Tak licznej chińskiej delegacji w Polsce jeszcze nie było. Tuż przed Wielkanocą Warszawę odwiedziło prawie 70 biznesmenów z najróżniejszych branż, zainteresowanych inwestowaniem w naszym kraju. Takie wizyty to nie tylko sondowanie rynku, ale też próba rozwiewania obaw przed chińską ekspansją. A tych nie brakuje wszędzie tam, gdzie kapitał z Państwa Środka pojawia się w dużych ilościach. Przykładów nie trzeba szukać nawet na innych kontynentach. Gdy grecki rząd postanowił wydzierżawić chińskiemu konsorcjum na wiele lat znaczną część portu w Pireusie, tamtejsi związkowcy zapowiedzieli zdecydowany opór.
Przez kilka miesięcy strajkowali blokując wejście, co oczywiście nie pomagało greckiej gospodarce, wówczas i tak już w ciężkiej recesji. Dopiero po wyroku sądu, który protest uznał za nielegalny, musieli ustąpić i zaakceptować nowego pracodawcę. Na razie obawy strajkujących się nie spełniają. Obrót w Pireusie wzrósł, a konsorcjum Cosco chce z niego uczynić jedną z głównych baz przeładunkowych dla chińskich towarów importowanych do Europy. Ale wielu Greków nadal nie może przeboleć, że port, przez lata napełniający ich dumą, dziś rządzony jest przez Azjatów.
Świetlana przyszłość
W Polsce, na szczęście, Chińczycy aż takich emocji nie wywołują. Ich pierwsza inwestycja na naprawdę dużą skalę przebiega spokojnie, choć również dotyczy miejsca z silnymi związkami zawodowymi. Firma LiuGong finalizuje kupno cywilnej części Huty Stalowa Wola – przedsiębiorstwa z tradycjami, powstałego w latach przedwojennych jako element słynnego Centralnego Okręgu Przemysłowego. Huta, która znalazła się w tarapatach finansowych, ma przed sobą świetlaną przyszłość. Tak przynajmniej obiecują Chińczycy, którzy chcą z niej uczynić wielkiego eksportera i obiecują wykorzystać polskie doświadczenie w produkcji maszyn.
Choć o chińskich inwestycjach w Polsce mówi się od dawna, a nasi ministrowie różnych rządów i resortów odbyli niezliczone podróże do Pekinu i Szanghaju, do tej pory chiński kapitał nie płynął do nas szczególnie intensywnie. Jak podaje Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ), bezpośrednie inwestycje tego kraju wynosiły u nas pod koniec 2009 r. łącznie zaledwie 130 mln euro, a w ubiegłym roku wzrosły o nieco ponad 100 mln euro. Tymczasem z szacunków Narodowego Banku Polskiego wynika, że w sumie w 2010 r. do Polski napłynęły inwestycje warte ponad 12 mld euro. A czym zajmują się u nas firmy z chińskim kapitałem? Grupa TPV Displays produkuje telewizory LCD, Athletic składa rowery w Koszalinie, a Nuctech wytwarza w Kobyłce pod Warszawą sprzęt do prześwietlania kontenerów. Natomiast w Wólce Kosowskiej, niedaleko stolicy, olbrzymim centrum handlowym zarządza przedsiębiorstwo GD Poland. Bilans nie wygląda więc imponująco, ale PAIiIZ twierdzi, że to dopiero początek.
Jedno nie ulega wątpliwości. Chiny przez ostatnie lata zgromadziły ogromne nadwyżki handlowe i szukają interesujących dla siebie rynków. Czy jesteśmy jednym z nich? – Polski pawilon podczas ubiegłorocznego EXPO zbudowano w elitarnej strefie, w pobliżu ekspozycji takich krajów jak Niemcy, Wielka Brytania, Japonia, Francja czy USA. Dzięki temu odwiedziło go ponad 8 mln osób. To pokazuje, że Chiny są zainteresowane Polską, krajem, który ma zdrową gospodarkę i jest bramą do Unii Europejskiej. Nadal przecież szukają nowych rynków – mówi Radosław Pyffel, prezes Centrum Studiów Azja-Polska.
