Prawie prezes na parkiecie
Adam Maciejewski nowym prezesem Giełdy Papierów Wartościowych
Pierwszą miną były spekulacje i plotki, który z kandydatów do fotela prezesa jest bardziej uwikłany w potencjalny konflikt interesów, co mogłoby mu dawać możliwość wpływania na kurs akcji niektórych przedsiębiorstw notowanych na giełdzie. Wobec niektórych kandydatów formułowano zarzuty, przy których bledną oskarżenia wobec Ludwika Sobolewskiego (że naciskał na małe spółki giełdowe, by zainwestowały w film, w którym grała jego partnerka). A zła atmosfera wokół parkietu byłaby groźna dla całej naszej gospodarki.
Druga mina też była gotowa do wybuchu. GPW jest w trakcie zmiany systemu operacyjnego, czyli serca firmy. Dla giełdy, którą niektórzy wręcz nazywają wielką serwerownią, to szalenie ważne i trudne przedsięwzięcie. Pamiętamy, jaki bałagan zapanował w ZUS, gdy wprowadzał nowy system informatyczny. Gdyby podobnie stało się na GPW, nie byłaby ona w stanie prawidłowo funkcjonować. Transakcje obrotu papierami wartościowymi trzeba by wstrzymać, czego konsekwencje aż strach sobie wyobrazić. Wtedy mówiono by już nie o gęstniejącej atmosferze, ale wręcz o panice. Adam Maciejewski, od lat członek zarządu GPW, a ostatnio p.o. prezesa, daje największe gwarancje, że upora się z tym sprawnie.
A jednak nowy prezes jest zaledwie prawie prezesem, a „prawie” robi wielką różnicę. Nie został mianowany na pełną, czteroletnią kadencję, tylko do czasu, w którym kończy się kadencja jego poprzednika, czyli do połowy 2014 r. Potem prawdopodobnie będzie musiał stanąć do konkursu. Jeśli przez ten rok pokaże, że sprawnie kieruje giełdą, będzie miał wygraną prawie w kieszeni. Minister skarbu zyskuje czas oraz pewność, że nowy prezes zrobi wszystko, by uniknąć konfliktu z dominującym właścicielem, którym cały czas pozostaje państwo, czyli – sam minister. Sprytne. I w dodatku wszyscy są zadowoleni. Prezes GPW ma nad rynkiem kapitałowym wielką władzę, ale „prawie” prezes z pewnością nie będzie jej nadużywał. Spokój zapanuje na giełdzie.