Przeprowadzona przez NIK kontrola hodowli zwierząt w województwie lubuskim daje do zrozumienia, że mamy problem. Antybiotyki są stosowane przez 70 proc. hodowców. W hodowlach indyków i kurcząt rzeźnych odsetek ten jest jeszcze wyższy i przekracza 80 proc. Polska staje się prawdziwym antybiotykowym Eldorado.
Antybiotyki w polskich hodowlach
O tym, że polscy hodowcy zwierząt lubią używać antybiotyków, wiadomo od dawna, ale wyniki kontroli NIK są alarmujące. Od 2006 roku Unia Europejska robi wszystko, by ograniczyć obecność antybiotyków w rolnictwie. Oficjalnie hodowcy zapewniają, że antybiotyki to ostateczność, ale dane temu przeczą. Jak podaje NIK, w Polsce tylko między 2011 a 2015 rokiem sprzedaż antybiotyków weterynaryjnych wzrosła o 23 proc., co czyni nas jednym z europejskich liderów pod tym względem.
Tymczasem na papierze wszystko gra. Ministerstwo Rolnictwa nie zbiera szczegółowych danych dotyczących używania antybiotyków przez hodowców, a czego oczy nie widzą, to konsumentom nie szkodzi. Inspekcja Weterynaryjna oraz Państwowa Inspekcja Sanitarna, które są odpowiedzialne za kontrolowanie hodowców, również nie widzą powodów do zmartwień. Wszak we wszystkich wskazanych przez NIK przypadkach antybiotyków użyto zgodnie z prawem. Czyli w celach leczniczych, a nie profilaktycznych. Tak więc albo mamy w Polsce bardzo chorowite zwierzęta, albo coś tu bardzo nie gra. NIK wyraźnie stawia na tę drugą opcję i wskazuje, że system nadzoru zasadności i prawidłowości stosowania antybiotyków przez hodowców nie pozwala na rzetelną ocenę.
Urzędnicy nie są zobowiązani do zbierania danych dotyczących np. podawania antybiotyków poszczególnym gatunkom zwierząt, rodzajów antybiotyków, dawek czy czasu podawania leku: „System nadzoru nie tylko ma luki, ale wręcz nie może być skuteczny, a tym bardziej nie może gwarantować, że mięso, które trafia do sprzedaży, jest bezpieczne dla zdrowia konsumentów”.
Czy grozi nam epidemia superbakterii?
Spożywanie nafaszerowanego antybiotykami mięsa może mieć fatalne konsekwencje dla człowieka. Od reakcji alergicznych po antybiotykoodporność – nawet małe dawki antybiotyków przyjmowane z żywnością przez dłuższy czas mogą przyczyniać się do powstawania w organizmie lekoopornych szczepów bakteryjnych.
Oporność na antybiotyki, według szacunków OECD, może być na całym świecie przyczyną 700 tys. zgonów rocznie. Naukowcy prognozują, że do 2050 roku liczba ta wzrośnie do 10 mln. Antybiotykoodporność jest jednym z najważniejszych wyzwań, jakie stoją przed ludzkością.
Polscy lekarze biją na alarm w obawie przed zabójczą bakterią, potocznie zwaną New Delhi albo superbakterią, odporną na wszystkie antybiotyki. Ministerstwo Zdrowia od 2016 roku obserwuje gwałtowny wzrost zakażeń, zarażonych jest już ponad 2300 pacjentów, liczba ciągle rośnie. Według dr. Tomasza Ozorowskiego, prezesa Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej, to czas, by ogłosić epidemię.
Czytaj także: Czy ta bakteria nas zabije?