Nasi politycy postanowili zatem wykorzystać chińskie zainteresowanie Polską i kilka lat temu zaczęli zachęcać tamtejsze firmy nie tylko do kupowania przedsiębiorstw, ale też do startu w przetargach. Kulminacja tej akcji marketingowej nastąpiła po przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012, w okresie wysokich cen, jakich za swe usługi żądały firmy budowlane. Ale podobnie jak w przypadku bezpośrednich inwestycji opowieści o inwazji chińskich wykonawców na nasz rynek okazały się jak na razie mocno przesadzone.
Przykładowo, kontrakt na centralny odcinek II linii metra w Warszawie otrzymali Włosi, startujący razem z Turkami. Zaproponowali niższą cenę niż konsorcjum chińskich firm, które zresztą długo nie mogło się pogodzić z przegraną i próbowało blokować podpisanie umowy w sądzie. W większości przetargów na budowę dróg ekspresowych i autostrad Chińczycy wcale nie wystartowali. Jedyny sukces odniosła firma China Overseas Engineering (Covec), która podpisała umowę na zaprojektowanie i wybudowanie dwóch z pięciu odcinków autostrady A2 między Warszawą a Łodzią. I to właśnie realizacja tego kontraktu jest dziś uważnie obserwowana zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników chińskiej ekspansji na polskim rynku.
Przedstawiciele Covec przyznają się do opóźnień, ale zapewniają, że zostaną nadrobione. Podobno wiele prac zlecają polskim firmom, a sprowadzenie z Chin niespełna 400 pracowników uzasadniają wygórowanymi oczekiwaniami polskich podwykonawców. Covec odrzuca oskarżenia o dumping, choć biorąc pod uwagę wzrost cen materiałów budowlanych, trudno będzie mu cokolwiek zarobić. Jednak dla Chińczyków w tym przypadku ewentualna strata nie jest tragedią. Bo dzięki realizacji tego zamówienia zyskają referencje, ułatwiające im starania o kontrakty w Europie Zachodniej.
Wiele polskich firm jest jednak oburzonych, że nasz rząd sam zachęcał Chińczyków do wejścia na i tak zatłoczony rynek. I to w sytuacji, gdy my na żadne kontrakty w Państwie Środka liczyć nie możemy, bo tam przejrzystych przetargów w ogóle się nie organizuje. – To po prostu podważanie wiarygodności polskich przedsiębiorców. Covec podyktował tak niską cenę, że jego oferta w przetargu w ogóle nie powinna być brana pod uwagę. A teraz oferuje tak nieatrakcyjne warunki współpracy, że nie może znaleźć w Polsce podwykonawców i musi się ratować firmami np. z Łotwy – mówi Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.
Podobne kontrowersje wzbudza pomysł PKP Cargo, by razem z chińską spółką CNR Corporation Limited produkować w Szczecinie wagony towarowe. Na razie nie wiadomo, czy do tej współpracy dojdzie, bo zarząd PKP Cargo analizuje wyniki studium wykonalności. Polskie firmy zajmujące się naprawą i produkcją taboru kolejowego, zrzeszone w Railway Business Forum, krytykują ten pomysł, bo boją się utraty zamówień. Twierdzą, że nowa spółka z chińskim kapitałem stworzy w Szczecinie mniej miejsc pracy, niż zniszczy w innych częściach kraju. Prywatyzowana właśnie spółka PKP Cargo uważa te obawy za przesadzone. Dzięki współpracy z Chińczykami nie tylko wyda mniej na nowe wagony, ale także będzie je mogła eksportować na Zachód.
Jeśli współpraca największego w Polsce przewoźnika towarowego z chińskim partnerem się powiedzie, będzie to przełom na naszym rynku kolejowym. Dotychczas, mimo nieustannych deklaracji i wizyt polityków, Chiny wcale nie interesowały się naszą koleją. I trudno im się dziwić, bo choć mamy ambitne plany, przetargów na remonty organizujemy tak mało, że trudno nimi zwrócić uwagę chińskich gigantów, mających mnóstwo zamówień w swoim kraju. Rząd ma nadzieję, że zmieni się to w chwili rozpisania przetargu na budowę Kolei Dużych Prędkości (KDP) z Warszawy przez Łódź do Poznania i Wrocławia.
