Nauka

Krowy mają większy wpływ na klimat niż samochody. Z dwóch powodów

Flickr CC by 2.0
Według Jamesa Lovelocka, brytyjskiego biologa i ekologa, gdybyśmy przestali jeść wołowinę, to mielibyśmy dwadzieścia albo i trzydzieści razy więcej ziemi pod uprawy.

Krowy, a dokładniej ich przemysłowa hodowla i zmiany klimatyczne mają ze sobą ogromny, ale nie oczywisty związek. 18 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych pochodzi z hodowli bydła – wynika z raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa pod tytułem „Długi cień bydła”.

„Jest to ilość większa niż ta, za którą odpowiadają wszystkie jeżdżące na świecie samochody osobowe, ciężarówki, samoloty i inne środki transportu na Ziemi” – przekonuje Bill McKibben, założyciel 350.org, największej obywatelskiej kampanii klimatycznej na planecie. Dziennik „The Boston Globe” określił go jako prawdopodobnie najważniejszego ekologa.

Inne badania pokazują, że ta liczba jest jeszcze dużo większa. Według Banku Światowego, który opiera się na tym, że blisko ćwierć obszarów lądowych ziemi wykorzystywana jest na wypasanie bydła, a około jedna trzecia gruntów ornych przeznaczona jest na uprawy, którymi karmią się zwierzęta hodowlane, wynosi ona ponad 50 proc.

Masowe wycinanie lasów i zmniejszanie ich areału pod grunty służące wypasaniu i karmieniu bydła powoduje, że zmagazynowany w roślinach węgiel trafia do atmosfery. A hektar lasu wchłania rocznie prawie 250 ton CO2 i produkuje prawie 10 razy więcej tlenu niż taka sama powierzchnia użytków rolnych.

W efekcie, według Jamesa Lovelocka, brytyjskiego biologa i ekologa, gdybyśmy przestali jeść wołowinę, to mielibyśmy dwadzieścia albo i trzydzieści razy więcej ziemi pod uprawy, niż mamy teraz. 

Kolejnym ważnym czynnikiem związanym z hodowlą bydła, która przyczynia się do powiększania efektu cieplarnianego, jest metan wydzielany przez zwierzęta. Jedno zwierzę uwalnia do atmosfery nawet 300 litrów metanu dziennie. 

„Choć 300 lat temu na Ziemi żyło więcej ssaków kopytnych, niż żyje teraz, i one też wszystkie bekały, ale nie powodowały tego samego problemu. Dlaczego nie powodowały tego samego problemu?” – pyta McKibben. I odpowiada: w 2003 roku szwedzcy naukowcy udowodnili w badaniach, że bydło hodowane w sposób naturalny, a nie w przemysłowych hodowlach, emituje o 40 proc. mniej gazów cieplarnianych, a do produkcji mięsa potrzeba o 85 proc. mniej energii.

Oczywiście zwierzęta w takich miejscach traktowane są niehumanitarnie. Wołowina z takich zwierząt ma zupełnie inny profil odżywczy w porównaniu z tą, która pochodzi od krów pasących się na trawie. Jeśli zamierzamy jeść mięso, to lepiej kupować je od hodowców lokalnych.

Cena będzie wyższa, ponieważ trzeba zapłacić komuś, aby pilnował zwierząt i dbał, aby przechodziły z jednego pastwiska na drugie, ale dzięki temu to, co się znajdzie na naszym talerzu nie przyczynia się do kryzysu klimatycznego.

Na podstawie: „Głosy rewolucji żywnościowej”, John Robbins, Ocean Robbins

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną