajowe. Nie możemy jednak wprowadzić takiego rozwiązania, jak np. Berlin, który zakazuje wjazdu do centrum miasta pojazdom niespełniającym norm emisji. Takie ograniczenie wymagałoby rozstrzygnięć na poziomie krajowym, a te byłyby bardzo niepopularne, skoro średnia wieku auta w Polsce to 13,5 roku – politycy obawiali się, że zbyt wielu posiadaczy aut musiałoby zostawiać pojazdy na rogatkach. Mimo to, stosując dostępne narzędzia, władzom Krakowa udało się od 2013 r. doprowadzić do zmniejszenia ruchu w centrum miasta o ok. 7 proc.; jednocześnie o 30 proc. zwiększyła się frekwencja w transporcie publicznym.
Problemy Krakowa mogą wydawać się abstrakcją z punktu widzenia Sopotu, miasta liczącego 36 tys. mieszkańców i znanego z walorów turystyczno-uzdrowiskowych. Tak jednak nie jest. – Walka o czyste powietrze i czystą wodę na plażach była priorytetem dla samorządu od lat 90. – mówi prezydent Jacek Karnowski. – Pamiętam, że całkiem często zimą biel śniegu brudziły pyły z lokalnych kotłowni. W pierwszej kolejności więc podłączyliśmy miasto do gdańskiego systemu ciepłowniczego. I owszem, dziś zanieczyszczenie powietrza nie jest naszym największym problemem, ale najtrudniej usuwa się ostatnie przeszkody i dlatego tak cenne jest doświadczenie Krakowa. Kluczowa jest twarda uchwała antysmogowa sejmiku wojewódzkiego określająca wprost termin obowiązywania zakazu palenia paliwami stałymi. Niestety, nasz sejmik nie pali się do takiej stanowczości. Poza tym wielkim wyzwaniem jest ruch samochodowy. Tu, niestety, nie pomagają nam władze centralne – w świetle obowiązującego prawa krajowego nie możemy pobierać opłat parkingowych w soboty i niedziele, co w przypadku miast turystycznych jest absurdem.
Jeszcze inne doświadczenie ze smogiem ma Warszawa, gdzie ponad 50 proc. zanieczyszczeń emitują gminy ościenne, a 30 proc. pochodzi z transportu. Niska emisja, czyli palenie w piecach, to 20 proc. – 80 proc. mieszkańców Warszawy jest w zasięgu sieci ciepłowniczych, co znacznie ułatwia walkę ze smogiem – wyjaśnia Marcin Morawski, szef Biura Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej w warszawskim ratuszu. – Niemniej ciągle pozostaje kilkanaście tysięcy „kopciuchów”, z czego 1700 znajduje się w zasobie komunalnym. Zgodnie z przyjętą pod koniec września uchwałą Rady Miasta, mają one zniknąć do końca 2022 r. Korzystamy pełnymi garściami z doświadczenia Krakowa, przyjęliśmy podobny, degresywny system wsparcia finansowego wymiany pieców. I tak w pierwszym roku miasto pokrywa 100 proc. kosztów wymiany, potem dopłata zmniejsza się do 90 i 70 proc.
Osiągnięcie tego celu wymaga nie tylko odpowiedniej logistyki, lecz także identyfikacji źródeł szkodliwej emisji ukrytych na prywatnych posesjach, do czego przydają się zarówno kontrole, jak i obserwacje za pomocą dronów i kamer termowizyjnych. Trzeba także rozbudować sieć monitoringu zanieczyszczeń w Warszawie i gminach sąsiedzkich: – Instalujemy 170 specjalistycznych czujników. Sto będzie w Warszawie, reszta w pozostałych gminach. Jeśli zaś chodzi o spaliny, miasto inwestuje w ekologiczny tabor transportu publicznego, na który składają się już jeżdżące i właśnie kupowane: 160 autobusów elektrycznych, 50 hybrydowych, 50 zasilanych gazem (pozostałe autobusy spalinowe spełniają normy emisji euro 5 i euro 6), rozbudowa sieci tramwajowej, metra oraz ścieżek rowerowych i systemu roweru miejskiego.
Jakość powietrza stała się w ostatnich latach jednym z kluczowych wymiarów jakości życia w polskich miastach, o czym mówi się w dyskusjach i publicznych, i prywatnych. To dobry przykład rosnącej świadomości ekologicznej i zdrowotnej potwierdzonej badaniami socjologicznymi i sondażami opinii społecznej. Jednocześnie jednak problem smogu pokazuje, jak bardzo złożone są współczesne wyzwania. Już tylko przykład Krakowa, Sopotu i Warszawy pokazuje, że nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania, bo każde miasto ma inną specyfikę. Dlatego to właśnie lokalne społeczności i reprezentujące je władze samorządowe muszą wypracować optymalne dla siebie strategie.
Struktury samorządu najlepiej też radzą sobie z obsługą mieszkańców, zwłaszcza gdy chodzi o tak skomplikowane sprawy jak wymiana ogrzewania. Próba realizacji rządowego antysmogowego Programu Czyste Powietrze w ramach podległych wojewodom struktur Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska się nie powiodła; ruszył on dopiero po zmianie przepisów uwzględniających szerszą współpracę z samorządem. Sami samorządowcy też podkreślają, że od władz centralnych oczekują jedynie pomocy finansowej oraz wsparcia legislacyjnego. Chodzi np. o to, żeby nie blokować lokalnych decyzji tak absurdalnymi przepisami krajowymi, jak te dotyczące opłat za parkowanie.
Nawet jednak modelowa współpraca różnych szczebli władzy nie odsunie na bok ani nie zmniejszy złożoności wyzwań, które trwale mogą doprowadzić do zmiany jakości powietrza. Wymiana palenisk i ograniczenie wpływu innych źródeł emisji to tylko niezbędny fragment znacznie większej całości, której stawką jest zwiększenie efektywności energetycznej budownictwa w Polsce. W przypadku istniejących już budynków chodzi o ich termomodernizację, co w skali kraju pochłonie nawet 175 mld zł.
Kwoty i skala zadań oszałamiają, są jednak tylko początkiem problemów, które nadchodzą w związku ze zmianami klimatycznymi. Miasta są, z jednej strony, kluczowym uczestnikiem działań na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, bo w nich koncentruje się aktywność ludzka i gospodarcza. Z drugiej zaś to one będą odczuwać najbardziej konsekwencje wzrostu temperatur na świecie: podtopienia wynikające z gwałtownych opadów czy powstawanie zabójczych dla mieszkańców wysp ciepła.
Nic więc dziwnego, że Warszawa przyjęła w lipcu strategię adaptacji do zmian klimatycznych Adaptcity, a za jej realizację odpowiedzialne jest to samo biuro, które zajmuje się działaniami antysmogowymi. Podobne strategie ma także Kraków i wiele innych miast. Walka ze smogiem to na pewno dobry trening dla wszystkich: władz samorządowych, urzędników, organizacji społecznych i mieszkańców, przygotowujący do wyzwań, którymi coraz częściej będzie zaskakiwać przyszłość.