Gotowi do rozmów
Chińczycy mają atut, którym mogą pokonać konkurentów. Pod warunkiem, że pozwolimy im go użyć. Niedawno budujący autostradę Covec ogłosił, że może z chińskich banków wziąć kredyt równowartości 20 mld zł na wielkie inwestycje infrastrukturalne. Przedstawiciele firmy myślą przede wszystkim o kolejnych fragmentach autostrad oraz dalszych odcinkach II linii metra w Warszawie. Podobne rozwiązanie Chińczycy na pewno byliby skłonni zaoferować przy budowie naszej KDP. Niestety, ani rząd, ani samorządy nie potrafią dziś chińskim spółkom odpowiedzieć, czy są zainteresowane taką propozycją.
Z jednej strony to wielka szansa, szczególnie, że środków unijnych po 2013 r. może być dla Polski znacznie mniej, a własnymi siłami kolejnych wielkich inwestycji nie sfinansujemy. Ale równocześnie pieniądze z Chin nie byłyby żadnym prezentem, a po prostu wieloletnim kredytem, który trzeba będzie spłacić. Podobne oferty Chińczycy składają też branży energetycznej. Twierdzą, że mogą wydać 15 mld zł na budowę bloków węglowych w polskich elektrowniach.
Gdyby te wszystkie plany rzeczywiście zostały zrealizowane, Polska nagle stałaby się dla Chin jednym z najważniejszych miejsc inwestycji na świecie. – Jest wiele możliwości współpracy: partnerstwo publiczno-prywatne czy powoływanie spółek celowych. Chińczycy są gotowi do rozmów. Może warto byłoby przy tej okazji pomóc też polskim firmom i ustalać przy dużych umowach warunki offsetu, czyli zakupu przez Chiny naszych towarów za część wartości kontraktu – proponuje Marek Frydrych, reprezentujący wiele chińskich koncernów na polskim rynku. Równocześnie zastrzega, że jego klienci, jako spółki państwowe, nie mogą ponosić strat i są skrupulatnie rozliczane ze swoich zagranicznych inwestycji. Tak korzystna dla budżetu Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad historia z firmą Covec raczej się nie powtórzy.
Czy na taką ekspansję Chin jesteśmy w Polsce gotowi? Oznacza ona przecież nie tylko wzięcie na siebie zobowiązań finansowych na wiele lat, ale też przyjazd większej niż dotąd liczby chińskich pracowników. Spowoduje też kolejne napięcia z Komisją Europejską, która już kontrakt dla spółki Covec ostro skrytykowała. – Chińczycy są do bólu pragmatyczni. Oni też kierują się rachunkiem ekonomicznym, choć planują w znacznie dłuższej perspektywie niż my. Niestety, po naszej stronie nie ma żadnej strategii takiej długofalowej współpracy. Nigdy nie wiadomo, co zrobi kolejny rząd – mówi Radosław Pyffel.
Przykładem polskiego chaosu mogą być próby zachęcania chińskich inwestorów do zakupu polskich spółek. W czerwcu ubiegłego roku szefowie Solarisa ze zdumieniem usłyszeli, że jedna z chińskich firm, z którą kontaktował się PAIiIZ, chciałaby kupić producenta autobusów i tramwajów. Tymczasem Solaris nie jest i nie był na sprzedaż.
Zabiega natomiast o Chińczyków, i nie jest w tym w Europie wcale odosobniony, resort finansów. Nie wiadomo, co prawda, ile naszego długu mają tamtejsze banki, ale azjatyccy inwestorzy podczas jednej z ostatnich aukcji polskich obligacji kupili 15 proc. papierów. Biorąc pod uwagę wysokość naszego deficytu w ostatnich latach, trzeba się cieszyć z każdego banku, który chce nam pożyczać pieniądze na przyzwoitych warunkach. Dziś o chińskie względy bije się wiele krajów, zwłaszcza z południa kontynentu. Grekom i Portugalczykom Chińczycy specjalnie nie pomogli, ale teraz obiecują Hiszpanii, że jej obligacjami są bardzo zainteresowani. Zarobią na nich więcej niż na amerykańskich, których i tak mają w nadmiarze.